2014-11-05 22:47:21
Ponieważ, jak twierdzi, mający luki w pamięci, były minister Sikorski, grożą nam zabory, czy jakoś tak, warto zastanowić się: kto byłby w stanie stanąć na straży niepodległej i niezawisłej Rzeczpospolitej?
Wybór mamy bardzo szeroki. Poza banalnymi Powstańcami Warszawskimi (trochę za bardzo przypominają Niemców w tych mundurach, co źle się kojarzy, niemiecki „rewanżyzm” podnosi wszak łeb), mamy wiele innych opcji. Na przykład tacy piechurzy Księstwa Warszawskiego. Bardzo malownicze wojsko, które stanie w równych szeregach i będzie strzelać do wroga salwami z ładowanych od przodu karabinów. Mamy też grupy rekonstruujące wcześniejsze formacje. Oto wyobraźmy sobie husarzy szarżujących na wroga z rozwiniętymi sztandarami. Każdy Polak powinien czuć dumę i bezpieczeństwo widząc takich obrońców.
Mamy też piastowskich wojów, szyjących do wroga z łuków, a co najważniejsze doświadczonych w walkach partyzanckich (między innymi w tym celu ma być tworzona nowa formacja). Puszcz wprawdzie od średniowiecza trochę ubyło, ale zawsze jakieś rezerwaty przyrody, których mogliby strzec wojowie, się znajdą.
Budżet jest jednak obciążony. Opowiadamy się za tanim państwem, a skórzane kaftany, kolczugi czy tarcze dla wojów kosztują, nie wspominając już o ekwipunku husarskim.
Stąd, opracowując nową strategię bezpieczeństwa warto sięgnąć po rekonstrukcje jeszcze innej formacji – greckich harcowników. W takiej rekonstrukcji może wziąć udział niemal każdy. Wymaga ona jedynie jakiegoś koca czy płaszcza do owinięcia się, opcjonalnie kapelusza lub wełnianej czapki. Za broń takiemu rekonstruktorowi/obrońcy ojczyzny wystarczy oszczep lub wręcz kamień, a do ochrony mała drewniana tarcza.
To, że w ogóle rozważa się teraz tworzenie paramilitarnych, wspieranych przez państwo formacji nie będących wcale ani obroną terytorialną, ani gwardią narodową, ale de facto prywatnymi armiami potwierdza tylko tezę, że nasz kraj istnieje tylko w teorii. Oto w imię bezpieczeństwa mamy godzić się na formacje wspierane przez organizacje pracodawców czy samorządy (sic!). Poglądy, że grozi nam inwazja „zielonych ludzików”, tylko czekających z wysadzeniem desantu w Gdańsku (z którymi będą musieli zmierzyć się między innymi rekonstruktorzy historyczni), nie są już traktowane w kategoriach psychiatrycznych. Głoszących je polityków zaprasza się do mediów nie w celu wyśmiania, ale „poważnej” dyskusji.
Dlatego zgłaszam pomysł z gołymi harcownikami rzucającymi we wroga oszczepami. Bezpieczniej nie będzie, ale za to weselej na pewno.
W celu zaprezentowania projektu przedstawiam go na modelu, figurkach w skali 1/100