2024-05-29 06:31:01
obejmowało najpiękniejsze połacie świata i najbardziej
cywilizowaną część ludzkości. Ogień geniuszu wygasł
i nawet duch wojskowy się ulotnił, a niezgoda
wewnętrzna, najazdy najsroższych barbarzyńców
z nieznanych obszarów północnych było zaledwie
przygotowaniem, zatrważającymi znakami
zapowiadającymi zbliżanie się wielkiej katastrofy
Rzymu. Zmienność fortuny, która nie oszczędza
ani człowieka, ani najdumniejszych z jego dzieł
zasypuje ziemią imperia i miasta we wspólnym grobie.
Edward GIBBONS
Schyłek Imperium Romanum daje asumpt do uogólnień na temat procesu uwiądu, schyłku i w efekcie upadku imperium, stanowiącego model współczesnej hegemonii cywilizacji zachodniej. Zwłaszcza w dwóch elementach na których budowali Rzymianie przez kilka wieków swoją dominację tworząc ogromny obszar poddany ich władzy i wpływom jest tu znamienny. Były to wzrost znaczenia miast, kultura najszerzej pojęta i igrzyska fundowane ludowi przez romanizującą się elitę podbijanych prowincji. Najpełniej ową zasadę panowania Rzymu charakteryzuje i opisuje sentencja Juwenalisa (>SATYRY 10, 81<) brzmiąca: chleba i igrzysk. Pozostaje ona kluczem po dziś dzień do mądrego, przezornego i racjonalnego sprawowania rządów cokolwiek nt. temat mówi współczesny demo-liberalny mainstream.
Cywilizacja Zachodu sprawująca hegemonię w skali globu, która osiągnęła apogeum na przełomie XX i XXI wieku wraz z obaleniem Muru Berlińskiego i anihilacją systemu radzieckiego dobiega końca. Dostrzega to wielu racjonalnych analityków i komentatorów na Zachodzie i Wschodzie. W Polsce widzi to niewielu, gdyż po włączeniu naszego kraju w struktury dominującego imperium gros miejscowych elit i medialny mainstream podczepiony pod globalny kapitał czerpiący z owej hegemonii kolosalne zyski, zachłysnęło się jak każdy neofita przynależnością do tego wybranego, lepszego i sprawującego rządy (doczesne i tzw. „dusz”) świata.
Najlepiej te procesy uwiądu, kryzysu i postępującej degradacji systemu rzymskiej dominacji charakteryzuje to co się działo w Galii podbitej przez Cezara w czasie szeregu kampanii w latach 58-51 p.n.e. Była to modelowa, składająca się z 4 prowincji, część Imperium Romanum w czasach jego rozkwitu (tzw. złoty wiek Cesarstwa - I / II w. n.e.). Widać to dokładnie na przykładzie trzech, największych, o znaczeniu strategiczno-propagandowym, romanizującym miejscową ludność, miastach Galii. Były to Lugdunum (dzisiejszy Lyon), Lutetia Parisiorum (dzisiejszy Paryż) i Arelate (dzisiejszy Arles). Wszystkie one liczyły od kilkuset (Lugdunum) do kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców, sprawowały ważną rolę kulturotwórczą, handlową, skupiając miejscową, galijską, ale już silnie zromanizowaną, elitę, przyciągając z racji tych funkcji ludzi z interioru.
Miasta posiadały typowe dla zachowania i symboliki władzy Rzymu elementy infrastruktury: amfiteatr gdzie odbywały się przedstawienia sztuk i recytacje tekstów, cyrk gdzie realizowano walki gladiatorów i popisy sprawności fizycznej (dla ludu było to wydarzenie gdyż jak w całym Cesarstwie towarzyszyły tym imprezom zakłady niczym w dzisiejszej „bukmacherce”) oraz świątynię głównych bogów rzymskich. Miejscowe, dawne galijskie bóstwa, były na zasadach synkretyzmu religijnego włączone w imperialny panteon. Wyposażono te miasta również jak w całym cesarstwie w termy oraz wspaniale, często zachowane po dziś dzień dostarczające masy wody do miast, akwedukty. No i oczywiście na głównym placu stać musiał pomnik Cesarza, któremu oddawano boską cześć (poczynając od Oktawiana Augusta, twórcy pryncypatu wprowadzonego w 27 r. p.n.e. a polegającego na jednostkowej i autorytarnej władzy cesarza przy zachowaniu pozorów dawnego systemu republikańskiego).
