Jarosław Augustyniak: Czas na socjalizm. (albo) O Nowy Manifest!

[2013-07-31 15:43:22]

Czyli czy kapitalizm można jeszcze zreformować?



Kongres Lewicy na Stadionie Narodowym skłania do refleksji, którymi chciałbym się podzielić i zaprosić do pokongresowej dyskusji. Co prawda był to kongres zdominowany przez organizacje o zabarwieniu socjaldemokratycznym, ale oprócz nich wzięli w nim również udział socjaliści z Polskiej Partii Socjalistycznej.

W historii rzadko socjalistom było po drodze z socjaldemokratami. Czy coś się zmieniło? Tych ostatnich ci pierwsi często określali przecież socjalzdrajcami.

Spór między socjaldemokratami a socjalistami ma już grubo ponad 100 lat. Do czasów I wojny światowej dominowały w Europie idee niemieckiego rewizjonizmu sformułowane w programie gotajskim na kongresie zjednoczeniowym niemieckich socjaldemokratów, ostro natychmiast skrytykowanym jeszcze przez samego Marksa, bo przecież to jego teorię poddali rewizji. W tym czasie właściwie wszyscy prócz anarchistów, z którymi drogi się rozeszły wraz z końcem I Międzynarodówki, byli socjaldemokratami. Nie istniało jeszcze sensowne rozróżnienie między socjaldemokratami a socjalistami, a o komunistach jeszcze nikt nie słyszał.

Kiedy w czasie I wojny światowej socjaldemokraci głosowali w swych parlamentach za kredytami dla wojska i rozpętała się wielka wojna, stało się to początkiem głębokiego rozłamu lewicy, który trwa do dziś. Rewolucja bolszewicka dokończyła dzieła. II Międzynarodówka się rozpadła, a na politycznej scenie pojawili się socjaliści i komuniści z wykrystalizowanym już programem, stojącym w opozycji do socjaldemokracji. Internacjonalizm, który łączył wszystkie nurty ówczesnej lewicy, również legł w gruzach, gdy naprzeciw, w okopach, stanęli proletariusze wszystkich krajów i zamiast się łączyć ze sobą, zaczęli do siebie strzelać.

Z grubsza rzecz biorąc, spór socjalistów z socjaldemokratami, którzy nadal uznawali jeszcze dziedzictwo Marksa, choć w swej bernsteinowskiej rewizjonistycznej interpretacji, opierał się wtedy o drogę, którą społeczeństwa winny przebyć na drodze do socjalizmu. Nadal jeszcze wszyscy deklaratywnie czy realnie jako cel ostateczny widzieli budowę społeczeństwa i gospodarki socjalistycznej. Socjaldemokraci z czasem odrzucili antykapitalizm i szerzyli wiarę w stopniową ewolucję, która miała świat pchnąć w sposób naturalny i oczywisty ku socjalizmowi drogą parlamentarnych reform. Z czasem wyrzekli się też marksistowskiej teorii zawierając z kapitałem kompromis, godząc się za uprawnienia socjalne na równoprawne współistnienie własności społecznej, państwowej i prywatnej. Uspołecznienie środków produkcji stało się dla nich zbędne. Degeneracja w łonie socjaldemokracji następowała powoli, przyśpieszając w latach 70-tych, które stały się początkiem końca welfare state, kiedy to europejskie socjaldemokracje odwróciły się od Keynesa i zajmowały się, podobnie jak prawica, prywatyzacją usług publicznych.

Wkrótce po I Wojnie Światowej Europa pogrążyła się w Wielkim Kryzysie. Na Zachodzie szczególnie mocno odczuli go Niemcy, zmuszeni dodatkowo do płacenia wojennych reparacji. Na Wschodzie, choćby w Polsce, chłop dzielił zapałkę na czworo i siedział od zmroku do świtu po ciemku, wyglądając pełni księżyca, bo nie stać go było na świece. Ale to nie tu powstawała historia.

