2011-07-11 21:45:00
Należę do osób, które często korzystają z pociągów na paru trasach. Frapująca nieraz, mówiąc delikatnie, jakość usług przewozu osobowego jest tym samym rzeczą, do której mam osobisty stosunek.
Nadeszły wakacje. Wielu ludzi, często młodych, wybiera się na rozmaite wyjazdy. Kolej jest chętnie wybieranym przez nich środkiem transportu. Polskie pociągi, czego by o nich nie mówić, są tanie. Owszem, w kraju o tak wielkich nierównościach jak nasz, dla wielu regularne podróże są poza zasięgiem, niemniej na europejską skalę wypadamy całkiem przyjaźnie cenowo. Gorzej oczywiście ze stanem taboru i torowisk, pociągi wloką się niemiłosiernie, np. najkrótsze przejazdy z Warszawy do Gdańska trwają nieco mniej tylko aniżeli 7 godzin (popularna latem trasa). Sporo, ale na wielu trasach pociąg i tak wypada lepiej od samochodu. Stan szos bywa gorszy od torów, częstokroć ludzie giną w wypadkach. Jestem też w stanie wysunąć hipotezę jakoby za niewielką liczbę katastrof na naszej kolei odpowiadały niskie prędkości. Wszak to prędkość zabija najczęściej…
Ja i moja dziewczyna tak jak wielu naszych rówieśników postanowiliśmy podarować sobie trochę przyjemności i nawiedziliśmy w ostatnim czasie Trójmiasto z festiwalem Open’er (tak na marginesie, jakżeż irytuje mnie zdanie „Czy byliście na Heinekenie?” – zawsze odpowiadam, że w sklepie nie było zagranicznych marek) oraz wpadliśmy na chwilę do Poznania na Maltę. Spektakli nie widzieliśmy, nie poczuliśmy się więc zgorszeni żadnymi nagimi Francuzami. Koncerty wyszły średnio, ale miasto pokazało kawał swojego uroku. I zabawne oblicze. Myślę, że stolica Wielkopolski zamiast reklamować się jako miasto know-how, gdzie ci architekci wiedzą jak kłaść murawę na stadionie za 0,7 mld zł, powinna nazwać się miastem kontenerów. Do tej pory byłem przekonany, że w kontenerach lokuje się tutaj jedynie wykluczonych, ale myliłem się. Okazuje się, że w ląduje tutaj i kultura. Nad Wartą działa obecnie akcja KontenerART 2011 – Mobilne centrum kultury i sztuki.
Kiedy czas wyjazdów zakończył się, poszedłem odprowadzić Ukochaną na dworzec. Centralny, pomimo wszystkich blackoutów i absurdów, jednak pięknieje w oczach. Po zamknięciu części kas postawiono nawet nowe. Zadowoleni uniknęliśmy większych kolejek, ale ponieważ trzeba było dokonać korekt na bilecie, udaliśmy się do kasy by go wymienić. A co się okazało? Nie można, bo wydał go Ares Agent PKP Intercity. Nie chodzi jednak o ministra d.s. wykluczonych, ale podwykonawcę. Otóż, jak pragnę przypomnieć moim czytelnikom: od kilku lat słowa PKP i kolej nie są synonimami, chociaż te kasy obsługuje akurat spółka należąca do tej grupy, czyli PKP Intercity. Ogółem cała grupa składa się z 26 spółek (są różne źródła, niektórzy mówią nawet o ponad 40), ale nawet już te coraz mniejsze i coraz bardziej bankrutujące byty wynajmują podwykonawców. Bo taniej. Biletu wymienić nie można. Moja dziewczyna, córka pracownicy kolei, zawsze z tego tytułu traktowana lepiej, nie może wymienić biletu, bo prywatny podwykonawca x nie wymienia biletów podwykonawcy y. Trzeba iść do y. Do Agenta Aresa.
