Korzenie oportunizmu polskiego. Drogi reform - tylko dokąd ?
2010-02-19 23:23:32
Korzenie oportunizmu polskiego. Drogi reform - tylko dokąd ?

Chciałbym zwrócić uwagę na kilka mitów dotyczących myślenia antykapitalistycznej lewicy.
Istnieje szereg absolutnie oczywistych przesłanek udowadniających, że terminologia używana w retoryce tych, którzy jak Janusz Korwin Mikke negują istnienie kapitalizmu i zarzucają nam pomieszanie definicji, nie jest słuszna.

Nastawienie na maksymalizację zysku, negatywny wpływ prywatyzacji, wyzysk w miejscach pracy, rosnące coraz szybciej bezrobocie, pauperyzację znacznej części społeczeństwa, problemy mieszkaniowo – eksmisyjne ( sam brałem udział w eksmisjach także osób, które płaciły za mieszkanie, tyle, że kamienicznik podwyższał czynsz do granic niemożliwości i udawał, że oczekuje pełnej spłaty, bo w rzeczywistości miał inne plany odnośnie zagospodarowania budynku ) i inne bolączki społeczne, będące chlebem powszednim tego społeczeństwa, to fakty, które nie umykają także tym, którzy chcą rozmiękczać system drogą wygrania wyborów i reform parlamentarnych, lub też tzw. autonomistom, dążącym do uzyskania jak najwięcej wolnej przestrzeni w kapitalistycznym państwie i liczącym, że w tej sposób zabierając kolejne złotówki kapitalistom, poprzez rozwój spółdzielczości, doprowadzą do stopniowego demontażu kapitalizmu.

Środowisko to nie jest jednorodne, ale jego wspólną cechą jest wyznawanie doktryny tzw. realpolitik. Jest podzielone w stopniu pozytywnej oceny PRL – ale w zasadzie, łączy je przekonanie, że był to w rzeczywistości mały realizm, oparte na twierdzeniu, że dzięki temu ustrojowi uniknęliśmy losu 17 republiki. Idolem osób wyznających tę postawę staje się często Władysław Gomułka, bywa także Edward Gierek, bo przecież dzięki jego pragmatyzmowi mogliśmy wyjeżdżać na zachód i poprawiła się sytuacja gospodarcza.
Nie wchodząc na razie głębiej w tę analizę, przyjrzyjmy się prawdzie i mitom o Władysławie Gomułce, unikając zacietrzewienia. W październiku 1956 faktycznie stanął on na wysokości zadania – zarówno społeczne nastroje, jak i wejście Armii Radzieckiej spowodowałyby obustronny rozlew krwi, co nie znaczy rzecz jasna, że Polska stałaby się 17 republiką, jednak Gomułka umiał wynegocjować polubowne wyjście z sytuacji.

Nie odpowiada on także za strzelanie do robotników w grudniu 1970 – już przed laty, kiedy byłem w szkole, publikowano dokumenty i pokazywano filmy dokumentalne, z których jasno wynikało, że o tym zwyczajnie nie wiedział. Ciekawe wnioski odnośnie tej postaci nasuwają się po opublikowaniu przez czasopismo Focus Historia ostatniego wywiadu byłego I Sekretarza z Marią Turlejską.
Widać w nich pewną naiwność popaździernikowego przywódcy, a także rosnące rozdarcie wewnętrzne, które w końcu zaowocowało reakcją na pytanie syna, co warto przeczytać z dzieł Marksa: Poczytaj synu lepiej Mickiewicza.
Z drugiej strony, z jego wypowiedzi wynika, że przewidział negatywną rolę gierkowskich kredytów, a nawet zawalenie się systemu i pisał o tym już w 1971, czego jednak cenzura nie dopuściła.

Nie miał osobiście nic przeciw Rokossowskiemu i jego pozostaniu w Polsce, zapewne wiedząc, że to człowiek dużej prawości, jednak uległ opinii publicznej i swoim doradcom – mimo, że jako ostatni z przywódców PRL sam pisał teksty swoich przemówień w większości przypadków ( podobnie jak Bierut ), nie podejmował jak widać decyzji sam, co miało zarówno pozytywne, jak i negatywne skutki. Przewidywał także, że ustrój, który nie jest ani kapitalizmem ani komunizmem, można jedynie określić, jak uczynił to po robociarsku, jako ni pies ni wydra, coś na kształt świdra. Trafnie oceniał, że jedynie komuniści mogli po wojnie w miarę kompleksowo przebudować ustrój, a nie zrobiłyby tego rządy reakcji, które restaurowałyby tylko przedwojenny status quo z jego pogłębionymi nierównościami społecznymi. Interesował się historią i nawet prowadził własne badania, szczególnie uczył się od zaborowej krakowskiej szkoły Stańczyków, kładących jednak nacisk właśnie na swego rodzaju realpolitik, co znów miało zarówno dobre, jak i złe konsekwencje.
Jednak nie ustrzegł się sam bardzo poważnych błędów, na co w dużym stopniu wpłynęła mentalność zaszczutego człowieka – byłego więźnia politycznego zarówno sanacji jak i PRL, utykającego z powodu postrzelonej przed wojną nogi.
Rozmowa z Turlejską, jak też dwutomowe pamiętniki Gomułki pokazują, że na jego poglądach zaciążyła obsesyjna wprost mania prześladowcza dotycząca Bolesława Bieruta, której zaczął dawać wyraz w swoich wypowiedziach i publikacjach, dopiero po odejściu od władzy, mimo, że w 1961 r. publicznie twierdził, że nie jest jego celem dyskredytowanie poprzednika i przeprowadzanie rozrachunków,