Joan Robinson brytyjska ekonomistka, współtwórczyni i jedna z głównych przedstawicielek postkeynesizmu napisała, że „Hitler znalazł lekarstwo na bezrobocie, zanim Keynes skończył je wyjaśniać”. Istotnie wiele elementów polityki gospodarczej Niemiec ma w sobie podobne rozwiązania do roosveltowskiego „Nowego Ładu”. Sam Keynes zauważył pisząc w przedmowie do niemieckiego wydania "Ogólnej teorii": „(...) teorię produkcji jako całości, którą ta książka ma dostarczyć, znacznie łatwiej zastosować w warunkach państwa totalitarnego niż w warunkach wolnej konkurencji i leseferyzmu”. Do dziś leseferyści, współcześni neoliberałowie wyciągają z tego faktu wulgarny „dowód” na to, że centralne planowanie i jakakolwiek interwencja państwa w gospodarkę godzi w wolność i prostą drogą prowadzi do autorytarnych, a w skrajnym przypadku zbrodniczych rządów. Nie chcą oni jednak widzieć, że o ile Hitler polityką interwencjonizmu i protekcjonizmu rzeczywiście wyprowadził Niemcy z głębokiego kryzysu społecznego i gospodarczego zaprowadzając przy okazji totalitarne zbrodnicze rządy, to podobna w swych elementach polityka gospodarcza na Zachodzie uchroniła te kraje właśnie przed ich własnym Hitlerem. Hitler w Niemczech zrobił po prostu to czego bała się zrobić niemiecka socjaldemokracja – ograniczyć władzę wielkiego kapitału. Socjaldemokracja z nim przegrała, bo nie miała żadnego pomysłu na ówczesny kryzys. Jednak keynesowska ekonomia oparta, w skrócie mówiąc, o popyt nie tylko nie doprowadziła na Zachodzie do powstania autorytarnych rządów, ale wręcz przeciwnie, poprzez politykę dążącą do pełnego zatrudnienia i zmniejszania nierówności społecznych, ugruntowała demokrację, częściową partycypację ludu w decyzjach gospodarczych, a społeczeństwom Zachodu dała całe dziesięciolecia życia w „Państwie dobrobytu”. To przecież nie kapitał ma być wolny, ale ludzie, a ci wolnymi mogą być tylko wtedy, gdy są sobie równi.

Pod wieloma względami obecny kryzys przypomina ten przedwojenny. Nacjonaliści rosną w siłę i to nie tylko w Polsce. Siłą rzeczy więc recepty nasuwają się podobne. Stąd coraz częściej i coraz śmielej socjaldemokratyczna lewica wspomina o keynesowskich rozwiązaniach. Zapominamy o jednym. Ekonomia jest jedną z najbardziej upolitycznionych nauk. Nie ma jednej prawdziwej i słusznej ekonomii. Jej koncepcje służą zawsze jakimś interesom. To, że w danym miejscu i czasie zwycięża taki a nie inny jej kierunek, nie ma nic wspólnego z naukową prawdą i słusznością, ale układem klasowych sił. Przed wojną w Europie istniały wielkie partie socjaldemokratyczne, a za nimi stała siła ich członków oraz silne, dobrze zorganizowane związki zawodowe. Po II Wojnie Światowej koncepcje Keynesa zwyciężyły w całej Europie Zachodniej nie tylko dlatego, że zdano sobie sprawę, że nierówności społeczne, bezrobocie i wielkie obszary społecznego wykluczenia są pożywką, na której doskonale rozwija się faszyzm, ale przede wszystkim ze strachu przed zrewoltowanymi masami. Europę dzieliła „żelazna kurtyna”, a za nią były Kraje Demokracji Ludowej. Imię Stalina, pogromcy Hitlera, było na ustach wszystkich Europejczyków. Bardziej właśnie tych na Zachodzie niż u nas. Strach kapitalistów przed zrewoltowanymi masami, pragnącymi pokoju i zmiany stosunków społeczno-gospodarczych na bardziej społecznie sprawiedliwe, sprzyjał reformistycznym działaniom europejskich socjaldemokracji.

Gdzie dziś te zrewoltowane masy? Gdzie silne związki zawodowe? Gdzie to zgniłe jabłko w jednobiegunowym świecie, przed którym ze strachu kapitał miałby ustąpić? Dodatkowo pragnę zwrócić uwagę jak bardzo zmienił się ten świat. Unia Europejska, szereg ponadnarodowych instytucji finansowych w rodzaju Międzynarodowego Funduszu Walutowego i międzynarodowe korporacje o budżetach równych niektórym mniejszym państwom sprawiają, że żadna gospodarka świata nie jest już w pełni suwerenna, a powiązana instytucjonalną siecią różnych zależności nic lub niewiele może zrobić, by prowadzić inną niż neoliberalna politykę. Za zachodnim welfare state stała siła proletariatu i radziecki straszak. Jak je odbudować, gdy obu tych elementów już nie ma?

Socjaldemokratyczna koncepcja „państwa dobrobytu” miała jedną nieusuwalną wadę. Opierała się o słabość burżuazji, gotowość do ustępstw ze strachu przed proletariatem. Gdy stosunek sił się odwrócił, to i historia w sposób obiektywny zaczęła zataczać koło, ponieważ żadna z tych społecznych zdobyczy nie została ugruntowana i zabezpieczona zmianami systemowymi. W zdeindustrializowanym kraju takim jak Polska, gdzie resztki przemysłu należą już do zachodnich koncernów a nad krwiobiegiem polskiej gospodarki - finansami, kontrolę mają obce banki, praktycznie niemożliwa jest poważna zmiana, by nie spotkały nas jakieś sankcje.

