Tacy filmowcy mojej młodości, a takie ...
Kupiłem książkę. Powoli czytam.
Wyjątkowo szykanowane środowisko. Wysyłani na Azji Środkowej, imitującej starożytny Egipt. Zmuszani do kręcenia filmów w kooperacji z demoludami w tym z NRD. Tylko nieliczni wybrani mogli liznąć Zachodu, a wybrańcy nawet za ocean. A w tym czasie chłop hardział i nieżyczliwie spoglądał na biedaków, zmuszonych dla poprawy zdrowia budować na wsi dacze. Swego czasu na spotkaniu z sympatyczną żoną Leonarda Tyrmanda, opowiadającej ciepło o mężu, powstrzymałem się aby jej wyjaśnić, że ta YMCA w której mieszkał prześladowany przez reżim, była pod administracją komunistycznej przybudówki młodzieżowej, a nie żadnej chrześcijańskiej organizacji. Biedni reżyserzy, którym nie starczało na dżinsy, ze swoimi zaliczkami, nieporównowalnymi do żadnej pensji robotnika, czy profesora akademickiego, wyjeżdżali za granicę i widzieli wzory najlepszych. Podobnie aktorzy, pisarze, dziennikarze. Widziałem tą euforie po upadku komuny, pierwsze wyciagnięcie ręki do twórców, a potem całkowitą zmianę kursu. Kapitalizm okazał się ustrojem, który nie dzieli biedy po równo. Dla kogoś musi wystarczyć na luksusy. Na szczęście opisani potrafili utrzymać poziom i wpasować się w ową rzeczywistość. Okazali się sprawni. Z przyjemnością słuchałem Kazimierza Kutza na spotkaniu w GW, kiedy opowiadał o perypetiach przy kręceniu filmów i sugestiach Edwarda Gierka. Dla niego wtedy to byla walka o przetrwanie, po latach kolejna anegdota.