Bartosz Ślosarski: Konsumowanie buntu

[2010-05-28 20:29:16]

Do historii przeszedł plakietkowy protest studentów Uniwersytetu w Berkeley, który odbywał się w trakcie międzynarodowej rewolty 1968 roku. Główny powód stanowiły słowa rzecznika prasowego tejże wyższej szkoły. Powiedział on, że prawdopodobnie 49 procent studentów, to komuniści. W kilka dni po tym noszono w klapie hasło "należę do 49%". Ta przysłowiowa część zrobiła ostatnią dużą rewolucje w dziejach. Ich działania zostały udokumentowane i trafiły do podręczników szkolnych. Dziś to tacy ludzie, jak Daniel Cohn-Bendit lub Joschka Fischer, są wzorami dla dzisiejszych lewicowców z ambicjami politycznymi.

Jednakże ciekawszą kwestię stanowi reszta, czyli te "51 procent". Byli to w większości konserwatyści czy raczej kierowali się w swoim życiu konformizmem? Wtedy nikt nie zważał na tę resztę, ale kiedy dziś jest nią o wiele większa część społeczeństw, to pytania są zasadne. Może sytuacja nasza poprawiła się na tyle, by zaprzestać jakichkolwiek działań. Choć z drugiej strony, czemu rosnąca przepaść między północą a południem, wsią a miastem, wschodem a zachodem, nie jest niepokojąca? A ograniczając się do naszego podwórka, to czy Polacy są szczęśliwi z mieszkania na zielonej wyspie na czerwonym morzu gospodarczym, w którym bezrobocie sięga niecałych trzynastu procent? Zielonej wyspy, na której doktoranci dostają piekielnie niskie stypendia, a płace kobiet są mniejsze od płacy mężczyzn?

No i w końcu najważniejsze - czy dziś jest jeszcze miejsce na prawdziwy bunt, który zmieni schematy ludzkiego myślenia, poszerzy je o nowe horyzonty?

I

Konserwatyści, którzy znani są ze swojego dualizmu w myśleniu, zapewne zdziwiliby się takim postrzeganiem świata. Jak to nie ma buntu? On jest i na dodatek jeszcze bardziej niebezpieczny, niż niegdyś! Bo wspomagany przez popkulturę i masowe media, degenerujące młodzież, która coraz częściej odchodzi od dotychczasowego stylu życia. Naprawdę bardzo dziwny i śmieszny to dualizm, bo z jednej strony bronią oni swych konserwatywnych obyczajowych wartości, z drugiej zaś wspierają wolny kapitalistyczny rynek, o którym już Marks pisał, że profanuje to, co święte. Na dodatek bez żadnego wyjątku.

Buntowniczość dziś można uświadczyć w telewizji. Oglądając np. stacje pokroju MTV, widzi się ucharakteryzowanych na dzieciaków muzyków, prezenterów, show-manów z markowymi ciuchami, na których estetycznie wycięto dziury, by podkreślić ich antagonizm względem ludzi o normalnym ubiorze. Na dodatek często oni propagują swój dziecinnym nonkonformizmie wobec rodziców i szkoły. Subkultura Emo opiera się na kontestacji współczesnego świata, a wyznacznikiem kontestacji jest zadawanie sobie samemu bólu, więc jest to myślenie ograniczone do jednostki. Należy dodać, że wszelkie nurty telewizyjnego buntu są pozbawione wątku politycznego, za wyjątkiem ataków na byłego prezydenta USA, który w ich oczach był synonimem obciachu nie politycznego (bo w istocie był), a kulturalnego.

To już nawet nie jest to samo, co w latach osiemdziesiątych, kiedy królowała bodajże ostatnia tak zaangażowana politycznie subkultura, czyli anarchistyczny punk, choć nawet i główni przedstawiciele tego nurtu, którzy śpiewali, że nie ma dla młodych przyszłości w Wielkiej Brytanii, sami zapewnili sobie taką, o jakiej mogłaby pomarzyć duża większość ich słuchaczy. Wszyscy przecież wiedzą, że zarówno w tamtym przypadku, jak i we współczesnych odpowiednikach, chodzi o pieniądze. Że za tymi potencjalnie rewolucyjnymi hasłami stoją wielkie koncerny fonograficzne oraz korporacje, którym prawdziwa rewolucja na pewno by nie odpowiadała.

