Kazik śpiewał kiedyś – "Wszyscy artyści to prostytutki..." – zapewne nie wszyscy, ale coś w tym jest.
Artyści w społeczeństwie spełniają szczególną rolę. Bardzo dobrze wynagradzani względem reszty społeczeństwa, dostarczają nam rozrywki, pobudzają do przemyśleń, pozwalają nam obcować ze sztuką. I tą przez wielkie i tę przez małe "S".
Jak i na całej intelektualnej elicie w kraju, tak i na artystach, którzy również stanowią swego rodzaju elitę, mającą wpływ na kształtowanie postaw czy poglądów, ciąży odpowiedzialność wobec tego społeczeństwa, bez którego przecież by nie istnieli. To przecież społeczeństwo wynosi ich na szczyty, chodząc do kina na ich filmy, kupując ich płyty, książki czy obrazy. Wraz z rozwojem mediów, telewizji, internetu, wbrew oczekiwaniom, trudno mówić o upowszechnieniu kultury, mimo warunków ku temu lepszych niż miało każde poprzednie pokolenie. Mimo tego zachodzi wręcz odwrotny proces – stopniowego upadku kultury w każdej dziedzinie. Kultura ulega komercjalizacji i totalnej uniformizacji. Dziś standardy polskiej kultury wyznaczają seriale "Plebania", bracia Mroczek czy tacy artyści jak Michał Wiśniewski. I w coraz mniejszym stopniu o popularności decydują odbiorcy, a właśnie media, które potrafią wylansować gwiazdy, nierzadko z całkowitych miernot.
Mimo to odpowiedzialność na artystach wobec społeczeństwa wciąż ciąży, bo to ono w ostatecznym rachunku, płaci za ich pracę jako jej odbiorca. Jak ważne dla fanów jakiegoś zespołu, czy aktora, mogą być jego słowa czy postawa, jaką zajmie w kwestiach dotyczących społecznych problemów, czy też brak tej postawy, nie muszę pisać.
Apolityczność czy oportunizm?
W przeciwieństwie do czasów PRL, kiedy wyrażanie poglądów przez artystów było nierzadko aktem obywatelskiej odwagi, a mogło się wiązać z bezpośrednimi ryzykiem zaprzepaszczenia dalszej kariery, dziś można mówić czy pisać niemal wszystko.
Co z tego, jeśli dziś ludzie kultury, artyści, jak ognia unikają zabierania głosu w sprawach społecznych czy też politycznych (a jedne przecież tak trudno odróżnić od drugich) poza ramami neoliberalnego dyskursu, wyznaczonymi przez media i wielkie partie polityczne, w których nie ma miejsca dla problemów zwykłych ludzi. Lepiej być neutralnym i nie zdradzać się ze swymi poglądami, wtedy mogą kochać cię wszyscy... i kupować twoje płyty – zdaje się głosić niepisane credo polskiego artysty.
Postawy zaangażowane wśród artystów to dziś wyjątkowa rzadkość. W tym świecie liczy się najbardziej pieniądz, który łatwiej zarabiać będąc nijakim.
Społecznej tematyki nikt nie podejmuje. Jej echa tylko można znaleźć w pozamainstreamowym hip-hopie czy rapie. A i o wielu artystach nawet jako ludziach trudno powiedzieć, że są obywatelami, bo do żadnych obowiązków obywatelskich się raczej nie poczuwają, a jeśli już, to stają po drugiej stronie barykady.
Nawet w USA podczas wielotysięcznych demonstracji organizowanych przez ruch antywojenny przeciw wojnie w Iraku, pojawiały się amerykańskie hollywoodzkie gwiazdy. W ubiegłym roku na jednej z takich demonstracji byli Sean Penn, Jane Fonda, Tim Robins, Bruce Springsteen, którzy mieli odwagę publicznie potępić wojenną, terrorystyczną politykę Busha. U nas to się nie zdarza. Darek Kacprzak, basista zespołu Proletaryat skwitował to jednym zdaniem: – Nie zdarza się u nas również, jak ktoś zasłabnie na ulicy, by ktoś podszedł mu pomóc. A takich mamy artystów, jakie mamy społeczeństwo. U nas społeczeństwo jest zachowawcze. Obaliło komunę, a potem się poddało i znów musi minąć kilkadziesiąt lat, by nastąpił jakiś zryw. My nie jesteśmy nauczeni etosu pracy, codziennego bycia w demokracji. Obalić rząd czy pół litra to tak, ale coś więcej? Choć głos znanych artystów ma większą zapewne wagę niż głos zwykłego człowieka, to nie zawsze jest tak, że tego głosu zabrać nie chcą. Są tacy, którzy mają coś ważnego do powiedzenia, ale to media nie chcą ich słuchać, a przez to nie są też słyszani w społeczeństwie. Najpierw muszą go zaaprobować media, bo tylko one mogą go nagłośnić. W ogóle myślę, odpowiadając na pytanie, czy artyści mogą tu spełniać jakąś szczególną rolę, że zawód nie ma znaczenia. Człowiek jako taki powinien mówić głośno o tym, czy mu się coś podoba czy nie. Na postawione pytanie trudno odpowiedzieć jednoznacznie, bo to zawsze jest w jakiś sposób skażone działaniem "pod publiczkę" i jest to w jakimś sensie oszustwo. Jest wielu ludzi, którzy robią coś dobrego, pomagają tym, którzy pomocy potrzebują, ale robią to cicho i w cieniu. I ci się najbardziej liczą i są godni szacunku. A ci, którzy robią dużo szumu wokół siebie, mają małą efektywność działania, a często też złe intencje.
