2013-03-12 21:19:08
Nigdy nie określałem siebie jako feministy. Jest szereg założeń tego nurtu, z którymi zupełnie się nie zgadzam. Nie wierzę np., że instynkt macierzyński jest tylko kulturową naroślą, niewarunkowaną biologicznie. Ale nie trzeba być feministą, żeby czuć oburzenie z racji przedmiotowego traktowania kobiet. Od małego przechodziłem lekcję z emancypacji. Obserwowałem ojca: biernego alkoholika, i zaradną Mamę, której wysiłki i owoce niewątpliwego sukcesu zawodowego pożarły domowe kłamstwa i kradzieże męża. Wkurza mnie myśl, że Mama zawsze zarabiała mniej od swoich kolegów na tych samych stanowiskach, a do tego wolniej awansowała. Wkurza mnie, że moja dziewczyna ma gorszą sytuację na starcie w rynek pracy, bo osłabia się jej szanse na zdobycie etatu iluzją wydłużonego urlopu macierzyńskiego. Chciałbym, żeby każda kobieta na świecie mogła decydować o sobie samej: mieć prawo do aborcji na żądanie, realnej ochrony swoich interesów m.in. w formie efektywnego funduszu alimentacyjnego, żeby traktowano ją z godnością, podmiotowo, żeby nikt nigdy nie wykorzystywał jej seksualnie.
Feminizm to nie moja ideologia, ale część wielkiej, lewicowej rodziny, która zawsze budzi we mnie sympatię i której przedstawicielki uważam za swoje światopoglądowe krewne. Na pewno obce jest mi wrogie podejście do niego, a już zwłaszcza bawią mnie krytykujące feminizm kobiety – gdyby nie bohaterstwo sufrażystek nie miałyby w ogóle prawa do głosu – nie tylko wyborczego, ale w ogóle wyściubiania nosa z kuchni. No i wreszcie mam w głowie jeszcze jedno: feminizmy są różne i nawet sprzeciw wobec niektórych haseł określonych nurtów nie musi z definicji oznaczać rozbratu z całą ideologią. Marksizm jest nie do pogodzenia z feminizmem, ale i tak trzeba próbować to robić, mówiła Gayatri Spivak. Zawsze bardzo mi ta myśl pasowała.
Właśnie z tych powodów zawsze chodzę na Manify. Młode pokolenie wcale nie jest buntownicze, może i powoli słabnie polska homofobia, ale cóż zostało z przeszło milionowego ruchu osób domagających się w 1993 r. referendum, aby ocalić prawo do aborcji? Nie podoba mi się to, bo nie chcę, żeby konserwatywne postawy stanowiły reprezentację moich rówieśników. Nawet jednak na naszej, stosunkowo niewielkiej demonstracji na placu Defilad zjawić miały się takie osoby.
Do sieci trafiły materiały dokumentujące to z jaką agresją spotkały się na Manifie przedstawicielki organizacji Kobiety dla Narodu. Znane z agresji feministki wspólnie z homoseksualistami (znanymi zawadiakami) pobiły dyskryminowane działaczki antyaborcyjne. Do zajść doszło z dwóch stron pikiety, w której brałem udział. Po jednej rozwinięty przez nie transparent został im brutalnie wyrwany (np. gdybym na Łazienkowską 3 przyszedł z transparentem „Jebać Legię”, to nikt by mi go przecież nie wyrywał), a działaczki musiały uciekać w popłochu – głównie przygniatane przez reporterów żądnych sensacji. Spotkała je też szokująca agresja: jedna z nich została nazwana faszystką. Nie widziałem na własne oczy, ale można zobaczyć na YouTube.