To jest dzisiejszy bunt. Bardzo ładnie i oryginalnie opakowany, ale pusty w środku. Skoro wiadomo, że to wszystko to niezły biznes, to naturalne jest także, że jedynym prawdziwym buntem jest ten przeciwko korporacjom, które "buntowniczość" kreują. W czasach - kiedy państwo dziś mniej znaczy, niż globalna korporacja, a jednostki, wręcz całe społeczeństwa, są manipulowane na różne sposoby – takie anty-korporacyjne hasła nie wystarczają. Bo, jak widać na wyżej wymienionych przypadkach, wykreowanie nonkonformistycznego wizerunku wielkich marek spowodowało, że dziś potencjalny "bunt" wyrażany jest w konsumpcji określonych towarów. A to sprowadza nas do esencji współczesnego kapitalizmu, jaką jest konsumpcjonizm.

II

Max Weber pisał ponad sto lat temu o duchu ówczesnego kapitalizmu. Znalazł on mocne powiązania systemu gospodarczego z religią protestancką, a ściślej – z jej etosem, który wyrażał się w tym, że gloryfikowano ciężką pracę, wręcz przybierającą ascetyczne formy. Miała ona służyć tworzeniu powszechnego dobrobytu. Ta etyka wymuszała konkretne zachowania, postawy, nawet poglądy.

Jednakże w ciągu stu lat zaszły ogromne zmiany na polu gospodarczym, a także ideowym. Niebagatelne znaczenie ma triumf i powstanie hegemonii neoliberalnej. Aktualnie etykę protestancką technokraci postrzegają raczej jako jakiś rodzaj socjalizmu, a społeczeństwo nowego kapitalizmu jest nastawione na konsumowanie, nie zaś produkowanie towarów.

Stąd też amerykański politolog Benjamin Barber na bazie twierdzenia Webera ukuł własną tezę, że wszyscy jesteśmy... dziećmi. Nazwał to etosem infantylizmu. Konsumowanie zajmuje tu naczelną pozycję. Społeczeństwo wyszło z fabryk i znajduje się teraz w supermarkecie. Każdy zaopatruje się już nie tylko po to, by zaspokoić swoje potrzeby, ale też, żeby posiąść nowe idee bądź style życia. Większość jest oczywiście napędzana do kupowania i konsumowania przez różnego rodzaju handlowe triki lub reklamy. Musi tak być, by neoliberalny kapitalizm mógł dobrze egzystować, ponieważ rosnące nierówności w dzieleniu globalnego bogactwa powodują zachwianie równowagi na linii produkcja-konsumpcja. Krótko mówiąc, zachodnia cywilizacja musi nadrabiać za całą resztę. Stąd naczelnym i na dobrą sprawę jedynym zadaniem obywatela dziś jest konsumpcja.

W takim przypadku wszystko, co nie jest towarem, traci znaczenie dla człowieka. Nie ma dlatego niczego takiego w ponowoczesnym kapitalizmie jak alternatywna i gruntowna wizja przebudowy społecznej, bo żaden "produkt" na rynku nie niesie takich idei ze sobą. Wszyscy jesteśmy dziećmi, bo dajemy prowadzić się za rączkę naszym neoliberalnym rodzicom, czyli technokratycznym instytucjom i ich przedstawicielom. Nasze protesty dziś przypominają jedynie dziecinne szarpanie. Ruchy jednej sprawy zwykle są skazane na porażkę, bo problemy przez nie poruszane istnieją zawsze jako efekt aktualnych podziałów społecznych. A społeczeństwo obywatelskie w formie windowanej przez neokonserwatystów przypomina plac zabaw – są formy kanalizacji naszych frustracji, ale wszystko jest tam tak stworzone, by rządzący mieli nad naszym postępowaniem w ostatecznym wypadku kontrolę.

