Agnieszka Mrozik: Zeskrobać lakier z pomnika historii (kobiet)

[2013-07-30 00:12:43]

W tekście „Patriarchat po Seksmisji” Agnieszka Graff rekonstruowała proces maskulinizacji polskiego życia publicznego na przestrzeni dekady, która upłynęła od zmiany ustroju politycznego. Swój wywód zbudowała w nawiązaniu do Seksmisji (1984) – filmu Juliusza Machulskiego, wyemitowanego u schyłku PRL-u i funkcjonującego jako satyra na „komunę”, a zarazem na „rządy kobiet”. Reżyser doprowadzał je do absurdu: przedstawiał jako niedemokratyczne, krzywdzące dla mniejszości, czyli mężczyzn, karykaturalne, bo „nienaturalne”. W jego ujęciu „feminokracja” to jednak nie tylko alegoria PRL-u, prezentowanego jako totalitarny reżim, ale przede wszystkim jego owoc: konsekwencja oficjalnego kursu równouprawnienia kobiet i mężczyzn, który doprowadził do zaburzenia naturalnych ról płciowych – wykastrowania mężczyzn przez zmaskulinizowane kobiety.

Przypomniawszy przekaz filmu, Graff ironicznie odniosła się do męskich lęków kastracyjnych, demaskując tym samym popularne wyobrażenia o „komunie” jako krainie silnych kobiet i słabych mężczyzn. W konkluzji dowodziła, iż to kobiety – nienazywające siebie feministkami, ale zaangażowane w ruch „Solidarności” – walnie przyczyniły się do obalenia „komuny”, o czym ich niegdysiejsi koledzy wyraźnie zapomnieli. Przypomniała też, że rok 1989 odcisnął się w polskiej (czy szerzej: środkowoeuropejskiej) historii rozpoczęciem prac nad zaostrzeniem prawa dopuszczającego przerywanie ciąży, w których uczestniczyli członkowie „Solidarności”, nie bacząc na protesty swoich koleżanek. Spory wokół aborcji miały zaowocować feministycznym „przebudzeniem” wielu dawnych działaczek „Solidarności”, inicjując tym samym kolejną „falę” ruchu kobiecego w Polsce[1].

Tekst Graff, który wywołał ożywioną dyskusję na temat relacji między ruchem feministycznym a obywatelskim, niepodległościowym zrywem, jak definiowano „Solidarność”, a także na temat praw kobiet w nowym ustroju politycznym, stał się swoistym manifestem polityki tożsamości polskiego feminizmu: nakreślił rodowód współczesnego ruchu kobiecego w Polsce (solidarnościowy, inteligencki), jak też moment jego politycznej inicjacji (protesty przeciwko zaostrzeniu ustawy z 1956 roku o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży). Obnażając niedostatki polskiej demokracji – łamanie praw kobiet i pomijanie ich wkładu w budowanie zrębów nowego ustroju – tekst nie kwestionował jednak samego kursu transformacji; pokazywał raczej, że problem polskich władz (i polskiego społeczeństwa) z prawami kobiet to część spuścizny PRL-u.

Zdaniem Graff w latach 90. w zbiorowej wyobraźni Polaków i Polek istniał wyraźny związek między feminizmem i komunizmem. Dla wielu polskich feministek musiało to być kłopotliwe, gdyż stawiało ruch na rzecz praw kobiet w niekorzystnym świetle. Jawił się on bowiem nie jako nowoczesny, prozachodni ruch emancypacyjny świadomych siebie kobiet, ale raczej jako odprysk PRL-owskiego kursu równouprawnienia kobiet i mężczyzn – ustanowionego odgórnie i, jak podkreślano, „pozornego”. Feministki pragnęły akcesu kobiet do polityki – sfery władzy i prestiżu – tymczasem takie filmy jak Seksmisja przedstawiały politykę równościową jako projekt totalitarny, oparty na (nie)sprawiedliwości społecznej, dla której (skompromitowany) punkt odniesienia stanowiły emancypacyjne dyrektywy poprzedniego systemu. Stąd wysiłek wielu polskich feministek nakierowany był po 1989 roku na kwestionowanie związków feminizmu i „komuny” (terminu używanego jako synonim PRL-u, o określonym nacechowaniu estetycznym), co nie tylko przyczyniło się do zanegowania pozytywnych aspektów polityki władz PRL-u w zakresie praw kobiet, ale także do odcięcia myśli feministycznej w Polsce od jej tradycyjnie lewicowych korzeni.