Zarówno pamiętniki, jak w wywiad z Turlejską są pełne w tej kwestii nieścisłości i zaprzeczania samemu sobie. W zasadzie w rozmowie z historyczką Gomułka otwarcie mówi, że Bierut żadnym agentem NKWD nie był, równocześnie próbując go oskarżać, że był kolaborantem Gestapo w Mińsku, mimo, że na temat tego, jak tam wspominano działalność Bieruta są publikowane, także w języku rosyjskim relacje. W dwutomowych wspomnieniach Gomułka kładzie raczej nacisk na wątek...NKWDowski, jednym tchem oskarżając Nowotkę i Bieruta...
Wszystko wskazuje na to, że okoliczności przerosły znacznie Gomułkę, co zaważyło na wielu niesprawiedliwych ocenach, o dziwo, przy uczciwej i trafnej ocenie postawy Wandy Wasilewskiej.

Jednak, co najtragiczniejsze, to właśnie to, że zarówno mylne jak i słuszne oceny niektórych postaci, rosnące rozczarowanie wypaczeniami i błędami, nie wynikającymi z natury samego nie wprowadzonego komunizmu, które zauważał w coraz bardziej nasilającym się stopniu, doprowadziło w końcu do negacji zarówno myśli Lenina, jak i Marksa, na rzecz poczucia, że komunizm w Polsce powinien być tylko taką rodzimą realpolitik, gdzie były I Sekretarz stawał się w prostej linii spadkobiercą myśli politycznej Stańczyków, do tego przyrównując sytuację Polski powojennej do sytuacji ziem polskich przed zaborami.

Dlaczego poświęcam tyle miejsca analizowaniu poglądów Gomułki ? Współcześni zwolennicy realizmu popadają często w podobną diagnozę, negując naukowy sens myśli klasyków, polegający na wykazaniu zasad zastępowalności ustrojów, aż do wypracowania najdoskonalszego modelu organizacji społeczeństwa. Część z wyznawców tych poglądów ( z wyjątkiem chyba tylko autonomistów ) broni nie tylko PRL, ale też okresu rządów SLD, wykazując, że rządy te , które określają mianem rządów lewicy pomogły odejść od firmowanego nazwiskiem Balcerowicza opracowanego na zachodzie programu prywatyzacji nie znającego jakichkolwiek norm, gdzie wszelkie ograniczenia, jakie przewidywał pierwotnie tekst planu zostały drastycznie przekroczone, a bezrobocie, które miało potrwać zaledwie kilka lat, wzrasta coraz gwałtowniej z miesiąca na miesiąc. Przykład takiej bezwarunkowej obrony SLD, przy równoczesnym dostrzeżeniu wad kapitalizmu, znajdziemy np. tutaj:

http://www.mpancz.webpark.pl/blog/


Niestety ludzie idealizujący lata, gdy władzę pełniła SLD, uważający nawet, że współpraca militarna z USA, której zainicjowanie zawdzięczamy tym rządom jest tragicznym epizodem, uzasadniają to udziałem Polski w pakcie północnoatlantyckim i wynikającymi z tego zobowiązaniami sojuszniczymi. W rzeczywistości wprowadzenie kraju do tego paktu wcale nie było koniecznością, za to, po 11 września 2001, wbrew retoryce wszystkich kolejnych ekip sprawujących władzę, że oto zapewniamy sobie bezpieczeństwo, stało się wręcz zagrożeniem bezpieczeństwa państwa. Jednak chodziło zupełnie o co innego – dla rządów SLD integracja Polski z zachodem objawiająca się także połączeniem z NATO i rzekoma poprawa pozycji i bezpieczeństwa kraju na arenie międzynarodowej, to sztucznie rozdmuchany sukces propagandowy, przypisywany sobie przez ekipy SLD i zgodnie z tą logiką, dający im legitymację do ponownego objęcia władzy.