Wizja zinfantylizowanego i zdziecinniałego społeczeństwa jest bardzo pesymistyczna, lecz zadaje kłam poglądowi szerzonemu przez polskich publicystów, że obywatele są w większości konserwatywni. Nie ma czegoś takiego jak konserwatywne, liberalne bądź socjalistyczne społeczeństwo. Są jedynie elity rządzące i zinfantylizowana grupa rządzonych obywateli, a formą władzy tychże elit są ideologiczne aparaty państwa (szkoły, instytucje państwowe; można także mówić o aparatach międzynarodowych, jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy), o których pisał już Louis Althusser.

III

Wracając do wyjściowego pytania – czy jest jeszcze miejsce na bunt w tym smutnym postrzeganiu rzeczywistości? Jest. I znajdujemy się w tym samym punkcie, co przed rewoltą majową. Wtedy, jak i dziś, skompromitowała się lewica na całym świecie. Socjaldemokratom na zachodzie czkawką odbija się łączenie ich idei z neoklasycznym postrzeganiem gospodarki, za to odpowiednikom na wschodzie wciąż brakuje rozliczenia się ze swoją przeszłością, wyrażającej się w teraźniejszości jako widmo komunizmu krążące nad wszelkimi bardziej prospołecznymi działaniami i hasłami.

Należy odejść od naczelnego hasła Maja 1968 i spojrzeć na samą historię ruchu politycznego, jaki wyrósł z tej rewolty. Mawiano w tamtym czasie, że zmieniać i reformować można bez zdobywania władzy. Jednakże spora część buntowników, na czele z Cohn-Benditem, stworzyła później Partię Zielonych, która na europejskiej arenie jest coraz ważniejszym graczem. Stąd konkluzja jest prosta – rewolta w sporze politycznym jest konsekwencją wcześniejszego fermentu kulturalnego. Można znaleźć analogie między tamtymi wydarzeniami, a długim marszem polskich feministek, które zaczynały w małych grupkach na ulicach, a dziś tworzą duże lobby, które wywiera bezpośredni wpływ na parlament i polityków. Ruch feministyczny odegrał także wielką rolę w postrzeganiu przez Polaków kwestii emancypacji kobiet – przykładem są choćby same parytety, które cieszą się poparciem połowy społeczeństwa.

Gorzej wygląda natomiast sytuacja polskich odpowiedników Cohn-Bendita i Fischera z 1968 roku. Studenci w większości są grupą uwikłaną silnie w polski mainstream i spór między odlotowym PO, a obciachowym PiS. Dopiero niedawne przebudzenie (z niemałą rolą KP, a ostatnio także – Demokratycznego Zrzeszenia Studenckiego) przekłada się na pierwsze protesty przeciwko złemu finansowaniu uczelni wyższych i nauki w ogóle. Ostatnim takim wydarzeniem był protest doktorantów we Wrocławiu i walka o godną pozycję na uczelni, nie tylko finansową.

O ile ta rewolucja w myśleniu w sprawie równouprawnienia postępuje dużymi krokami i zaczyna mieć swoje polityczne efekty, to sprawa edukacji wciąż jest na szarym końcu zainteresowań, zarówno obywateli, dziennikarzy, jak i polityków. Na tych przykładach widać, że najpierw należy zmieniać, by ktokolwiek nie akceptujący ponowoczesnego status quo mógł zdobyć władzę. Posługując się retoryką Ryszarda Kapuścińskiego – żeby robić rewolucję, trzeba samemu być wolnym (myślowo). Rozróżnienie ideologii neoliberalnej i etosu infantylizmu jest kluczowe dla tej kwestii. Zazwyczaj patrzy się na konsumpcjonizm, jako wynik neoliberalnego kapitalizmu, lecz może należy i w tym przypadku odwrócić myślenie, czyli uznać etos konsumpcjonizmu oraz związanego z nim egoizmu za pewne podstawy w postaci akceptacji społecznej, za tego "ducha". Obrazując, neoliberalizm to ideologia, znajdująca się za kurtyną w postaci naszej współczesnej etyki. Dopóki nie zerwiemy kurtyny lub nie oberwiemy w niej dziur, to walka z neoliberalizmem na polu demokratycznej polityki będzie tylko mrzonką.

