Ogórek ma trochę racji
2015-01-10 00:32:29
Sojusz Lewicy Demokratyczej postanowił wystawić nieco zaskakującą dla wszystkich kandydaturę Pani Magdaleny Ogórek, być może także w nadziei, że wystawienie młodej, ale już politycznie doświadczonej i mogącej poszczycić się kwalifikacjami Kandydatki, przyciągnie te środowiska ( do których i ja się zaliczam) wyczekujące większej obecności kobiet w polityce i w najwyższych organach Państwa.

Jednakże ledwie Sojusz zaprezentował Kandydatkę, a już w internecie wśród moich lewicowo-feministycznych przyjaciół zaczął krążyć dawny komentarz Pani Ogórek a mówiąc ściśle jego nieco wyrwany z kontekstu fragment, który ma świadczyć o dyskredytacji jej jako przekonującej rzeczniczki emancypacji kobiet. Moim zdaniem sprawa nie jest jednoznaczna i akurat w tym sporze racja leży trochę po środku.

Oburzenie wywołał ten oto fragment wypowiedzi Pani Ogórek:

„Polski feminizm w wykonaniu jego niektórych przedstawicielek jest zjawiskiem jedynym w swoim rodzaju - woła bowiem donośnie tylko wtedy, gdy w publicznej debacie pojawia się sprawa czyjejś kontrowersyjnej ciąży. Dla mnie feminizm jest pojęciem dużo bardziej pojemnym i zakłada przede wszystkim pomoc kobiecie w samorealizacji, samostanowieniu, podkreślając jej atuty w torowaniu sobie drogi do zarządów wielkich spółek, do polityki, do wypracowania pozycji zawodowej, do tytułów naukowych itd.”(…).


Pomijając już nawet to, że nie jestem zwolennikiem wydawania ocen o Pani Ogórek jako kandydatce na podstawie prywatnych komentarzy sprzed miesięcy, a jeśli już to lepiej na podstawie całego tekstu, a nie jego chyba najsłabszego fragmentu, pozwolę sobie odnieść do kilku kwestii.

o co walczą feministki


Po pierwsze, zarzut wobec polskiego feminizmu może się wydać tyleż niesprawiedliwy, co zrozumiały. Niesprawiedliwy o tyle, że jest mnóstwo osób – nieraz znanych mi osobiście - o poglądach feministycznych, które z zaangażowaniem walczą o prawa kobiet ( i szerzej: różnych grup dyskryminowanych) w bardzo różnych kontekstach, nie tylko praw reprodukcyjnych. Z mojego rozeznania wynika że jest to nawet większość. A z tym, że są i takie, które podpadają pod cytowany opis Pani Ogórek, również trudno polemizować. Autorka mówi wprawdzie o niektórych przedstawicielkach, ale wrażenie jest takie jakby była to diagnoza jakiegoś głównego lub znaczącego nurtu feminizmu w Polsce ( jeśli „ owe przedstawicielki byłyby na marginesie ruchu, po co w ogóle było się do nich odnosić?). To, że Pani Ogórek jednak widzi ową aktywność feministek głównie w kontekście jak zawsze gorących sporów aborcyjnych, a nie w innych kontekstach o tyle mnie nie dziwi, że wiele osób spoza środowisk aktywistycznych faktycznie też widzi feminizm właśnie w świetle kilku kontrowersyjnych spraw, a nie całościowej narracji w obronie pokrzywdzonych i w imię równości.

Z tym wizerunkiem dotąd chyba nie udało się wygrać na większą skalę. Po części wynika to z zewnętrznych przyczyn ( konflikty wokół przerywania ciąży są z natury rzeczy bardziej spektakularne niż te o kształt polityki społecznej) ale częściowo z wewnętrznej taktyki ruchów feministycznych, którym mimo wysiłków poszczególnych osób, środowisk, inicjatyw i nieraz całych nurtów nie dość udało się przełamać fałszywy obraz z zewnątrz. I póki co potrzeba nam namysłu jak to zmienić.

feminizm - liberalny czy lewicowy?

Druga kwestia która się nasuwa wiąże się ze wskazaniem celu. który w oczach Pani Ogórek ma orientować myślenie i działanie femnistyczne. Gdyby oprzeć się wyłącznie na powyższym zacytowanym fragmencie można by uznać hołduje ona wizji- trochę alla Magdalena Środa – liberalnego feminizmu, którego podstawą jest genderowa równość szans… na życiowy sukces. Głównym punktem odniesienia jest tu wyrównanie zasobów między przedstawicielami elit, a nie całe społeczeństwo. Nie patrzymy na to jak żyją ci na dolnych szczeblach społecznej, ale czy zachowane zostały równe ( przynajmniej pod względem płciowym) szanse by dostać się na górne szczeble. Jest to podejście które zwykłem umownie nazywać liberalnym feminizmem ( choć pewnie znalazłoby się właściwsze określenie) w odróżnieniu od tego socjaldemokratycznego, gdzie ważne jest przeobrażenie za pośrednictwem państwa i oddolnych ruchów stosunków społecznych i ekonomicznych w kierunku bardziej partnerskim i równościowym, tak by nie tylko kobiety miały równe szanse co mężczyźni robić karierę biznesową czy polityczną, ale by przede wszystkim te z nich, które nie osiągną sukcesu, mogły godnie, bez dyskryminacji i ryzyka przemocy lub wykluczenia wykonywać swoją pracę – zarówno tę najemną jak i tę nieformalną, w której powinny być wspierane i uzupełniane przez państwo jak i na zasadach partnerstwa przez mężczyzn.

Cały szkopuł w tym, że owe elementy lewicowego feminizmu znajdujemy w dalszej części wywodu pani Ogórek, wobec czego dyskredytacja jej wydaje mi się przesadzona. Czytamy u niej że:

(…) Feminizm nie woła jedynie o prawo do aborcji, czy o małżeństwa gejów i lesbijek. To wszystko są tematy szalenie istotne i ważne, niemniej feminizm nie może sprowadzać się li tylko do tego
Kobiety te potrzebują od państwa tylko wsparcia w postaci żłobków, przedszkoli , a w domu wsparcia od mężów, czy partnerów.
Polskie feministki nie mogą też zawężać problemów tylko do perspektywy warszawskiej, co często dziś robią. Czy żona alkoholika, żyjąca na wsi lub w małym mieście, wie, gdzie i jak ma się zwrócić o pomoc? Jaką szansę ma taka kobieta na normalne funkcjonowanie?

Czy funkcjonuje w praktyce równy dostęp do edukacji, do służby zdrowia - czy jest taki sam na wsi jak w dużym mieście? To na takie pytania odpowiada sobie najczęściej kobieta-matka, bo to na niej spoczywa w dużej mierze wychowanie dziecka. Na takie pytania próbuje odpowiadać feminizm (…).


Są to oczywiście dość ogólne kwestie, wyrażone w formie retorycznych pytań czy zasygnalizowanych obszarów do rozwiązania, ale uważam postawione i zarysowane właściwie. Jeśli kampania Pani Ogórek będzie konsekwentnie ogniskowała wokół tych zagadnień, ma moje wstępne poparcie.

poprzedninastępny komentarze