Po latach ustępstw wobec kapitału socjaldemokraci znów skręcają w lewo. Czy mają jednak coś do zaproponowania, gdy sytuacja jest zupełnie inna niż po II Wojnie Światowej? Gdy nie mają szerokiego zaplecza społecznego? Czy spór między nimi a socjalistami nie jest znów aktualny? Nawet bardziej niż kiedyś, gdy socjaldemokratyczna droga naprawdę przynosiła ludziom pracy realne korzyści. Wydaje mi się, że tak. Świadczą o tym nie tylko wzrost poparcia dla ugrupowań radykalnie lewicowych jak grecka Syriza, portugalska Esquerda, Die Linke w oszczędzanych przez kryzys Niemczech, czy też ruchy kontestacyjne jak hiszpański „Ruch Oburzonych”, w swej treści o zabarwieniu wręcz komunistycznym, wspólnotowym. Socjaliści i komuniści zarzucali socjaldemokratom, że zmarnowali szansę, bo gdy można było wziąć wszystko, ci zadowolili się tym, co i tak kapitaliści byli gotowi oddać ludziom pracy, byleby pozostać na szczycie społecznej drabiny. Czy świat znalazł się w takim momencie swych dziejów, że być może łatwiejsza, bardziej realna i niezbędna jest całkowita przebudowa niż nawet najdrobniejsze ustępstwa ze strony kapitału?

Świat oczywiście zwariował. Produkuje masę nikomu niepotrzebnych i coraz mniej trwałych rzeczy, byleby był wzrost. Bez wzrostu jest kryzys. Wszyscy tną koszty, by zyski z tych posunięć otrzymać natychmiast, zupełnie nie bacząc na to, że zarzynają tym popyt, bez wzrostu którego ta gospodarka nie może funkcjonować. Kto kosztów nie tnie, kto patrzy dalekowzrocznie, ten przegra z tym, kto patrzy o jeden dzień do przodu… bo to jego produkt będzie tańszy. Więc robią to wszyscy. Dotychczas tylko socjaliści proponują trwałe systemowe rozwiązania. Może warto się nad nimi w końcu pochylić? Nawet mimo to, że mają one tę wadę, że wprowadzając je, musimy się liczyć z tym, że i nad nami pojawią się drony broniące "wolności", "demokracji" i oczywiście "praw człowieka".

Jeśli lewica wraca do źródeł, a polski system społeczno-gospodarczy w XIX wiek, to może czas na I Międzynarodówkę lub na nowy Manifest? Od bardzo dawna lewica ze sobą nie rozmawia. Czasem mówi do siebie. Klasyk mówi, że „warto rozmawiać”. Jeśli rozmawia, to tak jak inni: o miejscach na listach wyborczych. To błąd, tym się wiarygodności społecznej nie odzyska, a sam biletowany kongres to za mało. Zamiast czy obok potrzebne jest stałe miejsce szerokich debat ideowo-programowych i wymiany poglądów. Lepiej choćby na Polach Mokotowskich, z ludem i bliżej ludu, niż na Stadionie Narodowym. Ale zacznijmy w końcu tę szeroką debatę.

Jarosław Augustyniak



Artykuł ukazał się w "Dzienniku Trybunie".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



25 LAT POLSKI W NATO(WSKICH WOJNACH)
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
13 marca 2024 (środa), godz. 18.30
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca
Podpisz apel przeciwko wprowadzeniu klauzuli sumienia w aptekach
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-bezprawnemu-ograniczaniu-dostepu-do-antykoncepcji-1
Szukam muzyków, realizatorów dźwięku do wspólnego projektu.
wszędzie
zawsze

Więcej ogłoszeń...


19 kwietnia:

1539 - Na Małym Rynku w Krakowie została spalona na stosie pod zarzutem apostazji 79-letnia Katarzyna Weiglowa.

1882 - W Downe zmarł Karol Darwin, angielski biolog, twórca teorii ewolucji.

1937 - W Meksyku katoliccy powstańcy Cristero napadli, a następnie oblali benzyną i podpalili pociąg mający przewozić pieniądze, w wyniku czego zginęło 51 osób.

1943 - Wybuchło powstanie w getcie warszawskim.

1960 - Powstała najważniejsza namibijska organizacja narodowowyzwoleńcza, lewicowa SWAPO.

1961 - Klęską zakończyła się inwazja uzbrojonych i wspieranych przez CIA sił emigrantów kubańskich w Zatoce Świń.

1993 - W Soweto odbył się pogrzeb zamordowanego lidera Komunistycznej Partii RPA Chrisa Haniego.

1995 - W Oklahoma City w USA miał miejsce zamach bombowy zorganizowany przez prawicowych ekstremistów. Zginęło 168 osób, ponad 680 zostało rannych.

2011 - Fidel Castro zrezygnował z funkcji pierwszego sekretarza Komunistycznej Partii Kuby na rzecz swego brata prezydenta Raúla Castro.

2013 - Nicolás Maduro został zaprzysiężony na urząd prezydenta Wenezueli.


?
Lewica.pl na Facebooku