2012-12-27 16:11:05
„Puls Biznesu” nie należy do grona moich ulubionych lektur, ale chcąc dowiedzieć się czegoś na temat interesujących mnie tematów, nie sposób nieraz od niego uciec. Nie ma polskiego „Guardiana”, a rynek podzieliły media liberalne i konserwatywne. Lewicowe są nieliczne, a do tego niszowe. Nie mają dojść do informatorów, tłumaczących, co i jak działa w danej przestrzeni. Sprawy nie ułatwił upadek SLD, który pociągnął za sobą takie dojścia ostatnich z zorientowanych na tych polach, lewicowych mediów. Dlatego o tej aferze dowiadujemy się właśnie z „Pulsu Biznesu”.
Ta niewątpliwie niezbyt sympatyzująca z bliskim mi obozem gazeta, ujawniła skandal wokół prezesa Giełdy Papierów Wartościowych, Ludwika Sobolewskiego. Jak podano do publicznej wiadomości, jego współpracownik naciskał na spółki notowane na jednym z giełdowych rynków, New Connect, w sprawie finansowego wsparcia pewnych produkcji filmowych. Zupełnie przypadkiem w każdej z nich występowała partnerka życiowa prezesa. Współpracownikiem tym był Emil Stępień, który nagabywał w tej sprawie owe spółki poprzez służbowego maila. Te ostatnie nie wiedziały jak postępować, skoro chciały dbać o swoje relacje z GPW, w której Stępień odpowiadał akurat za nadzorowanie New Connect. Serwisy plotkarskie, które przy tej okazji jak rzadko kiedy wykazują zainteresowanie wydarzeniami ze styku świata polityki i biznesu, złośliwie przypominają, że sam Stępień również ma za sobą debiut kinowy. Grał samego siebie w filmie Ciacho. Obraz ten, podobnie jak wszystkie filmy z udziałem partnerki Sobolewskiego, reżyserowany był przez Patryka Vegę. A także uznawany za jeden z najgorszych w historii polskiego kina. Dopiero niedawno palmę pierwszeństwa odebrał mu w tej kategorii Kac Wawa.
Cała sprawa jest o tyle śliska, że Sobolewski niekoniecznie złamał prawo i zawieszenie w obowiązkach z inicjatywy Ministerstwa Skarbu Państwa można uznać za mieszanie się polityków w sprawy giełdy. Prezes broni się, że nie zrobił niczego złego. Mnie w tym wszystkim jednak mniej interesuje to, na ile doszło tutaj do złamania prawa, a na ile sprawa ta ukazuje mentalność finansjery. Partnerką Sobolewskiego jest niejaka Anna Szarek. Zupełnie przypadkiem 27-latka jest niezwykle atrakcyjną blondynką, przypominającą trochę Lanę Del Rey modelką bez wykształcenia aktorskiego, Sobolewski natomiast starszym od niej o 20 lat, zdecydowanie mniej atrakcyjnym szefem kluczowej instytucji finansowej. Obecnie Szarek pracuje w jakże bliskim mojemu sercu Ernst&Young, natomiast dawniej była asystentką Sobolewskiego. Niektórym udaje się tak łatwo zrobić szybką karierę filmową i biznesową. Życie jednak bywa filmowe, ale tylko wtedy, kiedy mamy dużo pieniędzy, a zwłaszcza kiedy ma je nasz partner.
Często zarzucanie elitom finansowym niskiego poziomu kwalifikacji moralnych opisuje się jako fascynację spiskowymi teoriami i nienawiść do tych, którym się w życiu udało. Podobno rodzima finansjera nie prowadziła tak obrzydliwie rozpasanego życia, co jej amerykańscy koledzy. Wszak najlepiej opłacani bankierzy w Polsce zarabiają „tylko” kilka mln zł rocznie. Sam Sobolewski dzięki częściowej prywatyzacji GPW (de facto ciągle państwowej), nie jest też już objęty ustawą kominową. Przedtem inkasował „raptem” 329 tys. zł rocznie. Ile zarabia teraz, nie wiadomo, „Rzeczpospolita” w maju wyliczała jedynie enigmatycznie, że „zasilił już grono milionerów”. Maciej Gdula w jednym ze swoich tekstów cytował kiedyś Paula Piffa, badacza zachowań bogatych z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Ten ostatni podsumowywał swoje badania, pokazujące wysoki poziom arogancji milionerów, wykazujących szczególne skłonności do łamania prawa, że: „Bogaci częściej prezentują zachowania potocznie określane jako «bycie dupkiem»”.
