2011-08-03 02:03:58
Wszystko było dobrze, dopóki obowiązywała wersja, że to jak zwykle islamiści. Od razu nastąpił lament nad zbytnim liberalizmem Norwegów, ich zbyt dużą ufnością i oczywiście zbyt dużą otwartością na imigrantów. Specjaliści przystąpili do analizy, czyli powtarzania uświęconych formułek o tym, jak niebezpieczny jest „światowy terroryzm” i że po 11 września nikt nie jest bezpieczny. Od razu można było usłyszeć ledwo skrywane lub w ogóle nie skrywane islamofobiczne ataki. Zderzenie cywilizacji pełna gębą. Wszystko to zresztą znamy i pewnie się do tego przyzwyczailiśmy.
Po tym jak okazało się, że zamachu, jak i egzekucji na uczestnikach obozu młodzieżówki norweskiej Partii Pracy dokonał Breivik, czysty aryjczyk o islamofobicznych, antyimigranckich i rasistowskich poglądach, można by się spodziewać chociaż lekkiej zmiany tonu. Może i nastąpiła lekka konsternacja wywołana zaskoczeniem, ale z godziny na godzinę, oglądając telewizyjne relacje, coraz jaśniejsze się stawało, że wszystko zostało po staremu. Ci sami specjaliści od walki z terroryzmem mówili dokładnie to samo, że „po jedenastym września…”, że „nikt nie może się czuć bezpiecznie”, że „Norwedzy za liberalni, za naiwni”, słowem, że „światowy terroryzm atakuje”.
I tu widać jak bardzo pojęcie terroryzmu jest obecnie zideologizowane, dla komentatorów terroryzm nie jest pojęciem technicznym (co miało by jeszcze jakiś sens), ale jawi się prawie jako osobna siła polityczna czy ideologiczna, zjednoczona, by zniszczyć cywilizację, coś jak jakaś wielka międzynarodówka terrorystyczna. Dla ludzi jak Liedel czy Dziewulski nie ma znaczenia kto dokonał zamachu, z jakich pobudek, wszystko mieści się w tym jakże pojemnym pojęciu. W tym przypadku widać jak na dłoni, że pojęcie terroryzmu zbudowane przez ostatnie lata ma za zadanie zaciemniać, a nie rozjaśniać kontekst konkretnych wydarzeń. Po prostu wrogowie cywilizacji z kompletnie irracjonalnych pobudek atakują.
To prawie zabawne, że Breivik, którego poglądy pewnie niezbyt wiele się różnią od poglądów owych specjalistów, publicystów i komentatorów wszelkiej (głównie prawicowej) maści stojących na pierwszej linii w ideologicznej walce w wojnie z terroryzmem, został przez nich zdegradowany do elementu owego „światowego terroryzmu”, zajmując miejsce tuż obok członków Al-Kaidy.
I tu dochodzimy do sprawy zasadniczej: do poglądów Breivika. Kiedy okazało się, że to on dokonał zamachu, media nazwały go prawicowym ekstremistą, ewentualnie chrześcijańskim fundamentalistą (w TVP Info nazwano go na początku nawet katolickim fundamentalistą – jak widać niektórym dziennikarzom trudno sobie wyobrazić, że istnieją inne chrześcijańskie wyznania niż katolickie). Poglądy Breivika chętnie byśmy do ekstremów zaliczyli, jest rasistą, islamofobem, zwalcza imigrantów itd., ale partia, do jakiej kilka lat należał to Partia Postępu – druga siła norweskiej sceny politycznej. Oczywiście mógł się zradykalizować, tylko że radykalizacja ta dotyczyła raczej metod niż ideologii.
Wygodne by to zresztą było dla prawicy jak i mediów mainstreamowych, gdyby Breivik okazał się naziolskim oszołomem, ten jednak poza kilkoma odpałami, nie ma poglądów odbiegających od europejskiej czy amerykańskiej prawicy głównego nurtu. W końcu chwalił w swym manifeście nie tylko NOP czy LPR ale i PiS. Przyznają to zresztą niektórzy prawicowcy, dodając tylko, że w ich przypadku to te same poglądy, ale bez przemocy. Prawda jest taka, że określenie skrajna prawica jest tak wygodne dla prawicy i mediów, podobnie jak mówienie o pojedynczym szaleńcu, bo można wtedy zrzucić z siebie odium zamachu i pokrewieństwa poglądów i dalej te poglądy promować. No bo skoro śmierć multikulturalizmu wieszczy Angela Merkel (nie wyjaśniając co do końca dla niej ten termin znaczy, wszyscy jednak wiedzą, że jest to ukłon w stronę prawicowego elektoratu), a Nicolas Sarkozy dokonuje czystek wyrzucając Romów z Francji, to czy rzeczywiście rasizm, w różnych jego postaciach, a islamofobia jest jego postacią ostatnio najpopularniejszą (przy czym można udawać, że to nie rasizm tylko „obrona europejskich wartości”, a nawet „feminizm”), można uważać za cechę wyłącznie skrajnej prawicy? Poglądy Breivika są już od dawna w centrum i to wydaje się najbardziej przerażające w całej tej sprawie. Powinniśmy raczej mówić po prostu o prawicowym terroryście.
Jak wspomniałem obroną może być też twierdzenie, że Breivik to szaleniec i że to choroba psychiczna pchnęła go do popełnienia zbrodni. Tylko, że po pierwsze nie wydaje się by w kategoriach medycznych można by Breivika nazwać chorym psychicznie. A po drugie do dokonania zbrodni nie pchnęła go paranoja, tylko konkretne pobudki ideologiczne (niezależnie, jak bardzo chcielibyśmy uważać taką ideologię za chorą) i to one są kluczem do zrozumienia, co wydarzyło się w Oslo i na wyspie Utoya. Szkoda, że takie twierdzenia można znaleźć też na lewicowym portalu. Dość nieszczęśliwe było też przyczepienie się do rzekomego chrześcijańskiego fundamentalizmu Breivika, czego przykładem, oprócz niektórych blogowych wpisów na lewica.pl (już nie mówiąc o komentarzach na forum), może być choćby tytuł newsa o zamachu jaki ukazał się na tym portalu: „Norwegia: Chrześcijański ekstremista zamordował ponad 90 osób”. Po pierwsze chrześcijaństwo w przypadku Breivika pełni przede wszystkim rolę dopełnienia jego „europejskiej tożsamości”, jest to raczej chrześcijaństwo kulturalne (na zasadzie jestem chrześcijaninem, bo taka jest tradycja mojego narodu czy Europy), gdzie wiara nie ma zbyt dużego znaczenia. Po drugie Breivik nie zaatakował np. meczetu, ale obóz młodzieżówki Partii Pracy (na którym pewnie znaleźli się i wierzący chrześcijanie), co dobitnie pokazuje, że była to zbrodnia motywowana politycznie nie religijnie. Myślę że powinno się unikać tego typu wyjaśnień, które zamazują obraz tego zamachu, albo spychają dyskusje na boczny, i to raczej nieszczęśliwy, tor. Powinno być jasne, szczególnie dla lewicy, że była to zbrodnia motywowana politycznie, a wymierzona w lewicę właśnie.
Piotr Tronina