Wnioski są przerażające. Nie dość, że podróże koleją stają się coraz bardziej absurdalne, to państwowy przewoźnik zleca swoje zadania firmom o mitologicznych nazwach. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że u prywatnych podwykonawców łatwiej łamać jest opór pracowniczy, wciskać siłą umowy na zlecenie i wymagać tej sławetnej elastyczności w pracy za kasą. Kiedyś kolej jeździła szybciej, dworce błyszczały. PKP (wówczas PKP to akurat był synonim kolei) utrzymywało nawet własne ogrody. W miasteczku Łapy znanym z bezrobocia m.in. po upadku Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego, hodowano kwiaty specjalnie na perony. Dzisiaj tutejszy, duży dworzec wygląda jak pobojowisko, kwietniki wypełniają niedopałki, a ogrody kolejowe nie istnieją. Tymczasem uciekający do Białegostoku ludzie muszą ganiać kilkaset metrów od hali dworcowej aby kupić bilety. Kasa spółki Przewozy Regionalne, już nie należącej do PKP, a organizującej pociągi osobowe i InterRegio, została przeniesiona. Bo jedna kolej pokłóciła się z inną koleją. Nawet Agent Ares by chyba nie pomógł zorganizować tutejszego bałaganu.
A przy okazji chciałbym życzyć powodzenia strajkującym kolejarzom z Przewozów. Dla niezorientowanych: to nie w PKP strajkują.
P.S. Praktyka podwykonawstwa dla państwowych usług transportowych jest oczywiście bardziej powszechna. W wielu miastach, tak jak w Warszawie, transport publiczny nie jest organizowany tylko przez miejskie przedsiębiorstwa komunikacji, ale i prywatnych przewoźników. W stolicy miejska MZA zabroniła swego czasu korzystać z toalet pracownikom konkurencyjnego przewoźnika, też obsługującego linie komunikacji publicznej. Tamci nie chcieli jednak płacić za utrzymanie infrastruktury i podstawili swoim pracownikom wygódkę bez papieru toaletowego. W przetargu wyszło taniej wybrać takiego podwykonawcę, a konkurencja podobno sprzyja pasażerom. Nie wiem jak się mają koszty społeczne tortur w toaletach, wiem natomiast, że od 16 sierpnia po raz drugi za kadencji prezydentki z Partii Okrągłych zdrożeją nam bilety. Trzymiesięczny do 370 zł w 2. strefie!
Nadeszły wakacje. Wielu ludzi, często młodych, wybiera się na rozmaite wyjazdy. Kolej jest chętnie wybieranym przez nich środkiem transportu. Polskie pociągi, czego by o nich nie mówić, są tanie. Owszem, w kraju o tak wielkich nierównościach jak nasz, dla wielu regularne podróże są poza zasięgiem, niemniej na europejską skalę wypadamy całkiem przyjaźnie cenowo. Gorzej oczywiście ze stanem taboru i torowisk, pociągi wloką się niemiłosiernie, np. najkrótsze przejazdy z Warszawy do Gdańska trwają nieco mniej tylko aniżeli 7 godzin (popularna latem trasa). Sporo, ale na wielu trasach pociąg i tak wypada lepiej od samochodu. Stan szos bywa gorszy od torów, częstokroć ludzie giną w wypadkach. Jestem też w stanie wysunąć hipotezę jakoby za niewielką liczbę katastrof na naszej kolei odpowiadały niskie prędkości. Wszak to prędkość zabija najczęściej…
Ja i moja dziewczyna tak jak wielu naszych rówieśników postanowiliśmy podarować sobie trochę przyjemności i nawiedziliśmy w ostatnim czasie Trójmiasto z festiwalem Open’er (tak na marginesie, jakżeż irytuje mnie zdanie „Czy byliście na Heinekenie?” – zawsze odpowiadam, że w sklepie nie było zagranicznych marek) oraz wpadliśmy na chwilę do Poznania na Maltę. Spektakli nie widzieliśmy, nie poczuliśmy się więc zgorszeni żadnymi nagimi Francuzami. Koncerty wyszły średnio, ale miasto pokazało kawał swojego uroku. I zabawne oblicze. Myślę, że stolica Wielkopolski zamiast reklamować się jako miasto know-how, gdzie ci architekci wiedzą jak kłaść murawę na stadionie za 0,7 mld zł, powinna nazwać się miastem kontenerów. Do tej pory byłem przekonany, że w kontenerach lokuje się tutaj jedynie wykluczonych, ale myliłem się. Okazuje się, że w ląduje tutaj i kultura. Nad Wartą działa obecnie akcja KontenerART 2011 – Mobilne centrum kultury i sztuki.