Po drugiej stronie, akurat obok mnie, rozwinięto transparent „Homodemokracja to manipulacja. Myśl samodzielnie”. Na prawicowych stronach świecą wielkie teksty osób, które nie były świadkami tego zdarzenia i zdjęcia dokumentujące kopanie wspomnianych działaczek. Przypadkiem zdjęcia pokazują je i rzekomych napastników od pasa w górę… A jak to wyglądało naprawdę z perspektywy osoby, która stała dokładnie obok? Panie były 3, a oprócz nich była jeszcze jedna. Na oko miała 190 cm wzrostu i nie dość, że wyglądała zupełnie jak mężczyzna, to po prostu nim była. Zapytałem się jej, jak również i 3 maltretowanych, czym homodemokracja z ich transparentu różni się od demokracji. 3 mówiły, że nie wiedzą i odsyłały „do organizatorki”, a ta stwierdziła, że homodemokracja ma pewne cechy demokracji, ale zasadniczo popiera pedofilię, prawa zboczeńców i zabijanie nienarodzonych dzieci. Dokładniej nie chciała wyjaśnić, może bała się, że ją pobiję, przecież jestem znanym chuliganem. Dzisiaj zobaczyłem nawet montaż pokazujący rozpoznanie jednego z kopiących te panie (na zdjęciu widoczny jest od pasa w górę, akurat nie ja). Ten wyjątkowy, lewicowy bandyta, został również przypomniany dzięki wycięciu fragmentu relacji z lewicowego pochodu 11 listopada: na niej lekko popycha reportera serwisu Pyta.pl, niemalże życząc mu śmierci, z okrzykiem „wypad!” na ustach. Pan z Pyta.pl, ofiara lewackiego ekstremizmu, to ten sam, który na poprzedniej Manifie żartował z transseksualisty, Macieja Nowaka pytał się, czy kosztował już ludzkiego płodu, a mnie samego, czy popieram postulat niegolenia nóg. Tak wygląda lewicowe „peace&love” – tłumaczy filmik.
To byłoby śmieszne, gdyby nie to, że we wszelkich relacjach pokazywane są z jednej strony uczestniczki Manify, z drugiej zaś ich przeciwniczki. Banda narodowców, która atakuje tradycję, która jej własnym członkiniom pozwoliła w ogóle zabierać publicznie głos i zarabiać jakiekolwiek pieniądze, a nie tylko gnić w służbówce traktując miesiączkowanie jako przejaw kobiecej nieczystości, jest stawiana na równi z dziewczynami domagającymi się równych zarobków z facetami i prawa do decydowania o własnym ciele. Prawda leży pośrodku? Widać nawet wtedy, kiedy granice wyznaczają poczucie przyzwoitości i ekstremizm.
Prawicowi radykałowie mają zdumiewającą skłonność do głoszenia wszem i wobec o swoich cierpieniach. Mają ku temu dużo kanałów: 3 ogólnopolskie dzienniki, niezliczone tygodniki opinii, świetnie finansowane, też niezliczone portale, czy regularne występy swoich komentatorów i polityków we wszystkich kanałach telewizji. Zrozumieli już, że ulubiona przez nich niegdyś dumna pieśń „Auschwitz-Birkeanu sialalala” tylko ich kompromituje. Wolno natomiast im bezkarnie wyzywać w przestrzeni publicznej nie tylko homoseksualistów, ale i krzyczeć „Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę”. Wiecie jak wygląda ludzkie ciało poobijane młotem i porozcinane sierpem? Gwarantuję, że o wiele gorzej niż zdjęcia zwłok, podobno ofiar aborcji, którymi machały naszej kolorowej i radosnej demonstracji maltretowane antyfeministki.
Dziewczyny: nikt was nie bił. Proszę was tylko, żebyście popukały się w czoła.
Feminizm to nie moja ideologia, ale część wielkiej, lewicowej rodziny, która zawsze budzi we mnie sympatię i której przedstawicielki uważam za swoje światopoglądowe krewne. Na pewno obce jest mi wrogie podejście do niego, a już zwłaszcza bawią mnie krytykujące feminizm kobiety – gdyby nie bohaterstwo sufrażystek nie miałyby w ogóle prawa do głosu – nie tylko wyborczego, ale w ogóle wyściubiania nosa z kuchni. No i wreszcie mam w głowie jeszcze jedno: feminizmy są różne i nawet sprzeciw wobec niektórych haseł określonych nurtów nie musi z definicji oznaczać rozbratu z całą ideologią. Marksizm jest nie do pogodzenia z feminizmem, ale i tak trzeba próbować to robić, mówiła Gayatri Spivak. Zawsze bardzo mi ta myśl pasowała.
Właśnie z tych powodów zawsze chodzę na Manify. Młode pokolenie wcale nie jest buntownicze, może i powoli słabnie polska homofobia, ale cóż zostało z przeszło milionowego ruchu osób domagających się w 1993 r. referendum, aby ocalić prawo do aborcji? Nie podoba mi się to, bo nie chcę, żeby konserwatywne postawy stanowiły reprezentację moich rówieśników. Nawet jednak na naszej, stosunkowo niewielkiej demonstracji na placu Defilad zjawić miały się takie osoby.