Ale u schyłku IV i od początku V w. n.e. trendy się odwróciły (one drążyły Imperium Romanum już od przełomu II/III w. n.e.). Miasta poczęły karleć, wyludniać się, a ludność z racji kryzysu żywnościowego i drożyzny przenosiła się na wieś. Zamęt i chaos rujnowały społeczną strukturę zaś walki stronnictw i przemarsze legionów niszczyły poszczególne prowincje. Na dodatek wzrósł nacisk militarny i imigracja ze strony barbarzyńskich plemion zza Renu i Dunaju (tak Rzymianie nazywali ludy osiadłe w Europie środkowej i wschodniej). Pękła struktura społeczna Imperium a spajające ją elementy ulegały degradacji. Dot. to zarówno niszczejących akweduktów – nikt nie potrafił ich już w tzw. wiekach ciemnych (wczesne Średniowiecze) konserwować, naprawiać i poprawnie eksploatować więc musiały popaść w ruinę – jak i budynków publicznych. Poza tym przestało to być w obliczu zagrożeń egzystencjalnych – głód, epidemie, wojny i barbaryzacja życia – pierwszoplanową sprawą. Np. obszar miasta Letitia Parisiorum znacznie się skurczył. Budowle świadczące o wspaniałości i potędze Rzymu, teatr czy termy, rozebrano budując z nich potężne mury obronne i umocnienia. W obrębie fortów stawiano małe termy wyłącznie dla wojska którego było coraz więcej i które pochłaniało coraz więcej środków. Rzym z imperialnej wspaniałości i niezwyciężonej potęgi stawał się skurczonym za murami, zasiekami, broniącym swego coraz to lichszego splendoru, karłem. Na rubieżach Lutetii zaczęto budować forty - które dały w II tysiącleciu początki współczesnym miastom: Rouen, Soissions, Reims itd. – tworzące linię umocnień obronnych.
Analogie z dzisiejszymi czasy nasuwają się same. Ponadto ewakuacja Rzymian z Wysp Brytyjskich, jaka miała miejsce w 407 r. n.e. przypomina ucieczkę Amerykanów z Afganistanu (i nie tylko) oraz pozostawienie tych obszarów w stanie zamętu i powszechnej anarchii.
No i oczywiście tendencje do prowadzenia wojen, militaryzacja, coraz większe nakłady w tej dziedzinie, wzrost roli wojskowych w przestrzeni publicznej, ograniczanie praw i wolności obywatelskich (które zresztą i tak były deptane z tytułu chaosu i pro-wojennej jurysprudencji). Współcześnie obserwujemy podobne procesy i działania różnych władz w tej mierze. Polski przykład (ale sygnały idące z Brukseli niczym się od niego nie różnią) podwójnych zasieków na granicy z Białorusią, wzrastające nakłady na militarne gadżety przy jednocześnie pogłębiającej się degeneracji usług publicznych oraz podgrzewanie cały czas wojennego klimatu przygotowującego społeczeństwo do nieuchronności wojny nawet w jądrowym wymiarze, przypominać muszą upadek Cesarstwa Rzymskiego.
Mówiąc o wsobności obywateli Rzymu, odwróceniu zainteresowań sprawami publicznymi w stronę indywidualnego bogactwa, splendoru i wyszukanej rozrywki (te trendy obserwujemy poczynając od II w. n.e.) za amerykańskim historykiem i politologiem, Lesterem Thurowem należy skonkludować, iż zaprzestanie inwestycji w infrastrukturę nie przynoszącą natychmiastowego zysku, w najszerzej pojętą edukację społeczeństwa (czyli podnoszenie średniego poziomu wykształcenia i świadomości, a nie tylko pogoń za rozrywką) spowodowało, iż państwo (i jego rola) poczęło kurczyć. Prywatne wyparło to co publiczne. I tak postępował i pogłębiał się regres cywilizacyjny. To w efekcie spowodowało dezintegrację, wewnętrzne niepokoje, zerwanie więzi, niszczenie infrastruktury, swary i podziały społeczne na zwalczające się koterie. Potem ruszyła lawina dewastująca to czego sami Rzymianie nie zdążyli wyeksploatować. A ludzie – jak stwierdził Thurow mówiąc także o czasach współczesnych – niczego jak wtedy nie zauważą. Bo to procesy długotrwałe i powolne, a poza tym przy ogólnym spadku samodzielności myślenia i braku krytycyzmu w dzisiejszych społeczeństwach oraz umiłowaniu rozrywki oraz zabawy nikt nie chce spoglądać prawdzie w oczy. Bo uderza ona w jego przyzwyczajenia, dobrobyt, wizję świata. Titanic tonął a orkiestra grała nadal i bal na parkiecie trwał.
Wymownym obrazkiem takiego stanu rzeczy niech będzie rycina przedstawiająca Rzym z przełomu I i II tysiąclecia n.e. gdzie na Forum Romanum, głównym, politycznym, religijnym i towarzyskim sercu imperialnej potęgi, pasą się krowy.
Są to procesy uniwersalne, obserwowane niemal we wszystkich – choć z różnym natężeniem i w różnych przestrzeniach (zależnych często od miejscowej kultury) – regionach świata. I nie jest to też, że pisząc te słowa cieszę się z takiego trendu i kierunku w jakim podąża kultura i że za takim rozwojem sytuacji tęsknie. To po prostu próba oglądu procesów społecznych i kulturowych w wymiarze globalnym, nie tylko z pozycji uśmiechniętego, zadowolonego sybaryty, mającego na nosie różowe okulary. I któremu się wydaje, że życie w bańce pozornego dobrobytu i zadowolenia takim będzie zawsze. Że jego indywidualny, powodujący ów stan, sukces (cokolwiek pod tym pojęciem się rozumie), jest czymś stałym, niezmiennym i ostatecznym. Bo jak cytowany Thurow prorokował: nowe Średniowiecze u bram („Nowa rewolucja, nowe Średniowiecze” [w]: >GAZETA WYBORCZA< z dn. 27-28.09.1997 r)