to dobrzy politycy współczujący "biednym bogatym przedsiębiorcom" zrobią wszystko (prawie za darmo)by tę nową ( czyli a`la była komuna w Polskim wydaniu)- reformę państwa najpierw podgryzać , a potem zniszczyć z pomocą zawsze niezadowolonych ale ambitnych beneficjentów.
Ale ode mnie ma 'błogosławieństwo" niech MU się uda.
Bo na pewno trafi to do akademików, dziennikarzy, jeszcze nauczycieli, ale do ludzi spoza, jaki tu pas transmisyjny New Labour musiałaby wykonać ?
Z większością klasy robotniczej, nawet w Anglii, gdzie w odróżnieniu od reszty Europy głosują jeszcze na labourzystów (z wyjątkiem wyborów do europarlamentu czy Brexitu - tu oczywiście optują za nacjonalizmem - przynajmniej ci rodowici), jest taki problem, że niski poziom wykształcenia i alienacja z powodu wykonywanej pracy powodują nie tylko na skłonność do populizmu (to akurat zrozumiałe), co popierania wielu kwestii antypracowniczych (Polska - młodzi robotnicy popierający korwinistów, polski etos pracy czyli kult zapierdolu).
Ja sam widzę w swojej pracy, w zdecydowanej mierze fizycznej, że 25% ludzi preferuje bardzo zmienne stany afektywne nad rozumność czy racjonalność, preferuje pracę ponad myślenie (a jak człowiek czegoś jeszcze nie umie - niegrzecznie mówią tym 10% zdecydowanie preferującym myślenie przed działaniem - że powinni więcej myśleć). Te 25% preferuje również szybkość pracy za wszelką cenę i nie zastanawia się nad sensownością czy kolejnością różnego typu działań. Te 25% preferuje ilość pracy (zapierdol), byle inni widzieli, że coś bezsensownego się robi, niż jej jakość i efektywność. Kiedy człowiek jest nadzwyczaj spokojny w swej pracy, te 25% sieje panikę i krzyczy. Kiedy człowiek odczuwa jakąś chęć zbiorowej samoorganizacji czy świadomości swego położenia, względnie świadomości klasowej, te 25% kultywuje mentalność niewolniczą, kult zginania karku, chamstwo jako broń wobec innego pracownika, niezrozumienie lub przeinaczanie opozycji wobec szefostwa, kierownictwa, tam gdzie pracuje.
Kiedy widzisz, że te 25% pracowników, zwłaszcza fizycznych, taka jest, to się zastanawiasz, czy oni mogą być elektoratem partii socjalistycznej ? Moja odpowiedź brzmi nie. I to nie z powodu nacjonalizmu, mieszania kościółkowatości z antyklerykalizmem czy prawicowym populizmem, czy fragmentarycznym rasizmem. Przede wszystkim z tego powodu, że te 25% bardziej utożsamia się z jednostkami bezwzględnymi, lubi przemoc, czasem nawet takich kierowników, bezmyślną pracę, ba wnerwi się, jak jakiś socjalista skróci im czas pracy, bo nie będą mogli więcej dorobić godzin lub dodatkowych sobót.
I jeszcze jedno, taki typ pracownika ma jeszcze więcej wspólnego z tak zwanym Januszem Biznesu - czyli drobnym przedsiębiorcą zatrudniającym kilku ludzi, który jest chamski i dzięki temu odnosi sukcesy na tle tych robotników, spośród których sam się wywodzi, ale i chamstwo jest jego odpowiedzią na konkurencję na rynku. Widzi, że trzeba być skutecznym na rynku i często to przyobleka w nader niesympatyczną formę. Nie zawsze to chamstwo przynosi sukcesy, ale pozwala zachować wyższość nad innymi, zwłaszcza nad swoimi pracownikami, którzy nader często myślą podobnie, i to dość kapitalitycznie. Nie dziwi mnie więc sukces Konfederacji i innych mutacji korwinistów zarówno wśród drobego biznesu, jak i młodszych robotników fizycznych ...
10/10. nic ująć, nic dodać. może tylko, iż ta mentalność niewolnicza to domena dołów społecznych, tak czy owak w tym sensie, iż czym owo dno głębsze, tym jej więcej. czy to są adherenci lewicy? bynajmniej. nie ma takiej możliwości. chyba że z kolei ową lewicowość zdefiniujemy jakoś inaczej. na przykład socjalizm jako synonim feudalizmu.
.. no i już wiem że nie można zmienić mentalności..i nie pomogą media, niezadowolenie z byle jakiego zajęcia-pracy i marych zarobków i rozmowy przy piwie bo trzeba by chcieć.