Do sieci trafiły materiały dokumentujące to z jaką agresją spotkały się na Manifie przedstawicielki organizacji Kobiety dla Narodu. Znane z agresji feministki wspólnie z homoseksualistami (znanymi zawadiakami) pobiły dyskryminowane działaczki antyaborcyjne. Do zajść doszło z dwóch stron pikiety, w której brałem udział. Po jednej rozwinięty przez nie transparent został im brutalnie wyrwany (np. gdybym na Łazienkowską 3 przyszedł z transparentem „Jebać Legię”, to nikt by mi go przecież nie wyrywał), a działaczki musiały uciekać w popłochu – głównie przygniatane przez reporterów żądnych sensacji. Spotkała je też szokująca agresja: jedna z nich została nazwana faszystką. Nie widziałem na własne oczy, ale można zobaczyć na YouTube.
Po drugiej stronie, akurat obok mnie, rozwinięto transparent „Homodemokracja to manipulacja. Myśl samodzielnie”. Na prawicowych stronach świecą wielkie teksty osób, które nie były świadkami tego zdarzenia i zdjęcia dokumentujące kopanie wspomnianych działaczek. Przypadkiem zdjęcia pokazują je i rzekomych napastników od pasa w górę… A jak to wyglądało naprawdę z perspektywy osoby, która stała dokładnie obok? Panie były 3, a oprócz nich była jeszcze jedna. Na oko miała 190 cm wzrostu i nie dość, że wyglądała zupełnie jak mężczyzna, to po prostu nim była. Zapytałem się jej, jak również i 3 maltretowanych, czym homodemokracja z ich transparentu różni się od demokracji. 3 mówiły, że nie wiedzą i odsyłały „do organizatorki”, a ta stwierdziła, że homodemokracja ma pewne cechy demokracji, ale zasadniczo popiera pedofilię, prawa zboczeńców i zabijanie nienarodzonych dzieci. Dokładniej nie chciała wyjaśnić, może bała się, że ją pobiję, przecież jestem znanym chuliganem. Dzisiaj zobaczyłem nawet montaż pokazujący rozpoznanie jednego z kopiących te panie (na zdjęciu widoczny jest od pasa w górę, akurat nie ja). Ten wyjątkowy, lewicowy bandyta, został również przypomniany dzięki wycięciu fragmentu relacji z lewicowego pochodu 11 listopada: na niej lekko popycha reportera serwisu Pyta.pl, niemalże życząc mu śmierci, z okrzykiem „wypad!” na ustach. Pan z Pyta.pl, ofiara lewackiego ekstremizmu, to ten sam, który na poprzedniej Manifie żartował z transseksualisty, Macieja Nowaka pytał się, czy kosztował już ludzkiego płodu, a mnie samego, czy popieram postulat niegolenia nóg. Tak wygląda lewicowe „peace&love” – tłumaczy filmik.
To byłoby śmieszne, gdyby nie to, że we wszelkich relacjach pokazywane są z jednej strony uczestniczki Manify, z drugiej zaś ich przeciwniczki. Banda narodowców, która atakuje tradycję, która jej własnym członkiniom pozwoliła w ogóle zabierać publicznie głos i zarabiać jakiekolwiek pieniądze, a nie tylko gnić w służbówce traktując miesiączkowanie jako przejaw kobiecej nieczystości, jest stawiana na równi z dziewczynami domagającymi się równych zarobków z facetami i prawa do decydowania o własnym ciele. Prawda leży pośrodku? Widać nawet wtedy, kiedy granice wyznaczają poczucie przyzwoitości i ekstremizm.
Prawicowi radykałowie mają zdumiewającą skłonność do głoszenia wszem i wobec o swoich cierpieniach. Mają ku temu dużo kanałów: 3 ogólnopolskie dzienniki, niezliczone tygodniki opinii, świetnie finansowane, też niezliczone portale, czy regularne występy swoich komentatorów i polityków we wszystkich kanałach telewizji. Zrozumieli już, że ulubiona przez nich niegdyś dumna pieśń „Auschwitz-Birkeanu sialalala” tylko ich kompromituje. Wolno natomiast im bezkarnie wyzywać w przestrzeni publicznej nie tylko homoseksualistów, ale i krzyczeć „Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę”. Wiecie jak wygląda ludzkie ciało poobijane młotem i porozcinane sierpem? Gwarantuję, że o wiele gorzej niż zdjęcia zwłok, podobno ofiar aborcji, którymi machały naszej kolorowej i radosnej demonstracji maltretowane antyfeministki.
Dziewczyny: nikt was nie bił. Proszę was tylko, żebyście popukały się w czoła.