W jednej z nielicznych na przełomie XX i XXI wieku dyskusji poświęconych relacjom między feminizmem a lewicą Graff oponowała przeciwko definiowaniu „natury feminizmu jako lewicowej”[2], swój sprzeciw motywując PRL-owskimi konotacjami lewicy w Polsce. W dyskusji, która odbyła się na łamach Res Publiki Nowej w 2000 roku, linię podziału wyznaczyła przede wszystkim data urodzenia. Starsze uczestniczki rozmowy – Bożena Umińska (ur. 1948), Kinga Dunin (ur. 1956) oraz Teresa Oleszczuk (ur. 1959) – zwracały uwagę, że tak feminizm, jak i lewica, definiując swoje polityczne interesy, stają po stronie wykluczonych, a „rola PRL-u w procesie emancypacji kobiet była co najmniej podwójna, co warto zbadać” [3]. Przywoływały przy tym doświadczenia, jeśli nie własne, to kobiet ze swojego pokolenia, które, jak Jadwiga Staniszkis (ur. 1942), znaczną część życia przeżyły w PRL-u i zawdzięczały mu wiele udogodnień socjalnych, o czym nie wstydziły się mówić publicznie: „Oglądałam program Okna Eichelbergera na temat matek samotnie wychowujących dzieci. Rozmawiał z profesor Staniszkis, która raczej komunistką nie jest. I Staniszkis mówi tak – no, ale wie pan, to jednak był PRL i ja miałam bardzo wiele ułatwień. Było przedszkole, bardzo wygodne dla mnie, była tania stołówka, ja mogłam w jakimś tam okresie jako samotna matka stosunkowo bez wysiłku, bez żyłowania się, wychowywać dziecko i robić swoje, czyli karierę. I ona to spokojnie powiedziała, ze spokojnym dystansem” – wspominała Umińska[4]. Z tej relacji PRL wyłania się jako okres, który być może nie stwarzał kobietom możliwości politycznego samostanowienia o ich prawach, o co wnoszą nowoczesne ruchy feministyczne, ale „pociągał – jak zauważyła w innym miejscu Anna Nasiłowska – zasadnicze zmiany obyczajowe: (…) kobiety, nie tylko dlatego, że miały oficjalnie zadekretowaną równość wobec mężczyzn, ale także z powodu konieczności ekonomicznych, poszły masowo do pracy, zaczęły zdobywać wcześniej uważane za mało kobiece zawody i wykształcenie”[5].

Ostrożna, pełna zastrzeżeń, ale w gruncie rzeczy dość pozytywna ocena polityki społecznej PRL-u przez Dunin, Umińską i Oleszczuk – urodzone w latach 40. i 50. ubiegłego wieku, w poprzednim ustroju dojrzewały, zakładały rodziny i zaczynały robić karierę – zderza się z negatywną oceną feministycznych intelektualistek urodzonych w latach 60. i 70. – Kazimiery Szczuki (ur. 1966), Agnieszki Graff (ur. 1970) oraz Agaty Araszkiewicz (ur. 1971). Te „dzieci «Solidarności»”, dla których doświadczeniem pokoleniowym był przełom 1989 roku, przywołują wspomnienie PRL-u (a raczej, z racji młodego wieku, jego schyłku) jako okresu naznaczonego całkowitą biernością Polek – przyzwyczajonych do „radzenia sobie” w każdych warunkach, jednak bez głębszej świadomości własnej kondycji społecznej. „Kobiety nadal żyją w PRL-u” – mówią o współczesnych Polkach Graff i Araszkiewicz, co oznacza, że kobiety w Polsce wciąż nie wiedzą, co jest dla nich dobre: żyjąc w przeświadczeniu, iż sobie poradzą, godzą się na dyskryminację, z którą nie umieją walczyć, gdyż PRL pozbawił je umiejętności myślenia o własnych interesach. Z wypowiedzi młodych feministek PRL wyłania się jako czas „zerwania” z liberalną, międzywojenną myślą emancypacyjną (uosabianą przez postać Ireny Krzywickiej, którą przywołuje Araszkiewicz), jako „wyrwa” w intelektualnej i społecznej aktywności ruchu kobiecego w Polsce, Kristevowski „wymiot”[6] – coś, od czego trzeba się odciąć, by przeżyć. PRL funkcjonuje tu także jako rodzaj „przezwy”, określając z perspektywy „radzących sobie Polek” pewien rodzaj mentalnego zacofania, myślową zaściankowość, kulturowe wstecznictwo.