Zbigniew Hołdys stwierdził, że tacy artyści jak Penn czy Springsteen są znani z takich poglądów: – Mają na tyle ugruntowaną pozycję społeczną, że ich losy nie zależą od ekipy rządzącej, co pozwala im wyrażać swoje własne poglądy. Jeśli ktoś taki coś popiera, to robi to nie koniunkturalnie, ale dlatego, że tak myśli. Ale oczywiście i tam większość gwiazd nie miesza się w politykę. Ich menedżerowie mówią im, żeby nie mieszali się w politykę, bo stracą fanów. Trudno przecież mówić o takiej Britney Spears, by miała jakiekolwiek poglądy polityczne. Na Zachodzie są zespoły, które jak Rage Against The Machine, znane z mocno lewicowych poglądów, które wyrażają w swoich tekstach czy wywiadach. Są tacy pisarze, jak Marquez, który w swej twórczości osiągnął najwyższe szczyty i nie bał się wyrażać swoich lewicowych poglądów. A w Polsce jest tak, że artyści nie wyrażają żadnych poglądów i można odnieść wrażenie, że takowych nie mają. Uaktywniają się tylko wtedy, gdy jest telewizja, która może ich pokazać. Wtedy jednak, gdy prezentują swoje poglądy wychodzi na to, że mądrze nie mówią. Miałem pretensje, nie ukrywam, do Krzyśka Cugowskiego, który kandydował do Senatu nie znając się na polityce i nie uczestnicząc wcześniej w żadnych działaniach. To jest człowiek, który nigdy nie prowadził choćby domu kultury. Po dwóch latach sam to zrozumiał i przyznał, że była to jego wielka pomyłka. Nie wierzę artystom funkcjonującym w polityce. Artysta w życiu społecznym powinien uczestniczyć jako prywatna jednostka.
A może koniunkturalizm?
Rok 1998. Dolny Ślask nawiedza powódź stulecia. Pół Wrocławia zostaje zatopione. Duża grupa artystów z pierwszych stron gazet nagrywa clip "Moja i Twoja nadzieja". Organizowane są koncerty, wydawane płyty, z których – jak się nam wszystkim wydawało – dochód przeznaczono na pomoc dla powodzian. Cała Polska z przerażeniem i współczuciem oglądała relacje z zatopionego Śląska. Wszyscy łącznie z artystami okazywali swą sympatię ofiarom kataklizmu. Dla niektórych artystów, bądźmy szczerzy, była to również promocja. I jak wyjawia Hołdys, nie było tu żadnego gestu, bo też żaden z artystów nagrywających ten clip ze swoich tantiem nie zrezygnował.
W 2004 r. wszyscy polscy politycy, a wraz z nimi media, rozpływały się w zachwycie nad ukraińską "pomarańczową rewolucją". Do Kijowa jeździli posłowie, senatorzy, przedstawiciele rządu i sam prezydent. Za nimi w owczym pędzie pognali niektórzy artyści, z których tak po prawdzie żaden nie wiedział, co się na tej Ukrainie dzieje i nie bardzo go to obchodziło. Wystarczyło powtórzyć za mediami słowa o wolności i demokracji, z którymi jak się szybko okazało tzw. rewolucja nic wspólnego nie miała. Dawało to jednak możliwość autopromocji połączonej z pewnością, że koncerty w Kijowie nadadzą wszystkie polskie stacje.
