Korzyści niewykluczone
2011-06-15 17:50:53
Nieważne czy kot jest czarny czy biały, ważne by umiał łapać myszy – to motto chińskiej modernizacji, gdyby odsączyć od złowrogich skojarzeń, z chęcią użyłbym by odnieść się do ostatnich losów posła Arłukowicza.

Moim zdaniem, drugorządne jest czy walczy się z wykluczeniem w ramach SLD, PIS czy PO, ważne by walczyło się z tym wykluczeniem skutecznie. Nie gorszy mnie zatem przejście do partii uważanej przez wielu kolegów za liberale zło i nie mówiłbym o pośle ze Szczecina – na wzór Piotra Ikonowicza – Arłukowicz. oto twarz zdrajcy!, gdyby ten okazał się w swojej funkcji skuteczny, a przynajmniej usilnie próbował takim być. Taki scenariusz walki z wykluczeniem nie jest wykluczony. Ale póki co nie jestem wielkim optymistą.

Skutecznie czyli jak?

Warto też uprzednio zastanowić co miało by być miarą owej skuteczności? Czy zmniejszenie wskaźników wykluczenia? Ale które z nich wybrać? Czy tylko te, które w ramach strategii horyzontalnej Europa 2020 proponuje nam Unia? Są one ważne i mógłby być to jakiś drogowskaz, ale nie wyczerpują one wielu wymiarów wykluczenia, np. dzieci niepełnosprawnych w systemie edukacji czy seniorów w sieci. Jakie zatem wybierze i jakie powinien wybrać rządowy pełnomocnik ds. wykluczenia priorytety?
Poza tym czy miarą skuteczności będzie samo zmniejszenie tych – zazwyczaj kompromitujących polskie społeczeństwo wskaźników – czy już samo wdrożenie mechanizmów, które w dalszej perspektywie mogą poszerzyć społeczną integrację? A może sukcesem będzie samo wprowadzenie do debaty poszczególnych problemów społecznych lub zapewnienie im w niej poczesnego miejsca? Albo też prawdziwym osiągnięciem będzie zmiana dyskursu na rzecz innego podejścia do genezy wykluczenia, dróg jego przezwyciężenia i samych wykluczonych?
Gdy swego czasu prezentowałem w jednej z sal sejmowych opracowanie „”Bieda i wykluczenie’’, gdzie zarysowałem – kluczowe w moim mniemaniu – kierunki zmian jakie trzeba wykonać jeśli chodzi o politykę antywykluczeniową, poseł Arłukowicz, zdaje się, że był wówczas obecny. Ciekaw jestem czy zamierza je uwzględnić i rozwinąć, czy ma inną wizję? Póki co wciąż sporo jest znaków zapytania. Nie to jednak niepokoi najbardziej, a reakcja opinii publicznej.

Transfery społeczne czy polityczne?

Jak tylko pojawiała się wieść o tymże transferze politycznym, większość komentarzy skupiła się na partyjnym wymiarze tego przejścia. Na tym jak to wpłynie na parlamentarny układ sił. Czy mamy do czynienia z budowaniem pomostu między PO i SLD czy też próbą ograbienia tej drugiej partii przez pierwszą z najbardziej rozpoznawanych postaci? Były też komentarze – z politycznego punktu widzenia jeszcze bardziej drugorzędne - zatrzymujące się na rozważaniach o lewicowej cnocie posła. Stosunkowo mało uwagi poświęcono jednak funkcji, którą ma objąć. To, że mainstream nie jest tym problemem szczególnie zainteresowany mnie nie dziwi, ale zaskakuje stosunkowo małe zainteresowanie tym tematem w środowiskach lewicowych. Sądziłem, że powołanie pełnomocnika ds. wykluczenia jednak wywoła pewien ferment, a w kierunku Arłukowicza będę płynęły postulaty i rekomendacje, co powinien zrobić. Taka wydaje mi się też misja zaangażowanych mediów społecznych – by nie tylko opisywać i oceniać, ale także inspirować, sugerować rozwiązania i przypominać o problemach społecznych do rozwiązania. A tego w mediach, także tych niszowych, jest wciąż jak na lekarstwo.

Nawet jeśli przyjmiemy, że posłowie, którzy nas reprezentują to oportuniści i karierowicze, opinia publiczna powinna wywierać nacisk by zajmowali się oni rzetelnie sprawami, do których zostali powołani. Powstanie ( nawet jeśli koniunkturalne) organu którego funkcją jest walka z wykluczeniem, ułatwia wywieranie takiej presji, gdyż jest możliwość skanalizowania określonych postulatów. Tymczasem zamiast debaty o transferach społecznych ( gdzie? skąd? I w jakim strumieniu powinny płynąć) raczeni jesteśmy niewiele wnoszącą debatą na temat kolejnych transferów politycznych.

Ważniejszy urząd czy osoba?

Widać to też po tym, że w całej sprawie najbardziej widoczny jest Arłukowicz a nie urząd który ma reprezentować. Niemal poza debatą są planowane zasoby finansowe, kadrowe i eksperckie nowopowstałego organu, a to właśnie od nich ( w większym stopniu niż od osoby Arłukowicza) zależeć będzie czy okaże się on ze społecznego punktu widzenia funkcjonalny?

Póki co nie widzę ani ze strony rządu ani ze strony jego krytyków woli komunikowania się na ten temat. Być może stanie się to organ fasadowy, co w kontekście wagi problemów jakie ma reprezentować jest szczególnie niesmaczne, bowiem może oznaczać polityczną instrumentalizację ważnych problemów ludzi. Ale zaczekajmy jeszcze i jednocześnie monitorujmy zachodzące w tym zakresie zmiany. Ciągle jednak żywię nadzieję, że to jaki kierunek obierze kierowana przez Arłukowicza organ, będzie zależało nie tylko od niego samego i jego przełożonych, ale także od tego jaką wagę tym sprawom przypisze opinia publiczna

poprzedninastępny komentarze