2013-03-15 23:43:10
O alienacji klasy politycznej względem realiów i problemów społecznych mówi się nie od dziś. Ale ostatnio, po enuncjacji wyników raportu fundacji Maciuś, z których wynika że aż 800 tys. dzieci chodzi głodne, owa alienacja rządzących ujawniła swoje monstrualne wręcz, groteskowe rozmiary.
Sam fakt, że skala problemu niedożywienia jest tak olbrzymia, stanowi kompromitację. Trudno znaleźć bardziej jaskrawy przykład na to, że system społeczny działa źle i rządzące nim reguły wymagają natychmiastowej, daleko idącej rewizji.
Obciąża to nie tylko bieżącą władzę( akurat aktywność państwa w zakresie dożywiania wzrosła w ostatnich latach, a nie zmalała) ale powodów do samozadowolenia bynajmniej nie ma. Szczególnie złe jest jego bagatelizowanie problemu i ahistoryczne relatywizowanie go ( Niesiołowski) lub spychanie odpowiedzialności za jego występowanie bądź to na społeczeństwo i jego kulturę ( Pitera) czy też na część wykluczonych ( Szejnfeld). Pogrążające wypowiedzi wspomnianych polityków, które stały się już przedmiotem krążących w sieci żartobliwych memów, uwidaczniają, że władza kisi się w sosie własnym. Sosie straszno-śmiesznym.
Wydaje mi się, że samo-ośmieszenie władz kryje jednak w sobie ryzyko, że bardziej zaczynamy skupiać się na nich niż na sprawie wyjściowej. Kwestia zasadnicza się banalizuje.W zasadzie już teraz mówi się więcej o niezbyt mądrych wypowiedziach polityków niż o samym problemie, a tym bardziej strategiach jego rozwiązania. A tymczasem jest śmiertelnie poważna. I to śmiertelnie niemal w dosłownym sensie, bowiem chroniczne niedożywienie zagraża biologicznej egzystencji jednostki, jej zdrowiu. Przypomnijmy, że w świetle danych GUS aż 6,7 procent Polaków jest dotkniętych ubóstwem skrajnym, czyli grubo ponad 2 mln. Najwięcej w gospodarstwach domowych wielodzietnych.
O ile wiem ze strony takie nie padły deklaracje ani propozycje działań które mogłyby poprawić sytuację. I wątpię byśmy się tego w najbliższym czasie doczekali. Minister Kosiniak stwierdził, że nie ma zaufania do wyników fundacji Maciuś i resort w tej sprawie zamierza zlecić badanie, które miałoby na celu oszacowanie rzeczywistej liczby dzieci niedożywionych. Na pewno taka diagnoza nie zaszkodzi, ale niezależnie czy okaże się, że takich dzieci jest 400 tys. czy 800 tys.- problem pozostaje. Skala problemu jest ważna. Każde kolejne dziecko zagrożone w swych podstawowych prawach to wyzwanie publiczne. Z zapowiedzi resortu wynika, że w tym celu podmioty które będą badać skalę niedożywienia, mają pytać też pracowników socjalnych co zrobić by było lepiej. To dobry sygnał. Choć trzeba pamiętać że pracownicy socjalni są jedynie jednym ( z wielu) źródłem wiedzy na ten temat. Nie wszystkie niezaspokojone potrzeby są rozpoznane przez nich, nie wszystkie zgłoszone służbom społecznym.
Żeby była jasność polityka walki z niedożywieniem już teraz jest wszak prowadzona. Problem w tym , że jest wciąż nieskuteczna w realizacji swoich celów. Należy więc zastanowić się jak ją przeformułować by pełniła skuteczniej swoją rolę. I wbrew temu co sugeruje Szejnfeld nie jest głównym problemem, że tu i ówdzie zasiłek z pomocy społecznej bywa przepity. To zresztą dałoby się od biedy ograniczyć w uzasadnionych zdiagnozowanych środowiskowo przypadkach zastępując wsparcie pieniężne rzeczowo-usługowym i bardziej bezpośrednio adresując wsparcie w stronę dziecka niż na rodzinę, w której się wychowuje. Przyczyny problemu są głębsze i nie dotyczą tylko mankamentów istniejącej polityki dożywiania, ale szerzej zakrojonej polityki społecznej. Niektóre źródła leżą w samych warunkach funkcjonowania rodziny, inne w nazbyt selektywnym i niekiedy stygmatyzującym charakterze istniejącego wsparcia.
Poczynania władzy na tym polu powinniśmy oceniać zarówno na podstawie wykazu podjętych działań jak i ich efektów. A te ostatnie są jak na razie dalece nie satysfakcjonujące. Istnieje szereg pomysłów – i kierunkowych i szczegółowych –jak przeformułować politykę waliki z niedożywianiem dzieci ( jako kategorię szerszą niż polityka dożywiania w szkołach) by była skuteczniejsza, ale to – ze względu na wagę problemu – wymaga więcej niż wpisu na blogu, a przynajmniej dłuższego artykułu ( jeśli nie raportu) . Być może niebawem taki zamieszczę w którymś z elektronicznych mediów.