Taka wizja PRL-u jako przeszłości, którą należy jak najszybciej wymazać z pamięci, to zdaniem Marty Trawińskiej część strategii retorycznej dyskursu transformacji:

„W dyskursie potocznym oraz naukowym termin ten [transformacja – przyp. A. M.] ma silne zabarwienie normatywne – wiąże się z oczekiwaniami lub też koniecznością naprawy czy reformy porządku społecznego, politycznego i gospodarczego. (…) Rok 1989 rozpoczyna patologizację realnego socjalizmu oraz apologię demokracji liberalnej. (…) Oznacza „rozliczenie” z przeszłością – PRL-em postrzeganym jako aberracja czy niewypał dziejowy – oraz wyznaczenie kształtu przyszłości – w polskim dyskursie transformacyjnym kresem transformacji jest demokracja liberalna i gospodarka kapitalistyczna, które nieodłącznie kojarzone są z gwarancjami wolności i suwerenności”[7].

Trawińska zauważa, że wiele współczesnych feministek nie ma dobrego zdania o możliwościach upodmiotowienia kobiet w PRL-u. Ich największe wątpliwości budzi kwestia „aktywizacji zawodowej”, a także niedostatecznej politycznej reprezentacji kobiet. Pierwsza, przy braku rozwiązań w zakresie podziału obowiązków domowych, groziła „podwójnym obciążeniem kobiet”. Druga, w połączeniu z fasadowością Ligi Kobiet Polskich i kół gospodyń wiejskich, świadczyła o „narzuconej”, nie zaś „dobrowolnej” emancypacji.

Trawińska nie wybiela patriarchalnego kursu polityki społecznej PRL-owskich władz, wskazując m.in. na przenikanie się wątków katolickich, narodowych i socjalistycznych w zakresie definiowania (tradycyjnej) roli kobiety i rodziny w społeczeństwie. Z drugiej strony podkreśla jednak, iż pochwycona w tryby dyskursu transformacyjnego feministyczna retoryka często operowała po 1989 roku stereotypowymi obrazami sytuacji kobiet w PRL-u, definiując je jako bierne, choć dzielne ofiary komunistycznych władz, pozbawione zdolności krytycznego myślenia na temat własnego losu i – co ważniejsze – możliwości jego odmiany.

Podobną obserwacją dzieli się Agnieszka Gajewska, która analizuje kategorię podmiotowości kobiet w PRL-u na przykładach zaangażowania Marii Jaszczukowej w kampanię na rzecz uchwalenia ustawy z 1956 roku (dopuszczającej przerywanie ciąży m.in. ze względów społecznych), działalności Michaliny Wisłockiej na rzecz świadomego macierzyństwa, jak też aktywnego udziału kobiet w studenckich strajkach w marcu 1968 roku. Gajewska rewiduje mit założycielski współczesnego polskiego feminizmu, przyjmującego za moment politycznej inicjacji rok 1989 i początek protestów przeciwko groźbie (a od 1993 roku realizacji) zaostrzenia ustawy z 1956 roku. Uważa ona, iż uznanie tego wydarzenia za symboliczny początek „drugiej fali” ruchu kobiecego w Polsce unieważnia wysiłek wielu kobiet, które w PRL-u działały m.in. na rzecz praw reprodukcyjnych. Gest ów stanowi także zapożyczenie z retoryki zachodniego dyskursu feministycznego, gdzie aktywność emancypacyjną kobiet „liczy się” od momentu podjęcia starań na rzecz liberalizacji prawa antyaborcyjnego. Gajewska podkreśla „odmienną chronologię” polskiego ruchu kobiecego, dla którego ustanowienie przez państwo zakazu przerywania ciąży oznaczało nie początek działalności, lecz wkroczenie w kolejny jej etap (choć w innych warunkach społeczno-ekonomicznych). Podobnie postrzega polską rewolucję 1968 roku: fakt, iż miała ona na sztandarach inne hasła niż te popularne na Zachodzie, nie oznacza, że Polki nie zapłaciły wysokiej ceny za walkę w ich imię[8].