Interesujący jest też fakt, że gdy na całym świecie wielu artystów włączało się w ruch antywojenny, nasi artyści nie chcieli mieć z nim nic wspólnego, a niektórzy wręcz przeciwnie. Maryla Rodowicz w 2005 r. pojechała dać koncert żołnierzom w Iraku, tym samym stając po stronie katów, a nie ofiar. Jak później mówiła prasie: "Już w tamtym roku chciałam tu przyjechać. Teraz się udało. Jestem zachwycona!". Bardziej uczciwie postąpiła Doda, która kilka tygodni temu miała wyjechać na podobny koncert również do okupowanego przez nas Iraku. "Super Express" napisał: "Doda wypięła się na polskich żołnierzy". W przeciwieństwie do Rodowicz, która koncertowała dla żołnierzy całkowicie bezpłatnie, a więc chyba z pobudek ideowych. Jakich? Wstyd pytać. Doda postawiła MON-owi takie warunki finansowe oraz dotyczące własnego bezpieczeństwa, że wojsko spełnić ich nie mogło.
Jeszcze bardziej obnażył takie postawy Hołdys, który nie ma jednoznacznego stosunku do wojny w Iraku i chce widzieć w niej nadal jednak "mniejsze zło" niż za czasów dyktatorskich rządów Husajna: – Zdaję sobie sprawę, że występ Rodowicz przed żołnierzami gdzieś tam, ma cel propagandowy. Artyści występują na Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy i wykłócają się, czy będą w telewizji. Występują na Dniu Kotana, gdzie walczą o to, by nie było narkomanii, ale wcześniej walczą o to, o której godzinie wystąpią i czy telewizja ich pokaże. Z tym są zawsze związane interesy. I choć nie mam pretensji do tych ludzi, to sam tym gardzę i tak nie postępuję. Gdybym ja miał jechać do polskich żołnierzy, to bym pojechał po cichu i nikomu o tym nie mówił. Znam artystów, którzy robią masę dobrych rzeczy dla innych ludzi i nie robią o to hałasu, a znam i takich, którzy przekazują gitarę za 100 zł z własnym podpisem i głośno krzyczą, że wspomogli potrzebujących.
Przykład z "Budryka"
W "Budryku" od ponad miesiąca trwa strajk. W naszym kraju, tuż pod naszym nosem, rozgrywa się dramat kilku tysięcy górników i pozbawionych środków do życia ich rodzin. Dla artystów nie jest to miejsce, w którym można zabłysnąć. Nie jest to też miejsce, w którym można zarobić. I choć wszyscy wiedzą, że słuszność jest po stronie pracowników, dla artysty pokazać się tam po stronie zwykłych ludzi, to wybór i określenie własnej postawy, wbrew panującym w mediach poglądom. Na to trzeba odwagi, której u większości artystów brak. Poza tym bez wątpienia, nie ukrywajmy, "gwiazdy" mają inne interesy, a ich byt określa ich świadomość. Dla zmęczonej długim strajkiem załogi wystąpił tylko nasz stały felietonista i śląski satyryk, Marian Makula. Ale takie postawy to wyjątkowa rzadkość. Wystąpił dla górników, bo jak twierdzi, popiera ich słuszne żądanie sprawiedliwości. Z niesmakiem skomentował ostatnie ataki Kutza na strajkujących górników, a przede wszystkim związkowców. Tego samego Kutza, który w przeszłości nakręcił piękne filmy o walkach górników na Śląsku. Dziś wiele się w tym względzie nie zmieniło, poza samym Kutzem, dzisiejszym senatorem PO.
Darek z Proletaryatu zwrócił uwagę, że tak naprawdę za sprawą mediów nikt w kraju do końca nie wie, o co chodzi strajkującym: – W każdej gazecie czytam co innego. Ja żadnej nie wierzę i dopiero jak przeczyta się kilka, to człowiek może lekko się otrze o prawdę. Trudno zajmować stanowisko w świecie pełnym "faktów" medialnych, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Trochę inne poglądy w temacie społecznego zaangażowania artystów ma Maciek Roszak, lewicowy bard, który nagrał kilkadziesiąt interpretacji znanych utworów o tematyce rewolucyjnej i robotniczej, a na co dzień jest listonoszem i aktywnym działaczem społecznym. Twierdzi, że interesuje go wyłącznie sztuka zaangażowana i takie inicjatywy, jak Teatr Ósmego Dnia z Poznania, na którego deskach znajdują warunki do rozwoju najprzeróżniejsze inicjatywy artystyczne, te niekomercyjne i niezależne.
A co z zaangażowaniem społecznym polskich artystów? – Równie dobrze można pisać tekst o społecznym zaangażowaniu prostytutek.
Jarosław Augustyniak
Tekst ukazał się w tygodniku "Trybuna Robotnicza".