Łukasz Drozda: Uczyć się od wylotówek?
[2013-07-22 00:11:44]
To polemika z całym dominującym w architekturze paradygmatem modernizmu, co jednak bardzo istotne, odnosząca się do tego dziedzictwa z należytym mu szacunkiem. Wytykająca jego błędy, ale nie starająca się go podważać w sposób obrazoburczy. Publikacja ta znacznie wykracza poza ramy manifestu, będąc nie tylko tekstem teoretycznym, ale i praktycznym podręcznikiem projektowania, przeznaczonym zresztą nie tylko dla samych architektów i urbanistów. Książka Venturiego i spółki to rzecz o utraconej przez architekturę wrażliwości, o potrzebie przywrócenia jej po dekadach zapomnienia pomieszanego z kierowanym w jej stronę drwiącym lekceważeniem. „Papież modernizmu” jest w tym kontekście ważnym polemistą autorów omawianej publikacji, ale czy w ogóle po W stronę architektury możliwe jest pisanie jeszcze czegokolwiek o tej dyscyplinie bez przywoływania Le Corbusiera? Z pewnością nie jest za to polemistą jedynym. Lista zarzutów jakie Venturi, Scott Brown i Izenour stawiają modernizmowi jest długa. Grzechem głównym jest w oczach tria ucieczka od symboliki. Modernizm kojarzy się dzisiaj z bezkompromisowym cięciem – jego intencją było nie tyle stworzenie nowego stylu, co odrzucenie wszystkich poprzedników ich własnych idei i wykreowanie hegemonicznego ponad-stylu. W praktyce powstał jednak prąd, dzisiaj traktowany zresztą równie bezkompromisowo, co jego poprzednicy. W dodatku, modernistyczni architekci jeden zestaw symboli (romantyczno-historyczny eklektyzm) zamienili na inny, inspirowany industrializmem i kubizmem. A sami też mieli swoje niepodważalne świętości, takie jak budzące zachwyt Corbu silosy i aeroplany. „Odrzuciwszy eklektyzm architektura modernistyczna pogrążyła symbolikę i symbolizm”. Architekci skupili się na walorach konstrukcyjnych, niesłusznie porzucając rolę ornamentu. Ekspresja modernistycznej architektury stała się w tym kontekście tylko jałowym ekspresjonizmem, a zamiast tego zamieniła całe budynki w pojedyncze ornamenty – piszą Venturi, Scott Brown i Izenour. Wytyczone społeczeństwu przez modernistów reformatorsko-postępowe cele nie miały szansy się ziścić, a budynki przestały służyć ludziom. „Nasze formy są zbyt bijące po oczach w stosunku do ich funkcji w otoczeniu, a równocześnie nasze detale są dla tembru tego otoczenia zbyt delikatne” – dodają. Projekt modernistyczny nie spełnia potrzeb indywidualnego detalu i intymności. Genialna architektura mistrzów wysiada w prostej konfrontacji z kiczowatym, chaotycznym naśladownictwem w wydaniu Las Vegas, które to owe potrzeby rozumie doskonale. Właśnie to miasto, wraz z jego odrzucającą dla architektów aleją kasyn, Las Vegas Strip, bezmyślnie forsującą ruch samochodowy i kompletny stylistyczny bałagan, stało się laboratorium doświadczalnym dla autorów projektu, w wyniku którego powstać miała omawiana książka. Publikacja była prawdziwym szokiem, spotkała się z lawiną krytyki w środowisku architektów, a mimo tego zdołała przetrwać. Podobnie jak i jej autorzy, z których sam Venturi sięgnął np. nieco ponad dwie dekady po jej wydaniu po „architektonicznego Nobla”, czyli Nagrodę Pritzkera. Pierwsze wydanie Uczyć się od Las Vegas… ukazało się zresztą w 1972 r. O ironio akurat w roku wyburzenia osiedla Prutt-Igoe w St. Louis, uznawanego za początek symbolicznego końca panowania modernizmu. Troje autorów wielkim projektom przeciwstawia lekceważone powszechnie projekty z Las Vegas. Konstruuje teorię architektury „zwyczajnej i brzydkiej”, ale zarazem bardzo potrzebnej, mówi o kategoriach takich jak „dekorowane budy” i „kaczki”. Nie zgadza się na to, aby kiczowate budownictwo ze stolicy światowego hazardu traktować wyłącznie z kpiącym lekceważeniem. Pokazuje w nim szereg cennych inspiracji, których brakuje współczesnym architektom, w swoim twórczym szale zapominającym o wadze efektywności ekonomicznej budownictwa: tak aby było nie tylko popisem ekspresji projektantów, ale i nadawało się do realizacji przez wykonawców. Aby było to budownictwo relatywnie tanie, dostępne dla ludzi. Jakkolwiek realne. Efektem pracy trojga architektów okazało się fascynujące dzieło, inspirujące do zadawania pytań o nieporuszane przez ich poprzedników kwestie. Strip pozwoliło udowodnić podstawowe błędy modernizmu: jego unifikację i skłonność do masowego kopiowania projektów jego mistrzów, przez które modernistyczne