Mam wrażenie, że czas zatem skończyć z utyskiwaniem na „kominówki”, tak jakoby ustawowe ograniczenie wysokości pensji zniechęcało do pracy w państwowych spółkach sprawnych menedżerów. A bardziej egalitarne społeczeństwo, w którym nie tyle stawia się przeszkody tym, którzy najszybciej biegną, jak to się obłudnie zarzuca emancypacyjnym projektom, co pomaga w starcie tym, którzy mają trudniej, być może zmniejszyłoby zakres ekonomizacji naszych marzeń. Tak, aby najbardziej pociągającą nas wartością była jakaś inna, aniżeli ta pieniężna. I tak, żebyśmy byli odrobinę uczciwsi.
Ta niewątpliwie niezbyt sympatyzująca z bliskim mi obozem gazeta, ujawniła skandal wokół prezesa Giełdy Papierów Wartościowych, Ludwika Sobolewskiego. Jak podano do publicznej wiadomości, jego współpracownik naciskał na spółki notowane na jednym z giełdowych rynków, New Connect, w sprawie finansowego wsparcia pewnych produkcji filmowych. Zupełnie przypadkiem w każdej z nich występowała partnerka życiowa prezesa. Współpracownikiem tym był Emil Stępień, który nagabywał w tej sprawie owe spółki poprzez służbowego maila. Te ostatnie nie wiedziały jak postępować, skoro chciały dbać o swoje relacje z GPW, w której Stępień odpowiadał akurat za nadzorowanie New Connect. Serwisy plotkarskie, które przy tej okazji jak rzadko kiedy wykazują zainteresowanie wydarzeniami ze styku świata polityki i biznesu, złośliwie przypominają, że sam Stępień również ma za sobą debiut kinowy. Grał samego siebie w filmie Ciacho. Obraz ten, podobnie jak wszystkie filmy z udziałem partnerki Sobolewskiego, reżyserowany był przez Patryka Vegę. A także uznawany za jeden z najgorszych w historii polskiego kina. Dopiero niedawno palmę pierwszeństwa odebrał mu w tej kategorii Kac Wawa.
Cała sprawa jest o tyle śliska, że Sobolewski niekoniecznie złamał prawo i zawieszenie w obowiązkach z inicjatywy Ministerstwa Skarbu Państwa można uznać za mieszanie się polityków w sprawy giełdy. Prezes broni się, że nie zrobił niczego złego. Mnie w tym wszystkim jednak mniej interesuje to, na ile doszło tutaj do złamania prawa, a na ile sprawa ta ukazuje mentalność finansjery. Partnerką Sobolewskiego jest niejaka Anna Szarek. Zupełnie przypadkiem 27-latka jest niezwykle atrakcyjną blondynką, przypominającą trochę Lanę Del Rey modelką bez wykształcenia aktorskiego, Sobolewski natomiast starszym od niej o 20 lat, zdecydowanie mniej atrakcyjnym szefem kluczowej instytucji finansowej. Obecnie Szarek pracuje w jakże bliskim mojemu sercu Ernst&Young, natomiast dawniej była asystentką Sobolewskiego. Niektórym udaje się tak łatwo zrobić szybką karierę filmową i biznesową. Życie jednak bywa filmowe, ale tylko wtedy, kiedy mamy dużo pieniędzy, a zwłaszcza kiedy ma je nasz partner.
Często zarzucanie elitom finansowym niskiego poziomu kwalifikacji moralnych opisuje się jako fascynację spiskowymi teoriami i nienawiść do tych, którym się w życiu udało. Podobno rodzima finansjera nie prowadziła tak obrzydliwie rozpasanego życia, co jej amerykańscy koledzy. Wszak najlepiej opłacani bankierzy w Polsce zarabiają „tylko” kilka mln zł rocznie. Sam Sobolewski dzięki częściowej prywatyzacji GPW (de facto ciągle państwowej), nie jest też już objęty ustawą kominową. Przedtem inkasował „raptem” 329 tys. zł rocznie. Ile zarabia teraz, nie wiadomo, „Rzeczpospolita” w maju wyliczała jedynie enigmatycznie, że „zasilił już grono milionerów”. Maciej Gdula w jednym ze swoich tekstów cytował kiedyś Paula Piffa, badacza zachowań bogatych z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Ten ostatni podsumowywał swoje badania, pokazujące wysoki poziom arogancji milionerów, wykazujących szczególne skłonności do łamania prawa, że: „Bogaci częściej prezentują zachowania potocznie określane jako «bycie dupkiem»”.
Mam wrażenie, że czas zatem skończyć z utyskiwaniem na „kominówki”, tak jakoby ustawowe ograniczenie wysokości pensji zniechęcało do pracy w państwowych spółkach sprawnych menedżerów. A bardziej egalitarne społeczeństwo, w którym nie tyle stawia się przeszkody tym, którzy najszybciej biegną, jak to się obłudnie zarzuca emancypacyjnym projektom, co pomaga w starcie tym, którzy mają trudniej, być może zmniejszyłoby zakres ekonomizacji naszych marzeń. Tak, aby najbardziej pociągającą nas wartością była jakaś inna, aniżeli ta pieniężna. I tak, żebyśmy byli odrobinę uczciwsi.