Po co robić coś co mogą i powinni zrobić inni?
Bardzo mi się Pański komentarz podoba, bo zwraca uwagę na rzeczywistość społeczną w naszym kraju.
A trzeba mieć na uwadze, że pod wpływem Kościoła ta świadomość społeczna nie będzie róść ale odwrotnie - będzie karlała w miarę jak rodziny robotnicze będą nabierały przekonania, że kształcenie dzieci to strata czasu i pieniędzy, bo i tak, już po studiach, odpowiedniej do nowych kwalifikacji pracy nie ma!!
Dla Kościoła taka sytuacja jest korzystna, bo łatwiej manipulować głupimi niż mądrymi, więc będzie takie postawy utrwalała nazywając je patriotyzmem, wskazując jednocześnie wymyślonego wroga dla odwrócenia uwagi.
Więc głosujmy na Lewice ale pozbądźmy się złudzeń, że klasa robotnicza tęskni za socjalizmem - ona tęskni za wysokimi zarobkami i poprze każdego, kto im to zaoferuje.
I dlatego obecnie rządzi PiS.
Rzeczywiście powiedziałbym, że w rodzinach robotniczych odchodzenie od Kościoła jest wolniejsze na tle innych grup ludności (to znaczy jeszcze mniejsze jest w rodzinach rolniczych, ale prawdę mówiąc rolnicy ulegają farmeryzacji i prawdziwych rolników jest już niewielu - nawet tam, gdzie są najmniejsze gospodarstwa - większość użytków dzierżawi kilku prawdziwych gospodarzy*). To odchodzenie postępuje, ale jest mniej widoczne niż w sektorach budżetówki, przedsiębiorców, specjalistów czy pracowników usług. Tak to widzę obserwując ludzi.
Bardziej niż wpływ Kościoła martwi mnie po prostu głupota tych ludzi, przekładająca się na to, że ciężko się z nimi pracuje i ciężko z nimi wytrzymać, człowiek ponosi wysokie koszty psychiczne przebywania z takimi osobnikami (ale zastrzegam, że jest to około 1/4 "klasy robotniczej", nie zaś jej całość). Nie szukajmy tu tylko win kościelnych czy wśród samych tych ludzi, ich rodziny i sposób wychowania oraz wyrachowanie z powodu wysokiego poziomu konkurencji i nerwów w tym rodzaju kapitalizmu odgrywają również niebagatelną rolę.
*Myślę, że dla większości terenów Polski można nawet postawić tezę: "prawdziwych rolników już nie ma, zostali tylko farmerzy". Oczywiście jest fikcja KRUS traktującego posiadaczy ziemi jakby rolników i inne fikcje np. GUS-u ze spisów rolnych.
Dobrze Pan wie, że nie chodzi tu o głupotę w rodzaju niedołęstwa społecznego ale o skrajny konserwatyzm ( jeśli tak można powiedzieć, bo w istocie konserwatyzm to co innego), wobec przeróżnych problemów społecznych i cywilizacyjnych, na które Kościół ma wielki wpływ. A to się przekłada na wybory parlamentarne i kółko się zamyka - wybieramy do władz ustawodawczych nie tych, którzy znają się na problemach społecznych i gospodarczych ale zwolenników dominacji Kościoła w życiu politycznym państwa.
Pisząc o Kościele nigdy nie mam na myśli religii jako takiej ale aspiracje polityczne hierarchii koscielnej.
Zmienił się sposób zarobkowania z rolniczego na zatrudnienie "w mieście"albo w usługach miejscowych.Młodzi ci z zasobniejszych rodzin starają się o pracę i mieszkanie "na stałe" także poza krajem. Prawdopodobnie tam już zostaną bo nie widać by inwestowali w te pozostawione jeszcze rodzinne gniazda.Wieś szczególnie ta bliżej miasta zaczyna być sukcesywnie zaludniana przez mieszczuchów , pustoszeje w dzień a odżywa po południu.
Ci którzy teraz zamienili sie miejscami przenoszą swój świat do nowego środowiska. Rezultatem jest odchodzenie od religijności w mieście ale bez konsekwencji w wyborze światopoglądu i politycznych preferencji. Mieszczuchy nie bardzo wiedzą jak te zmiany przyjąć ale z dezaprobatą powtarzają że "ci nowi wyszli ze wsi ale wieś z nich nie wyszła".
Jest to pewnie dość złośliwe ale trzeba czasu i współdziałania by się zintegrować.