Rewidując mit założycielski polskiego feminizmu, Gajewska nie zagłębia się jednak w analizę jego politycznych uwarunkowań. Nie nazywając bliższej (solidarnościowa) i dalszej (przedwojenna) tradycji, do jakiej odwołuje się współczesny ruch kobiecy w Polsce, badaczka traci de facto z oczu cel, któremu służy wykreowanie feministycznego mitu założycielskiego. Tymczasem nostalgiczne wspomnienie „czasów «Solidarności»”[9], a także szukanie związków między współczesną i przedwojenną liberalną myślą emancypacyjną legitymizuje dyskurs feministyczny jako jeden z projektów transformacyjnych; habitus współczesnego ruchu kobiecego – liberalny, inteligencki, wielkomiejski – determinuje przy tym jego cele polityczne. Jak zauważa bowiem Magdalena Grabowska, feministyczna polityka tożsamości pozostaje sprzężona z polityką reprezentacji: określone dziedzictwo intelektualne feminizmu, jego zaplecze kulturowe, społeczne i ekonomiczne, ma zasadniczy wpływ na definiowanie grup interesów kobiet, które feminizm podejmuje się reprezentować (nazwanie obszarów problemowych, uszeregowanie ich w hierarchii ważności, a wreszcie przyjęcie określonej strategii retorycznej służącej artykulacji żądań)[10].

Wymazywanie PRL-u i/lub jego demonizacja to jeden z filarów współczesnej polityki historycznej; gra toczy się tutaj tyleż o pamięć, co o władzę. Pomijając i/lub negując emancypacyjny wymiar społecznej polityki PRL-u, ale też – co ważniejsze – unieważniając aktywność Polek w poprzednim ustroju, feministki nie tylko „manewrują” mitem założycielskim (w rozumieniu Erica Hobsbawma: „wymyślają tradycję”), lecz przede wszystkim legitymizują własną strategię polityczną po 1989 roku, którą zdefiniować można jako politykę raczej kulturowej reprezentacji niż walki z nierównościami społecznymi i ekonomicznymi. Wyłoniony w toku sporów o historię i pamięć liberalny dyskurs feministyczny funkcjonuje – w ramach projektu liberalnej demokracji i sprzężonej z nią gospodarki wolnorynkowej – jako dyskurs hegemoniczny, roszczący sobie pretensje do reprezentowania interesów Polek. Jednak zauważalny w ostatnich latach rozdźwięk między liberalnymi, wielkomiejskimi feministkami a „przeciętnymi” Polkami stawia pod znakiem zapytania skuteczność dotychczasowej strategii ruchu kobiecego w Polsce.

W książce Klęska „Solidarności” (2007) David Ost uznaje, że konserwatywny backlash, obserwowany w Polsce na przestrzeni ostatnich kilku lat, jest pokłosiem zdrady, jakiej liberalna inteligencja dopuściła się względem robotników po 1989 roku. Rozbieżność celów obu grup społecznych, przeżywających krótki moment zjednoczenia w latach 80., uwidocznić się miała tuż po przełomie ustrojowym, który obok wielkich nadziei na wolność przyniósł także ogromne frustracje, zrodzone na podłożu ekonomicznym. Zdaniem Osta, doszło wtedy do zerwania dialogu między robotnikami i inteligencją, a gniew popchnął tych pierwszych w ramiona narodowo-katolickiej prawicy: „Nie pytamy bowiem, czy gniew się pojawi – bo to nastąpi – ale kto go zawłaszczy? Jaka partia czy związek zawodowy? Jaki rodzaj narracji zaproponuje? Jaki rodzaj podziałów będzie popierać? Gniew rodzący się na podłożu ekonomicznym jest stałym elementem, który polityka musi brać pod uwagę. Zagadnieniem, jakim zajmuje się polityka, nie jest więc eliminacja gniewu, ale nim zarządzanie”[11] – zauważał Ost.