Sam fakt, że skala problemu niedożywienia jest tak olbrzymia, stanowi kompromitację. Trudno znaleźć bardziej jaskrawy przykład na to, że system społeczny działa źle i rządzące nim reguły wymagają natychmiastowej, daleko idącej rewizji.
Obciąża to nie tylko bieżącą władzę( akurat aktywność państwa w zakresie dożywiania wzrosła w ostatnich latach, a nie zmalała) ale powodów do samozadowolenia bynajmniej nie ma. Szczególnie złe jest jego bagatelizowanie problemu i ahistoryczne relatywizowanie go ( Niesiołowski) lub spychanie odpowiedzialności za jego występowanie bądź to na społeczeństwo i jego kulturę ( Pitera) czy też na część wykluczonych ( Szejnfeld). Pogrążające wypowiedzi wspomnianych polityków, które stały się już przedmiotem krążących w sieci żartobliwych memów, uwidaczniają, że władza kisi się w sosie własnym. Sosie straszno-śmiesznym.
Wydaje mi się, że samo-ośmieszenie władz kryje jednak w sobie ryzyko, że bardziej zaczynamy skupiać się na nich niż na sprawie wyjściowej. Kwestia zasadnicza się banalizuje.W zasadzie już teraz mówi się więcej o niezbyt mądrych wypowiedziach polityków niż o samym problemie, a tym bardziej strategiach jego rozwiązania. A tymczasem jest śmiertelnie poważna. I to śmiertelnie niemal w dosłownym sensie, bowiem chroniczne niedożywienie zagraża biologicznej egzystencji jednostki, jej zdrowiu. Przypomnijmy, że w świetle danych GUS aż 6,7 procent Polaków jest dotkniętych ubóstwem skrajnym, czyli grubo ponad 2 mln. Najwięcej w gospodarstwach domowych wielodzietnych.
O ile wiem ze strony takie nie padły deklaracje ani propozycje działań które mogłyby poprawić sytuację. I wątpię byśmy się tego w najbliższym czasie doczekali. Minister Kosiniak stwierdził, że nie ma zaufania do wyników fundacji Maciuś i resort w tej sprawie zamierza zlecić badanie, które miałoby na celu oszacowanie rzeczywistej liczby dzieci niedożywionych. Na pewno taka diagnoza nie zaszkodzi, ale niezależnie czy okaże się, że takich dzieci jest 400 tys. czy 800 tys.- problem pozostaje. Skala problemu jest ważna. Każde kolejne dziecko zagrożone w swych podstawowych prawach to wyzwanie publiczne. Z zapowiedzi resortu wynika, że w tym celu podmioty które będą badać skalę niedożywienia, mają pytać też pracowników socjalnych co zrobić by było lepiej. To dobry sygnał. Choć trzeba pamiętać że pracownicy socjalni są jedynie jednym ( z wielu) źródłem wiedzy na ten temat. Nie wszystkie niezaspokojone potrzeby są rozpoznane przez nich, nie wszystkie zgłoszone służbom społecznym.
Żeby była jasność polityka walki z niedożywieniem już teraz jest wszak prowadzona. Problem w tym , że jest wciąż nieskuteczna w realizacji swoich celów. Należy więc zastanowić się jak ją przeformułować by pełniła skuteczniej swoją rolę. I wbrew temu co sugeruje Szejnfeld nie jest głównym problemem, że tu i ówdzie zasiłek z pomocy społecznej bywa przepity. To zresztą dałoby się od biedy ograniczyć w uzasadnionych zdiagnozowanych środowiskowo przypadkach zastępując wsparcie pieniężne rzeczowo-usługowym i bardziej bezpośrednio adresując wsparcie w stronę dziecka niż na rodzinę, w której się wychowuje. Przyczyny problemu są głębsze i nie dotyczą tylko mankamentów istniejącej polityki dożywiania, ale szerzej zakrojonej polityki społecznej. Niektóre źródła leżą w samych warunkach funkcjonowania rodziny, inne w nazbyt selektywnym i niekiedy stygmatyzującym charakterze istniejącego wsparcia.
Poczynania władzy na tym polu powinniśmy oceniać zarówno na podstawie wykazu podjętych działań jak i ich efektów. A te ostatnie są jak na razie dalece nie satysfakcjonujące. Istnieje szereg pomysłów – i kierunkowych i szczegółowych –jak przeformułować politykę waliki z niedożywianiem dzieci ( jako kategorię szerszą niż polityka dożywiania w szkołach) by była skuteczniejsza, ale to – ze względu na wagę problemu – wymaga więcej niż wpisu na blogu, a przynajmniej dłuższego artykułu ( jeśli nie raportu) . Być może niebawem taki zamieszczę w którymś z elektronicznych mediów.