Przymus religijny w rodzinie
2009-04-18 02:23:53
„Do kościoła, marsz!” – wrzeszczy matka. Próbuje wskazać palcem na drzwi, nie może jednak go rozprostować, tak ma opuchnięte ręce od roboty, tak w maglu, jak i tej przy garach. Ojciec już szykuje się z paskiem – a nuż kolejny raz uda mu się odreagować frustrację po tym, jak stał się ofiarą zwolnienia grupowego i codziennie słyszy od matki i starszych dzieci, że najlepiej, gdyby poszukał wysokiego drzewa i mocnego sznura.

Nie, nie byłem w ostatnim czasie bezpośrednim świadkiem takiej sceny. Czy jednak to moja wybujała fantazja? Sądzę, że przeciwnie – nikogo ta scenka nie zdziwiła. Przecież wolność sumienia w tym kraju, to nie wolność jakichś dziwnych widzimisię dzieci.

Nie tylko tylnymi drzwiami wepchnięto nam religię do szkół. Pozbawiono dzieci prawa do samodzielnego decydowania, czy zamierzają wysłuchiwać andronów, które plecie klecha bądź „świecki” katecheta. Tym bardziej to obrzydliwe, że wielu rodziców nie przymusza swych dzieci do udziału w lekcjach zwanych katechezą czy praktyk religijnych z racji swej wiary w bozię, lecz z racji wiary w wiarę w bozię.

Gdyby rodzic-ateista zakazywał dziecku udziału w „życiu kościoła – matki naszej”, kto wie, czy nie znalazłby się na pierwszych stronach gazet katolickich, które dęłyby w trąby jerychońskie o niesłychanym skandalu i groźbie „powrotu totalitarnej komuny”. Tymczasem analogiczne praktyki rodziców, uniemożliwiających własnym dzieciom odmowę uczestnictwa w praktykach kościoła (a rzadziej z pewnością również meczetu czy synagogi), traktowane są jak coś oczywistego. Co tam, że o przymusie religijnym traktuje artykuł 194 polskiego kodeksu karnego!

Niektórzy ośmielają się wręcz twierdzić, że rodzice mają takie samo prawo dopilnować (sic!), by dziecko uczestniczyło w zajęciach z religii, jak w lekcjach matematyki. W ten sposób zrównuje się subiektywny, lecz „jedynie słuszny” światopogląd z obiektywną prawdą naukową – zupełnie niczym w czasach stalinowskich. Ma też w tym przecież swój udział oficjalny, skrajnie hierarchiczny aparat państwa watykańskiego – jak i niejeden urzędas państwa polskiego...

Dziecko ma niezbywalne, powiem wręcz, święte prawo oznajmić, że nie pójdzie na katechezę czy do kościoła, bo woli pograć w piłkę, czy po prostu, bo mu się nie chce. I wara wszystkim innym od jego suwerennej decyzji!

"Trybuna Robotnicza"

poprzedninastępny komentarze