Kiedy czas wyjazdów zakończył się, poszedłem odprowadzić Ukochaną na dworzec. Centralny, pomimo wszystkich blackoutów i absurdów, jednak pięknieje w oczach. Po zamknięciu części kas postawiono nawet nowe. Zadowoleni uniknęliśmy większych kolejek, ale ponieważ trzeba było dokonać korekt na bilecie, udaliśmy się do kasy by go wymienić. A co się okazało? Nie można, bo wydał go Ares Agent PKP Intercity. Nie chodzi jednak o ministra d.s. wykluczonych, ale podwykonawcę. Otóż, jak pragnę przypomnieć moim czytelnikom: od kilku lat słowa PKP i kolej nie są synonimami, chociaż te kasy obsługuje akurat spółka należąca do tej grupy, czyli PKP Intercity. Ogółem cała grupa składa się z 26 spółek (są różne źródła, niektórzy mówią nawet o ponad 40), ale nawet już te coraz mniejsze i coraz bardziej bankrutujące byty wynajmują podwykonawców. Bo taniej. Biletu wymienić nie można. Moja dziewczyna, córka pracownicy kolei, zawsze z tego tytułu traktowana lepiej, nie może wymienić biletu, bo prywatny podwykonawca x nie wymienia biletów podwykonawcy y. Trzeba iść do y. Do Agenta Aresa.
Wnioski są przerażające. Nie dość, że podróże koleją stają się coraz bardziej absurdalne, to państwowy przewoźnik zleca swoje zadania firmom o mitologicznych nazwach. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że u prywatnych podwykonawców łatwiej łamać jest opór pracowniczy, wciskać siłą umowy na zlecenie i wymagać tej sławetnej elastyczności w pracy za kasą. Kiedyś kolej jeździła szybciej, dworce błyszczały. PKP (wówczas PKP to akurat był synonim kolei) utrzymywało nawet własne ogrody. W miasteczku Łapy znanym z bezrobocia m.in. po upadku Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego, hodowano kwiaty specjalnie na perony. Dzisiaj tutejszy, duży dworzec wygląda jak pobojowisko, kwietniki wypełniają niedopałki, a ogrody kolejowe nie istnieją. Tymczasem uciekający do Białegostoku ludzie muszą ganiać kilkaset metrów od hali dworcowej aby kupić bilety. Kasa spółki Przewozy Regionalne, już nie należącej do PKP, a organizującej pociągi osobowe i InterRegio, została przeniesiona. Bo jedna kolej pokłóciła się z inną koleją. Nawet Agent Ares by chyba nie pomógł zorganizować tutejszego bałaganu.
A przy okazji chciałbym życzyć powodzenia strajkującym kolejarzom z Przewozów. Dla niezorientowanych: to nie w PKP strajkują.
P.S. Praktyka podwykonawstwa dla państwowych usług transportowych jest oczywiście bardziej powszechna. W wielu miastach, tak jak w Warszawie, transport publiczny nie jest organizowany tylko przez miejskie przedsiębiorstwa komunikacji, ale i prywatnych przewoźników. W stolicy miejska MZA zabroniła swego czasu korzystać z toalet pracownikom konkurencyjnego przewoźnika, też obsługującego linie komunikacji publicznej. Tamci nie chcieli jednak płacić za utrzymanie infrastruktury i podstawili swoim pracownikom wygódkę bez papieru toaletowego. W przetargu wyszło taniej wybrać takiego podwykonawcę, a konkurencja podobno sprzyja pasażerom. Nie wiem jak się mają koszty społeczne tortur w toaletach, wiem natomiast, że od 16 sierpnia po raz drugi za kadencji prezydentki z Partii Okrągłych zdrożeją nam bilety. Trzymiesięczny do 370 zł w 2. strefie!