Podobna sytuacja staje się dziś udziałem kobiet i przemawiających w ich imieniu feministek. Raz po raz pojawiają się pytania o przyczyny braku porozumienia oraz – co ważniejsze – o możliwości nawiązania dialogu. W sytuacji, gdy winy za komunikacyjne zerwanie nie da się dłużej przerzucać na stereotyp feministki, brak świadomości politycznej kobiet czy też – jakoby wciąż żywą w zbiorowej świadomości – analogię między komunizmem a feminizmem, polskie feministki zmuszone są nie tylko zrewidować swój stosunek do przeszłości, ale przede wszystkim wsłuchać się w głosy Polek i wyjść naprzeciw ich oczekiwaniom.

Jeden z projektów przełamywania obecnego impasu wyłania się z książki Graff Rykoszetem (2008). Pojawia się tam postulat „odzyskania patriotyzmu”, „wydarcia go z rąk prawicy”: unieszkodliwienia jako narzędzia społecznej kontroli, ale też zaproponowania innej niż dominująca narracji historycznej. Realizacja owego postulatu dokonuje się w najnowszej literaturze feministycznej – (o)powieści Sylwii Chutnik Kieszonkowy atlas kobiet (2008), Bożeny Keff Utwór o Matce i Ojczyźnie (2008) – oraz w projektach kobiecych organizacji pozarządowych (m.in. film Powstanie w bluzce w kwiatki Fundacji Feminoteka), gdzie systematycznej rewizji poddawana jest historia Zagłady i powstania warszawskiego. Wyłania się z nich mroczny obraz polskiego społeczeństwa: antysemickiego, patriarchalnego i homofobicznego, w którym kobiety i inne mniejszości egzystowały i wciąż egzystują na prawach Innego, Obcego. Perspektywa feministyczna pozwala poszerzyć dyskusję zainicjowaną kilka lat temu przez Jana Tomasza Grossa odnośnie wydarzeń w Jedwabnem: uwzględnić rolę kobiet w wojennej historii, upamiętnić ich aktywność, bohaterstwo (często ciche), przywołać ich głosy, wydobyć z cienia kontury ich postaci, ale też – jak w przypadku zbioru Keff – poddać krytycznej refleksji ich udział w budowaniu społeczeństwa, które swą tożsamość ufundowało na etosie ofiary.

W duchu rewizjonistycznym utrzymane są także powieści Bambino (2008) Ingi Iwasiów oraz Piaskowa Góra (2008) Joanny Bator; przedmiotem oglądu jest w nich z kolei rzeczywistość powojenna. Pod naporem relacjonowanych zdarzeń – akcje przesiedleńcze, migracje ludności, awans rodzin robotniczych i chłopskich – pękają tu kolejne polskie mity: o społeczeństwie monoetnicznym, katolickim, szlacheckim; o wspólnocie bohaterów i ludzi nienagannych moralnie. Pisarki nie silą się na tworzenie całościowych portretów PRL-u, koncentrując się raczej na odsłanianiu fragmentów rzeczywistości. Śledząc historię miejsc (u Bator jest to Wałbrzych, u Iwasiów Szczecin) i ludzkich losów – jednostek, rodzin i/lub grup sąsiedzkich – drążą wstydliwe tajemnice, wyparcia, kompleksy (m.in. donoszenie na żydowskich sąsiadów, współpraca z władzą hitlerowską, a później komunistyczną, wyrządzanie krzywdy ze strachu, dla pieniędzy), obnażają biograficzne nieciągłości, pęknięcia, zerwania.

Rewizja niedawnej historii Polski, dokonująca się w najnowszej literaturze feministycznej, stosunkowo gładko wpisuje się jednak w ten rodzaj dyskursu, który wskazując pewne rysy na narodowym pomniku (nacjonalizm, antysemityzm), zasłania jednocześnie inne (klasizm). Drążenie komponentów narodowych i etnicznych tożsamości, mimo iż mozolne, odbywa się tu niewątpliwie odważniej niż drążenie komponentów klasowych, wciąż traktowanych jako wstydliwe. Zdaniem Grabowskiej taki kierunek zaangażowania wyznacza „tradycja przedwojennej świeckiej lewicy, którą wiele feministek identyfikuje jako punkt wyjścia zarówno feminizmu, jak i antyantysemityzmu”[12]. Z kolei dyskusja o klasach, odsyłająca do kontekstu PRL-owskiego, kończy się nieodmiennie blokadą: upartym milczeniem bądź reprodukowaniem stereotypów, maskujących bezradność i strach.

