2011-07-02 10:13:57
Między przesytem a głodem mieści się higieniczny tryb życia. Po to by jedni mogli się przejadać i narzekać na jakość obsługi, inni muszą stać przez całą zmianę, bo ktoś od marketingu odkrył, że usłużna postawa stojąca zachęca klienta do zakupu. Od tego stania są żylaki i problemy z kręgosłupem. Od przesytu jest spleen. Na spleen są seanse z psychoterapeutą i drogie zakupy w butikach. Na ciężkie i opuchnięte nogi jest innowacyjny preparat, który odbudowuje ściany żylne, a tym samym usprawnia i poprawia krążenie krwi. Kosztuje tyle co dniówka (10 godzin) na stojąco. Młodzi ludzie ze stolicy założyli spółdzielnię spożywców, dzięki czemu taniej kupują tofu. To taki wysokobiałkowy produkt o konsystencji serka homogenizowanego z wodorostów. Na Pradze Północ je się dużo chleba, ziemniaków i boczku. Tubylcy kupują niezbędne do życia kalorie jeszcze taniej. Bo sprzedają się tanio zatrudnicielom. I żyją 19 lat krócej niż ci z drugiego brzegu Wisły. Bieda jest mało makrobiotyczna i ma skłonność do tycia. Rzadko chodzi do lekarza. Nie uprawia sportu, bo nie ma na to siły. Wszystkie siły oddaje gospodarce rynkowej. „Przez nich (biedaków),” martwi się pewien profesor, który wprowadzi wykłady dla pracowników socjalnych, „nasze miasta będą coraz brzydsze, bardziej zdewastowane, powstaną dzielnice nędzy, z powybijanymi szybami w oknach, dewastowanymi samochodami, wałęsającymi się grupkami młodych, niebezpiecznych ludzi.” Leszek Miller miał na to sposób, zaproponował by każdy członek SLD wziął pod opiekę jakąś biedną rodzinę. Jego następca Grzegorz Napieralski spuścił z tonu i już tylko rozdaje jabłka przed fabryką. W komentarzach pojawia się już lekka obawa. Z badań, póki co amerykańskich, wynika, że aż 60 proc. potomków biednych rodzin ma problemy ze znalezieniem i utrzymaniem pracy, a prawie 37 proc. wchodzi w konflikt z prawem. Socjologowie obawiają się, że może dojść do buntów odrzuconych, skierowanych nie tylko przeciwko bogatym, ale przeciwko wszystkim.
Gazeta Wyborcza uspokaja: „Związki zawodowe są słabe, wręcz skompromitowane i nie są w stanie skanalizować nastrojów ani tym bardziej zmobilizować ludzi.” Po trzydziestotysięcznej demonstracji Solidarności w Warszawie, przewodniczący Duda mało się nie posikał z radości, że premier raczył go przyjąć osobiście. Nie będzie też buntu młodego pokolenia choć według badań Child Wellbeing Index, "Polska zajmuje pod względem jakości życia młodych 26. miejsce na 29 europejskich krajów". Tymczasem "niski poziom wcale jednak nie doprowadził do rewolucyjnych nastrojów. Co więcej, właśnie najbardziej upośledzone grupy młodzieży - ci, którzy nie pracują i nie uczą się - są najmniej chętne do wywierania wpływu na życie publiczne. Niezadowoleni co najwyżej wyjadą do pracy zagranicę.
Jeżeli tylko bieda nie zagraża buntem społecznym, to już nikogo nie obchodzi. Dlatego elity tak chętnie zapewniają się nawzajem, że takiego buntu nie będzie. Mają problem z głowy. Odfajkowane. Nie ma co liczyć na litość, miłosierdzie, współczucie czy empatię. A tym bardziej na pomoc społeczną.
Liberalny publicysta Witold Gadomski cytuje opinię Zygmunta Baumana: „powszechną reakcją na biedę jest oskarżanie ludzi zmarginalizowanych o to, że sami ponoszą winę za swój los.” Gadomski najpierw odrzuca ten pogląd pisząc: „Ta opinia nie znajduje potwierdzenia przynajmniej w Polsce. Badania opinii społecznej dowodzą, że większość ludzi źródeł biedy i marginalizacji doszukuje się w złej polityce władz - i od władz oczekuje poprawy sytuacji.” Aby następnie potwierdzić jego słuszność oskarżając biednych, że sami są sobie winni: „Nawet w kraju niezamożnym, jak Polska, istnieje kilkadziesiąt programów wspierających inkluzję - przywracanie wykluczonych społeczeństwu. Przeszkodą okazuje się zwykle nie brak pieniędzy, lecz niechęć do podjęcia ryzyka i wyrwania się z marginalizacji. Wykluczeni bardzo często nie są zainteresowani "wędką", lecz wyłącznie "rybą".” Gadomski w odróżnieniu od większości ludzi i wybitnego polskiego uczonego Zygmunta Baumana źródeł biedy doszukuje się nie w złej polityce władz, tylko w samych biedakach.