Nawet czysto teoretyczna zmiana na szczytach władzy nie spowoduje zatrzymania pewnego rozkładu stosunków społecznych, jakie wynikają z triumfu konsumpcjonizmu nad innymi formami jednostki w państwie. To pokazuje, że równie ważna, co walka polityczna, jest spór na polu kultury. Podstawą etosu alternatywnego powinna być empatia oraz idea obywateli, którzy biorą odpowiedzialność za państwo, a głównie najbliższą społeczność. Przekształcają rzeczywistość wokół siebie dla dobra zarówno wspólnego, jak i osobistego (czyż nie jest to najlepsze droga do wyjścia z postpolityki, czyli zarządzania bez głosu szerokich mas ludzkich?). Ktoś mógłby powiedzieć, że takie podejście jest nierealne. Na to odpowiedź jest prosta – takie cechy jak empatyczność i egoizm są naturalne dla ludzi. Etyka – jak pisał Slavoj Żiżek - to zawsze pewne zaprzeczenie rzeczywistości. Z tym, że alternatywna wizja stosunków społecznych stawia, zamiast egoizmu, empatię i większość jej konsekwencji na pierwszym miejscu.

Walka poprzez kulturę, gdzie spotkają się dwie wizje współdziałania obywatelskiego, może doprowadzić do fermentu. Ten ferment to właśnie będzie prawdziwy antagonizm, który przełoży się na stosunki polityczne w późniejszym czasie.

Choćby i pogruchotanie bądź zmiana systemu nie spowoduje, że wypędzimy jego ducha, który wciąż będzie straszył i przejawiał się w pewnych charakterystycznych zachowaniach dla egoistycznych zbiorowisk ludzi. Zmiana systemu nastąpi tylko po wcześniejszym wypędzeniu ducha neoliberalizmu. Jeśli nie zostanie wypędzony, to do takowej zmiany nie dojdzie, bo zestaw wartości obywatela-konsumenta powoduje, że późny kapitalizm konsumuje bunt społeczeństw.

Bartosz Ślosarski


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



25 LAT POLSKI W NATO(WSKICH WOJNACH)
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
13 marca 2024 (środa), godz. 18.30
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca
Podpisz apel przeciwko wprowadzeniu klauzuli sumienia w aptekach
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-bezprawnemu-ograniczaniu-dostepu-do-antykoncepcji-1
Szukam muzyków, realizatorów dźwięku do wspólnego projektu.
wszędzie
zawsze

Więcej ogłoszeń...


16 kwietnia:

1775 - Urodził się Wojciech Gutkowski, inżynier wojskowy, uczestnik insurekcji kościuszkowskiej i wojen napoleońskich, autor oświeceniowej utopii "Podróż do Kalopei", w której opisał nierzeczywiste, demokratyczne społeczeństwo.

1844 - W Paryżu urodził się Anatol France, poeta, powieściopisarz i krytyk francuski o postępowych poglądach; laureat Nagrody Nobla.

1889 - W Londynie urodził się Charles Chaplin, reżyser, scenarzysta, aktor, producent filmowy i kompozytor muzyki do swoich filmów; jeden z najwybitniejszych artystów w historii kina.

1896 - W Moineşti urodził się Tristan Tzara, francuski malarz i eseista pochodzenia rumuńskiego, twórca dadaizmu, zwolennikiem marksizmu, wstąpił w 1937 r. do FPK, brał udział w hiszpańskiej wojnie domowej, a w czasie II wojny światowej w Resistance.

1919 - W Warszawie odbył się zjazd Związku Polskiej Młodzieży Socjalistycznej; przewodniczącym Komitetu Centralnego wybrano Stanisława Dubois.

1920 - Początek 10-dniowego strajku ekonomicznego 50 tys. włókniarzy okręgu łódzkiego, Żyrardowa, Zawiercia i Częstochowy.

1936 - "Krwawy czwartek" we Lwowie: w czasie pogrzebu zabitego przez policję bezrobotnego Antoniego Kozaka policja zabiła 49 demonstrantów.

2020 - W Oviedo zmarł na COVID-19 Luis Sepúlveda, chilijski pisarz, dziennikarz, reżyser i scenarzysta filmowy, aktywista polityczny i ekologiczny.


?
Lewica.pl na Facebooku