Widać to szczególnie u Bator. „Awans społeczny” nie czyni z jej urodzonych na wsi bohaterów – Jadzi i Stefana – inteligencji. Uparcie wychodzi z nich bowiem chłopski prymitywizm, bezmyślność i upodobanie do kiczu. Dopiero ich córka Dominika odetnie się od wstydliwych korzeni: zakwitnie niczym barwny, pyszny kwiat na jałowej ziemi, podobna do egzotycznego motyla na tle rodzimych, monotonnych okazów. Opowieść o zerwanej relacji matka – córka staje się w Piaskowej Górze metaforą zerwania współczesności z poprzednią epoką; dokonuje się ono jednak nie pod hasłem walki z totalitaryzmem – jak w Absolutnej amnezji (1995) Izabeli Filipiak – ale raczej z PRL-owską pospolitością, wulgarnością, szarzyzną. Iwasiów „dopowie”, że porozumienie nie jest możliwe, gdyż nić została zerwana: „Języka uczymy się od matek, tylko co one nam mogły opowiadać w tych chatach z niską powałą i pamiątkowym oleodrukiem z Matką Boską-skądś tam? Co mogły mówić? Wolę nie słyszeć tych opowieści”[13]. Tak oto opowieść o PRL-u staje się opowieścią o korzeniach współczesnego polskiego feminizmu, a właściwie o ich braku – narodzinach self-made feminists i ich indywidualistycznego etosu: „Nie ma się czego trzymać, żadnego albumu, żadnego dziennika. Żadnej idei przewodniej, poza potrzebą. Opowieści raczej niezborne. Co sobie kto na swój temat wymyśli. Na temat postaci, którą jest”[14].

Jeśli istotą feminizmu jest zeskrobywanie lakieru z pomnika historii, nie może on zapominać o własnej w niej roli ani też o miejscu, z jakiego podejmuje dziś próby rewizjonistyczne. Miejsce to wyznaczają zaś ramy dyskursu dominującego. To on reguluje przepływ narracji, steruje nimi, umacniając istniejące stosunki władzy. Mimo iż w tekstach literackich współczesne feministyczne akademiczki (Iwasiów, Bator) i działaczki społeczne (Chutnik) zdają się mówić więcej, ale też odważniej na tematy, o których dotychczas milczały lub które zaledwie sygnalizowały w swoich artykułach naukowych i publicystycznych, feminizm w Polsce jest wciąż zbyt słaby, by rozsadzić dominującą opowieść. Bez krytycznej autorefleksji skazany jest zaś na reprodukowanie stosunków władzy: mieszczenie się w systemie z nadzieją, że uda się go zdemontować od środka. Zawsze jednak istnieje obawa, iż tak pojęta rewolucja stanie się rewolucją kontrolowaną.

Agnieszka Mrozik




Fragment książki A. Mrozik Akuszerki transformacji. Kobiety, literatura i władza w Polsce po 1989 roku, Wydawnictwo IBL PAN, Warszawa 2012.


[1] Graff cytowała tekst Shany Penn Tajemnica państwowa (1994), który stał się fundamentem jej książki Podziemie kobiet, przeł. H. Jankowska, Kraków 2003. Por. A. Graff, Świat bez kobiet. Płeć w polskim życiu publicznym, Warszawa 2001.

[2] Feminizm a lewica, czyli kobiety żyją w PRL-u, dyskusja z udziałem: B. Umińskiej, A. Araszkiewicz, A. Graff, T. Oleszczuk, K. Szczuki, K. Dunin”, „Res Publica Nowa” nr 1-2/2000 (152-153), s. 27.

[3] Tamże, s. 32.

[4] Tamże, s. 34.

