2012-12-17 17:21:26
Sprawa tygodnika „Uważam Rze” bawi mnie podwójnie. Z jednej strony z rozbawieniem przyglądam się walce prawicowych chłopców w kisielu, którzy tłukąc do głów biednym czytelnikom informacje o wspaniałościach wolnego rynku, chwilę potem jęczą, jak sami padli jego ofiarami. Z drugiej, czyścicielem ich byłej redakcji okazał się… mój sąsiad z klatki w bloku, Jan Piński.
Dzisiaj do sieci trafiła oficjalna strona internetowa „Tygodnika Lisickiego”. Jest całkiem przyzwoicie zrobiona, chociaż na usta aż ciśnie się kilka pytań:
1. Dlaczego Lisicki ma na zdjęciu słuchawki?
2. Czy umieszczenie zdjęcia Piotra Semki na stronie głównej to na pewno dobre posunięcie?
3. Jak wynika z biogramu mojego ulubieńca, Tomasza Wróblewskiego, „chętnie powróci [on] do swojej ulubionej tematyki czyli wolny rynek jako najwyższa forma wolności osobistej”. Czy zatem czytanie takich bzdur wnosi cokolwiek nowego?
4. Czy „Tygodnik Lisickiego” zakłada możliwość zmiany redaktora naczelnego?
Gdyby „Tygodnik Lisickiego”, nowy tytuł powołany do życia przez zbuntowanych dziennikarzy Hajdarowicza, był wyrazem autentycznej walki jego zespołu o rzeczywistą niezależność, z uznaniem przyklasnąłbym jego powstaniu. Nie ze wszystkimi trzeba się zgadzać, ale odwaga i ambicje przeciwnika politycznego naprawdę wzbudzają szacunek. Czy jednak w trotylowym tygodniku przeczytamy cokolwiek interesującego? Czy będzie to nowa jakość wśród polskich mediów, czy też n-ty prawicowy ściek z następującymi obsesjami: antykomunistyczną, ultrakapitalistyczną oraz ksenofobiczną? Paweł Lisicki przejdzie do historii polskiej literatury dzięki następującym słowom ze swojego debiutu prozatorskiego „profesor beknął, kaszlnął i wyrzygał się”. Czy jednak uczyni to samo dla dziennikarstwa powołując kolejny tytuł z taką samą treścią?
Puentą tego wpisu mogłoby być to, że wspaniałym jest, iż polska prawica zajmuje się sama sobą i wyrzyna wzajemnie własnych ludzi. Nieszczęście polega jednak na tym, że absorbuje całą sobą przestrzeń publiczną, własnymi jatkami wypychając z dyskursu wszystko inne. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci dostaje po tyłku, należałoby rzec. Tyle, że tutaj nie ma nawet dwóch, jest tylko jeden. Męska forma nie jest zresztą przypadkowa. W 14-osobowym zespole redakcyjnym nowego tygodnika znalazła się bowiem wyłącznie jedna kobieta.
Papier jest cierpliwy, zniesie wszystko, a ten produkowany z pancernej brzozy to już na pewno. I co w tym wszystkim raduje najbardziej? Papierowa prasa umiera. Tygodnik sławnego literata również odejdzie zatem wkrótce w niebyt.
Dzisiaj do sieci trafiła oficjalna strona internetowa „Tygodnika Lisickiego”. Jest całkiem przyzwoicie zrobiona, chociaż na usta aż ciśnie się kilka pytań:
1. Dlaczego Lisicki ma na zdjęciu słuchawki?
2. Czy umieszczenie zdjęcia Piotra Semki na stronie głównej to na pewno dobre posunięcie?
3. Jak wynika z biogramu mojego ulubieńca, Tomasza Wróblewskiego, „chętnie powróci [on] do swojej ulubionej tematyki czyli wolny rynek jako najwyższa forma wolności osobistej”. Czy zatem czytanie takich bzdur wnosi cokolwiek nowego?
4. Czy „Tygodnik Lisickiego” zakłada możliwość zmiany redaktora naczelnego?
Gdyby „Tygodnik Lisickiego”, nowy tytuł powołany do życia przez zbuntowanych dziennikarzy Hajdarowicza, był wyrazem autentycznej walki jego zespołu o rzeczywistą niezależność, z uznaniem przyklasnąłbym jego powstaniu. Nie ze wszystkimi trzeba się zgadzać, ale odwaga i ambicje przeciwnika politycznego naprawdę wzbudzają szacunek. Czy jednak w trotylowym tygodniku przeczytamy cokolwiek interesującego? Czy będzie to nowa jakość wśród polskich mediów, czy też n-ty prawicowy ściek z następującymi obsesjami: antykomunistyczną, ultrakapitalistyczną oraz ksenofobiczną? Paweł Lisicki przejdzie do historii polskiej literatury dzięki następującym słowom ze swojego debiutu prozatorskiego „profesor beknął, kaszlnął i wyrzygał się”. Czy jednak uczyni to samo dla dziennikarstwa powołując kolejny tytuł z taką samą treścią?
Puentą tego wpisu mogłoby być to, że wspaniałym jest, iż polska prawica zajmuje się sama sobą i wyrzyna wzajemnie własnych ludzi. Nieszczęście polega jednak na tym, że absorbuje całą sobą przestrzeń publiczną, własnymi jatkami wypychając z dyskursu wszystko inne. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci dostaje po tyłku, należałoby rzec. Tyle, że tutaj nie ma nawet dwóch, jest tylko jeden. Męska forma nie jest zresztą przypadkowa. W 14-osobowym zespole redakcyjnym nowego tygodnika znalazła się bowiem wyłącznie jedna kobieta.
Papier jest cierpliwy, zniesie wszystko, a ten produkowany z pancernej brzozy to już na pewno. I co w tym wszystkim raduje najbardziej? Papierowa prasa umiera. Tygodnik sławnego literata również odejdzie zatem wkrótce w niebyt.