budynki zatraciły swoją (bardzo ważną dla ludzi) tożsamość. Strip udowodniło ponadto, że ludzie lubią czerpać z architektury przyjemność, o czym dzisiejsi architekci niekoniecznie zdają się już pamiętać. Sam modernizm wcale nie okazał się zaś być tak egalitarnym, jakim chciałby się widzieć. To właśnie najbiedniejsi skazani zostali na wymóg akceptowania chociażby i największej nonszalancji architektów, jako mieszkańcy publicznego budownictwa masowego, nie mogąc sobie pozwolić na jego modyfikacje i uczłowieczanie. Blisko brzmiący przykład katowickiego osiedla Tysiąclecia? Krytykowani przez Venturiego i spółkę architekci tworzyli z myślą o zaprojektowanym przez siebie Człowieku w sposób iście totalny. Nie projektowali natomiast dla samych ludzi. „Architekci woleli zmieniać istniejące środowisko niż poprawiać to, co już w nim było”. Na istniejącą przestrzeń patrzyli bez pobłażliwości. Takie podejście jest jednak niepraktyczne z wielu powodów. O wyburzaniu kwartałów całego miasta można decydować w wyłącznie autorytarny sposób, najlepiej po zniszczeniach wojennych. A projektowanie totalne nie zawsze się udaje, w naszym najbliższym otoczeniu z łatwością znajdziemy przecież jego liczne przykłady, takie jak np. zdehumanizowane socrealistyczne place, czy wypaczone, wielkie blokowiska. Dzisiejsi Haussmannowie mieliby zresztą utrudnione zadanie, wijąc się w meandrach „świętego prawa własności” i nie tylko. Problemem byłoby też po prostu demokratyczne społeczeństwo, niechętne planowaniu ich najbliższego otoczenia przez odgórne rządy platońskich filozofów w architektonicznym wydaniu. Ale czy to źle? Wręcz przeciwnie, przekonuje Venturi ze współpracownikami. Uczyć się od Las Vegas… odczytywane powinno być dzisiaj znacznie szerzej, aniżeli wyłącznie jako polemika z jednym z architektonicznych prądów, tylko raczej w roli lektury głęboko uwrażliwiającej. W samej Polsce natomiast jako lektura obowiązkowa. Bo jakie mamy pomysły na rozwiązanie kwestii podłej estetyki naszych przedmieść, zwłaszcza tych przy wielkich trasach wylotowych z ich całym misz-maszem? Jak chcemy ugryźć kwestię planowania centrum Warszawy, gdzie prócz pustki niepraktycznie wielkich placów sąsiadują socrealistyczny Pałac Kultury, bałagan bryły Złotych Tarasów i monumentalne dzieci modernizmu pod postacią Domów Centrum, Dworca Centralnego i gmachu Mariotta? Przecież nawet najzdolniejszy architekt czy urbanista nie zdołałby ułożyć tego rozgardiaszu ponad głowami mieszkańców, a na koniec zyskać jeszcze ich aprobatę dla swoich działań. Książkę Venturiego, Scott Brown i Izenoura warto polecać. To wspaniały przykład humanistycznie zorientowanego, umiejętnego połączenia traktatu teoretycznego i praktycznego podręcznika, zanurzonego społecznie na tyle mocno, aby stanowić cenny materiał nie tylko dla zamkniętego grona projektantów. Jedynym zarzutem, jaki skierowałbym wobec tej pozycji byłby fakt, że polskie tłumaczenie jest po prostu drogie: kosztuje blisko 80 zł. Bez wątpienia książka jest wydana w piękny sposób, celowo naśladując pierwsze, amerykańskie wydanie. Z perspektywy kilkudziesięciu lat układ ten wraz z nie zawsze najwygodniejszym przechodzeniem między stronami i licznymi, ważnymi dla lektury ilustracjami, wydaje się nieco archaiczny, chociaż dzięki temu jest to ciekawe świadectwo historii. Celem tej publikacji powinno chyba być jednak trafienie pod symboliczne strzechy, co też umożliwiło poprawione i znacznie tańsze wydanie drugie w języku oryginału. Nie zmienia to jednak faktu, że jeżeli tylko będziemy mieli taką możliwość, po Uczyć się od Las Vegas… sięgajmy koniecznie. Robert Venturi, Denise Scott Brown, Steven Izenour, Uczyć się od Las Vegas. Zapomniana symbolika formy architektonicznej, przeł. Anna Porębska, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2013. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
23 listopada:
1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".
1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.
1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.
1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.
1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.
1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.
1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.
1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.
2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.
?