2010-10-06 20:47:10
Kwestia in vitro nie od dziś jest przedmiotem fundamentalnego sporu. Już samo to pokazuje w jakim magmatycznym absurdzie grzęźniemy.
Na wczorajszym spotkaniu promocyjnym książki Agnieszki Graff pt.’ ’Magma’’ Piotr Pacewicz wyraził mniej więcej taki pogląd, że to właśnie spór o in vitro i stanowisko w nim środowisk kościelnych najdobitniej pokazuje absurd w jakim się znaleźliśmy. Może nawet bardziej niż w kwestii aborcji, w którym środowisko kościelne ( a przynajmniej jego umiarkowana część) prezentuje stanowisko z którym nie trzeba się zgadzać, ale które mieści się w pewnych cywilizowanych ramach etycznego sporu. Podzielam tą opinię.
Argument ‘’niepozbawiania nikogo życia’’ wyrasta z poważnych moralnie założeń, choć w tym kontekście prowadzi do tragicznych społecznie skutków. Inaczej sprawy się mają z in vitro, w której radykalizm kościelny trudny jest do usprawiedliwienia i uszanowania, zwłaszcza jeśli pomyślimy sobie o tych wszystkich ludziach, którzy pragnęliby mieć i wychowywać dzieci( część z nich także w duchu katolickim, choć to bez znaczenia z punktu widzenia praw reprodukcyjnych), a nie mogą ich począć naturalną drogą.
O ile w sporze o aborcję, księża mogą argumentować, że chcą każdemu dać szanse życia, o tyle w kontekście in vitro opowiadają się za zdławieniem tego potencjału. Zetknęłem się w życiu z ludźmi którzy przez lata bezskutecznie starali i z tego dramatu wybawiło ich dopiero sztuczne zapłodnienie. Część księży i to także tych, uchodzących za katolickich liberałów jak Tadeusz Pieronek, nie wykazują tu jakiejkolwiek wrażliwości na te ludzkie potrzeby, także w wersji leksykalnej, np. twierdząc publicznie, że pierwowzorem literackiej metody in vitro był Frankenstein. Można byłoby tu psychologizować i zrzucić te skandaliczne wypowiedzi na karb niewyparzonego języka księdza, gdyby nie to, że w tym duchu myślą nie tylko pojedynczy przedstawiciele polskiego kleru. Sprawa jest niestety poważniejsza.
Kilka miesięcy temu szereg organizacji katolickich wydał wspólnie broszurę, w której potępiono in vitro w każdej możliwej postaci i zdystansowano się nawet do i tak konserwatywnego projektu uregulowania tej kwestii, jakie zaproponowało wówczas Prawo i Sprawiedliwość.
Najsmutniejsze w tym wszystkim było dla mnie to, że broszurkę tę można było dostać jako dodatek do Tygodnika Powszechnego, który okazał się być jednym z inicjatorów akcji. Przykre, że środowisko, które (mimo, że nie czuję się katolikiem) darzę pewnym uznaniem i sentymentem, w tej kwestii prezentuje aż taki radykalizm. Jest to swoją drogą zastanawiające, że kościelni liberałowie zajmują stanowisko (wydawałoby się, że szczególnie kompromitujące funkcjonowanie współczesnego kościoła w Polsce) takie samo jak redykałowie, których w polskim kościele nie brakuje. Trudno wobec tego ukryć smutek i zażenowanie.
Cieszy natomiast wiadomość o nagrodzeniu Noblem ( moim zdaniem jak najbardziej słusznie) tego osiągnięcia współczesnej nauki. Choć w naszym ponurym kontekście marne to pocieszenie.
Na wczorajszym spotkaniu promocyjnym książki Agnieszki Graff pt.’ ’Magma’’ Piotr Pacewicz wyraził mniej więcej taki pogląd, że to właśnie spór o in vitro i stanowisko w nim środowisk kościelnych najdobitniej pokazuje absurd w jakim się znaleźliśmy. Może nawet bardziej niż w kwestii aborcji, w którym środowisko kościelne ( a przynajmniej jego umiarkowana część) prezentuje stanowisko z którym nie trzeba się zgadzać, ale które mieści się w pewnych cywilizowanych ramach etycznego sporu. Podzielam tą opinię.
Argument ‘’niepozbawiania nikogo życia’’ wyrasta z poważnych moralnie założeń, choć w tym kontekście prowadzi do tragicznych społecznie skutków. Inaczej sprawy się mają z in vitro, w której radykalizm kościelny trudny jest do usprawiedliwienia i uszanowania, zwłaszcza jeśli pomyślimy sobie o tych wszystkich ludziach, którzy pragnęliby mieć i wychowywać dzieci( część z nich także w duchu katolickim, choć to bez znaczenia z punktu widzenia praw reprodukcyjnych), a nie mogą ich począć naturalną drogą.
O ile w sporze o aborcję, księża mogą argumentować, że chcą każdemu dać szanse życia, o tyle w kontekście in vitro opowiadają się za zdławieniem tego potencjału. Zetknęłem się w życiu z ludźmi którzy przez lata bezskutecznie starali i z tego dramatu wybawiło ich dopiero sztuczne zapłodnienie. Część księży i to także tych, uchodzących za katolickich liberałów jak Tadeusz Pieronek, nie wykazują tu jakiejkolwiek wrażliwości na te ludzkie potrzeby, także w wersji leksykalnej, np. twierdząc publicznie, że pierwowzorem literackiej metody in vitro był Frankenstein. Można byłoby tu psychologizować i zrzucić te skandaliczne wypowiedzi na karb niewyparzonego języka księdza, gdyby nie to, że w tym duchu myślą nie tylko pojedynczy przedstawiciele polskiego kleru. Sprawa jest niestety poważniejsza.
Kilka miesięcy temu szereg organizacji katolickich wydał wspólnie broszurę, w której potępiono in vitro w każdej możliwej postaci i zdystansowano się nawet do i tak konserwatywnego projektu uregulowania tej kwestii, jakie zaproponowało wówczas Prawo i Sprawiedliwość.
Najsmutniejsze w tym wszystkim było dla mnie to, że broszurkę tę można było dostać jako dodatek do Tygodnika Powszechnego, który okazał się być jednym z inicjatorów akcji. Przykre, że środowisko, które (mimo, że nie czuję się katolikiem) darzę pewnym uznaniem i sentymentem, w tej kwestii prezentuje aż taki radykalizm. Jest to swoją drogą zastanawiające, że kościelni liberałowie zajmują stanowisko (wydawałoby się, że szczególnie kompromitujące funkcjonowanie współczesnego kościoła w Polsce) takie samo jak redykałowie, których w polskim kościele nie brakuje. Trudno wobec tego ukryć smutek i zażenowanie.
Cieszy natomiast wiadomość o nagrodzeniu Noblem ( moim zdaniem jak najbardziej słusznie) tego osiągnięcia współczesnej nauki. Choć w naszym ponurym kontekście marne to pocieszenie.