[5] A. Nasiłowska, Kobiety, dyskurs, literatura w Polsce i w Bułgarii, [w:] M. Karabełowa, A. Nasiłowska (red.), Napisać kobietę… Dyskusje bułgarsko-polskie w latach transformacji, Sofia 2009, s. 23.

[6] Na jednym z plakatów, przygotowanych z okazji Manify na 8 Marca, widać młodą kobietę, która wymiotuje goździkami. Podpis pod zdjęciem – „To mi się przejadło!” – wskazuje, iż kobiety nie zadowolą się dłużej kwiatami, lecz będą głośno upominać się o swoje prawa. Zdjęcie goździków ma przypominać także o fikcji PRL-owskiej polityki równościowej czy szerzej – socjalistycznego projektu emancypacji, którego korekta możliwa jest jedynie w demokracji.

[7] M. Trawińska, Współczesne polskie feministki o możliwościach upodmiotowienia kobiet w okresie PRL-u, [w:] J. Majmurek, P. Szumlewicz (red.), PRL bez uprzedzeń, Warszawa 2010, s. 186-187.

[8] A. Gajewska, Feministyczne rozrachunki z PRL-em, [w:] M. Frąckowiak-Sochańska, S. Królikowska (red.), Kobiety w polskiej transformacji 1989–2009. Podsumowania, interpretacje, prognozy, Toruń 2010, s. 463-478.

[9] Zbiorowy projekt autobiograficzny Feministki własnym głosem o sobie (2006), zredagowany przez Sławomirę Walczewską, odsłonił portret polskiego feminizmu jako mocno zakorzenionego w doświadczeniu „Solidarności”, które zostało uznane za „graniczne”: fundament politycznej suwerenności Polek, swoisty test świadomości najpierw obywatelskiej, a później także feministycznej.

[10] M. Grabowska, Pomiędzy Wschodem i Zachodem: problem tożsamości polskiego feminizmu, [w:] B. Budrowska (red.), Kobiety – Feminizm – Demokracja, Warszawa 2009, s. 287.

[11] D. Ost, Klęska „Solidarności”. Gniew i polityka w postkomunistycznej Europie, przeł. H. Jankowska, Warszawa 2007, s. 62-63.

[12] M. Grabowska, Pomiędzy…, dz. cyt., s. 310.

[13] I. Iwasiów, Bambino, Warszawa 2008, s. 8.

[14] Tamże, s. 5. Już w Rewindykacjach Iwasiów uczyniła wyznanie, które później niejako „powtórzyła” narratorka Bambino: „Nie stał nade mną ojciec i nie tuliła mnie do siebie matka. Ani osobowa, ani instytucjonalna. Dziś, gdy przychodzi do publicznych wypowiedzi na ten temat, ze wstydem zauważam, że nie mam żadnej przyzwoitej, feministycznej biografii i genealogii”. I. Iwasiów, Rewindykacje. Kobieta czytająca dzisiaj, Kraków 2002, s. 9.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Przyjdź na Weekend Antykapitalizmu 2024 – 24-26 maja w Warszawie
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
24-26 maja
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca
Podpisz apel przeciwko wprowadzeniu klauzuli sumienia w aptekach
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-bezprawnemu-ograniczaniu-dostepu-do-antykoncepcji-1
Szukam muzyków, realizatorów dźwięku do wspólnego projektu.
wszędzie
zawsze

Więcej ogłoszeń...


25 kwietnia:

1921 - Komisja Centralna Związków Zawodowych podjęła uchwałę o zerwaniu stosunków z KPRP i zwalczaniu komunistów w ruchu związkowym.

1947 - Założono Robotniczą Spółdzielnię Wydawniczą „Prasa” .

1974 - W Portugalii postępowi oficerowie skupieni wokół Ruchu Sił Zbrojnych dokonali zamachu stanu, w wyniku którego obalono rządy dyktatorskie (tzw. rewolucja goździków).

1975 - W Portugalii Partia Socjalistyczna wygrała wybory do Zgromadzenia Narodowego.

2004 - Socjaldemokrata Heinz Fischer został prezydentem Austrii.

2005 - Socjaldemokrata Jiří Paroubek został premierem Czech.

2009 - Socjaldemokraci i Zieloni wygrali przedterminowe wybory parlamentarne na Islandii.


?
Lewica.pl na Facebooku