Ta „dobra” polityka rządu polega na dawaniu słynnej wędki. Sprowadza się to do propozycji, by za pieniądze, które Gadomski z przyjaciółmi wydaje na firmowy bankiet redakcyjny, bezrobotny założył własny biznes. Znam ludzi, którzy powodowani koniecznością ekonomiczną zatrudniali się w Providencie, chwilówkach czy innej lichwiarskiej firmie i by uniknąć biedy dręczyli innych biedaków. Natomiast udanego biznesu za kilkanaście tysięcy pożyczki czy dotacji z urzędu pracy jakoś nie zauważyłem Najczęstszy pomysł to otwarcie kolejnego sklepu czy punktu usługowego. Jednak w zagłębiach biedy gdzie żyją potrzebujący niewiele osób robi sobie manicure albo kupuje gdzie indziej niż Biedronce czy innych dyskontach. Liberał nie rozumie, że na majątek każdego bogatego składa się praca i wyrzeczenia iluś biedaków. Żeby sprzedawać muszą być kupujący. Żeby żyć z cudzej pracy, o pardon, prowadzić biznes muszą być ci, którzy na dobrobyt biznesmena zaharowują się na śmierć. Miejsca w biznes klasie są już zajęte. Ryby skrupulatnie odłowiono, granatem. I żadne smętne moczenie kija w tym bajorze nic nie da. Pozostaje, co najwyżej runo leśne i sprzedaż na skraju szosy. A wtedy może jakiś pan Gadomski łaskawie zatrzyma swoje Volvo, kupi jagody i pochwali waszego jedenastoletniego syna za przedsiębiorczość.
Gazeta Wyborcza uspokaja: „Związki zawodowe są słabe, wręcz skompromitowane i nie są w stanie skanalizować nastrojów ani tym bardziej zmobilizować ludzi.” Po trzydziestotysięcznej demonstracji Solidarności w Warszawie, przewodniczący Duda mało się nie posikał z radości, że premier raczył go przyjąć osobiście. Nie będzie też buntu młodego pokolenia choć według badań Child Wellbeing Index, "Polska zajmuje pod względem jakości życia młodych 26. miejsce na 29 europejskich krajów". Tymczasem "niski poziom wcale jednak nie doprowadził do rewolucyjnych nastrojów. Co więcej, właśnie najbardziej upośledzone grupy młodzieży - ci, którzy nie pracują i nie uczą się - są najmniej chętne do wywierania wpływu na życie publiczne. Niezadowoleni co najwyżej wyjadą do pracy zagranicę.
Jeżeli tylko bieda nie zagraża buntem społecznym, to już nikogo nie obchodzi. Dlatego elity tak chętnie zapewniają się nawzajem, że takiego buntu nie będzie. Mają problem z głowy. Odfajkowane. Nie ma co liczyć na litość, miłosierdzie, współczucie czy empatię. A tym bardziej na pomoc społeczną.
Liberalny publicysta Witold Gadomski cytuje opinię Zygmunta Baumana: „powszechną reakcją na biedę jest oskarżanie ludzi zmarginalizowanych o to, że sami ponoszą winę za swój los.” Gadomski najpierw odrzuca ten pogląd pisząc: „Ta opinia nie znajduje potwierdzenia przynajmniej w Polsce. Badania opinii społecznej dowodzą, że większość ludzi źródeł biedy i marginalizacji doszukuje się w złej polityce władz - i od władz oczekuje poprawy sytuacji.” Aby następnie potwierdzić jego słuszność oskarżając biednych, że sami są sobie winni: „Nawet w kraju niezamożnym, jak Polska, istnieje kilkadziesiąt programów wspierających inkluzję - przywracanie wykluczonych społeczeństwu. Przeszkodą okazuje się zwykle nie brak pieniędzy, lecz niechęć do podjęcia ryzyka i wyrwania się z marginalizacji. Wykluczeni bardzo często nie są zainteresowani "wędką", lecz wyłącznie "rybą".” Gadomski w odróżnieniu od większości ludzi i wybitnego polskiego uczonego Zygmunta Baumana źródeł biedy doszukuje się nie w złej polityce władz, tylko w samych biedakach.
Ta „dobra” polityka rządu polega na dawaniu słynnej wędki. Sprowadza się to do propozycji, by za pieniądze, które Gadomski z przyjaciółmi wydaje na firmowy bankiet redakcyjny, bezrobotny założył własny biznes. Znam ludzi, którzy powodowani koniecznością ekonomiczną zatrudniali się w Providencie, chwilówkach czy innej lichwiarskiej firmie i by uniknąć biedy dręczyli innych biedaków. Natomiast udanego biznesu za kilkanaście tysięcy pożyczki czy dotacji z urzędu pracy jakoś nie zauważyłem Najczęstszy pomysł to otwarcie kolejnego sklepu czy punktu usługowego. Jednak w zagłębiach biedy gdzie żyją potrzebujący niewiele osób robi sobie manicure albo kupuje gdzie indziej niż Biedronce czy innych dyskontach. Liberał nie rozumie, że na majątek każdego bogatego składa się praca i wyrzeczenia iluś biedaków. Żeby sprzedawać muszą być kupujący. Żeby żyć z cudzej pracy, o pardon, prowadzić biznes muszą być ci, którzy na dobrobyt biznesmena zaharowują się na śmierć. Miejsca w biznes klasie są już zajęte. Ryby skrupulatnie odłowiono, granatem. I żadne smętne moczenie kija w tym bajorze nic nie da. Pozostaje, co najwyżej runo leśne i sprzedaż na skraju szosy. A wtedy może jakiś pan Gadomski łaskawie zatrzyma swoje Volvo, kupi jagody i pochwali waszego jedenastoletniego syna za przedsiębiorczość.