Autor patrzy na świat, jakby do oka wpadł mu kawałek lustra, skradzionego przez diabłów, które spadlo na ziemie i rozsypało się na kawałeczki. I nagle cały swiat wokół zły. Kasiora, wydawana na niesłuszne patriotyczne filmy. Nawet Wajdzie nie przepusci. I ci jacyś tacy mało szlachetni Niemcy, Czy nie było innych. Oczywiście,że byli. Znałem Niemca, który uratowal moja matkę z dzieckiem pokazując, jak uciec z kolumny i unikać tych w czarnych mundurach. Rozumiał i mówił po polsku. Może wcielony Ślązak, Kaszub, albo inny z dawnego Cesarstwa Niemieckiego? Żydzi w getcie całkiem inni, niż powinno się ich pamiętać. Nawet nazwisko profesora polskie. Niestety. Tylko spolszczone. Warto poszukać źródłosłowu, w czym może być pomocna rosyjska forma imienia. Podobnych nazwisk w Polsce jest dużo, noszą je zarówno Polacy, jak Żydzi. Zachęcam autora do poczytania prawdziwych relacji o życiu w gettach, i tym warszawskim, i, nie pokazywanym, w Litzmanstadcie. Nadal nikt nie chce odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Niemcom tak łatwo przyszło utorzyć getta, a potem, przez dwa lata, wywozić bez przeszkód biedne ofiary do obozów śmierci? Dlaczego nie było współdziałania po obu stronach rad z polskim podziemiem? To wszystko robiono osobno, przy biernośi Judenratu, niestety. Czy jednak mamy prawo obwiniać ludzi, którzy stanęli twarzą w twarz wobec niepojętej i irracjonalnej zbrodni? Czy ktoś rzucił podobny zarzut w twarz owemu amerykańskiemu sędziemu, który w rozmowie z Karskim wyznaje, że jako Żyd nie może rozmiarów tego zła nawet dopuścić do świadomości? Warto może popatrzeć na filmy z innej perspektywy. Podobnie jak w czasach PRL-u, od kułaka po człowieka z marmuru, od przodowników pracy po inteligentów z rozterkami. Każda epoka ma swój koloryt, a żadne utyskiwanie tego nie zmienia. Podobnie, jak patrzenie na westerny i czytanie przed seansem historii wypędzonych do rezerwatu Indian z mocną tezą i życzeniem, żeby zwyciężyla sprawiedliwość. Niby, żeby Indianie wyrzucili całe to pokolenie białych i czarnych najeźdźcow tam, skąd przyszli? Rzeczywistość widziana przez tworców dzieli się tylko na dwa rodzaje. Sponsorowana przez zamawiającego i kupowana przez zwabionego widza. Liczby, przytoczone sumiennie przy seansach, pokazują, że mamy często dwa w jednym. I nad tym warto się zadumać, zamiast wybrzydzać nad realizatorami. Taką Polskę żeśmy sobie wybrali. Widać opisane przez Andersena bajki dotarły nad Wisłę.
...siedzą dziś w polskim(?) kinie