Potrzeba spojrzenia krytycznego na historię, by ustrzec się powtarzania błędów. Nie chodzi także o idealizowanie pierwszych lat Polski Ludowej. Moim zdaniem, do uczciwych diagnoz, nie kryjących wad i błędów ustroju należy analiza przewodniczącego Komunistycznej Partii Polski, Józefa Łachuta pt Z zagadnień walki ideologicznej, w której pisze on między innymi:

Nie należy także ukrywać tych problemów, które z różnych względów (politycznych lub ideologicznych), były dawniej przemilczane wskutek błędnego przeświadczenia dawnych ekip kierowniczych PZPR, iż pokrycie ich „zasłoną milczenia”, zostaną wyeliminowane ze świadomości społecznej. Okazało się, iż skutek tego jest odwrotny,, niechęć do wyjaśnienia pewnych drażliwych oraz niemiłych spraw przekształciła się w swoje przeciwieństwo, ułatwiła fałszerzom historii zatruwanie świadomości społeczeństwa.
Oszczerstwa przeciwników towarzyszyły polskim ruchom lewicowym, zwłaszcza ruchowi robotniczemu oraz chłopskiemu, od chwili ich narodzin. Historia tych ruchów pełna jest wzlotów i upadków, dużych osiągnięć i ciężkich błędów, ludzi wielkich oraz szlachetnych, jak też małych i podłych. Jednak, dlatego, że walczyły one o prawa upośledzonych oraz prześladowanych, pomawiano je zawsze o wysługiwanie się obcym interesom, o „agenturalność” i zdradę, o nie polskość[1].


Tak właśnie wygląda złożona prawda, której nie chce przyjąć dyskurs prokapitalistycznej propagandy. Nie należy unikać mówienia prawdy w oczy o najboleśniejszych nawet faktach, ale ocena na jaką zasługują ci mali i podli ludzie, nie może być tożsama z oceną koncepcji ideowej wynikającej z nauki klasyków i kilkuwiekowych tradycji i doświadczeń polskiej lewicy, w tym także jej rewolucyjnego skrzydła.

Przyjrzyjmy się kolejnym tezom tego artykułu:

Lewica polska miała przy tym nadzieję, iż po wojnie nastąpią w Związku Radzieckim zmiany w kierunku jego demokratyzacji, zaprzestanie stosowania terroru, w kierunku poszanowania suwerenności innych państw, a zwłaszcza sojuszniczych .

Temu także trudno zaprzeczyć. Są nawet dowody, że przedstawiciele lewicy mieli podobne, jeśli nie jeszcze głębsze złudzenia, co potwierdza np. wywiad z wnuczką marszałka Konstantego Rokossowskiego, byłego więźnia łagru, który według słów Ariadny Rokossowskiej miał takie przekonania:

Rokossowski tłumaczył w pamiętnikach, że partia nic o tych prześladowaniach nie wiedziała. Uważał, że to była prowokacja wrogów partii, która trafiła na podatny grunt. Z ludzi wyszło to, co najgorsze, i w wojsku zaczęła się szerzyć zdrada. Pułkownik zrozumiał, że może zostać generałem, jeśli tylko wyeliminuje przełożonego. Kapitan donosił na majora, a major na pułkownika. Tak to sobie wyjaśnił. Wierzył w Stalina. Czuł przed nim wielki respekt i był przekonany, że o tych represjach generalissimus nic nie wiedział. Jednak do końca swoich dni, nawet gdy był ministrem, nosił przy sobie małego browninga, którego wkładał na noc pod poduszkę. Powiedział babci, że jeśli znów po niego przyjdą, nie da się wziąć żywcem [2].



Jednak te poglądy zaważyły także na ocenę przezeń sytuacji w Polsce. Oddam znów na chwilę głos wnuczce marszałka:

informacja wojskowa Rokossowskiego się bała. Miał przecież bezpośredni kontakt ze Stalinem. Musieli się z nim liczyć. To Rokossowski wydał rozkaz, że przed aresztowaniem każdego oficera Wojska Polskiego trzeba najpierw uzyskać zgodę jego przełożonego. Marszałek liczył, że w ten sposób chroni wojsko przed czystkami. Nie wziął pod uwagę, że gdy pojawiali się ludzie z wojskowej bezpieki, to wszyscy przed nimi drżeli ze strachu i gotowi byli wszystko podpisać. Kiedy gen. Franciszek Cymbarewicz, wiceminister MON, sprzeciwił się aresztowaniu swojego podwładnego, usłyszał, że jak nie podpisze, to następnym razem przyjdą i po niego. Uratowało go to, że poskarżył się Rokossowskiemu.
Marszałek nie do końca zdawał sobie sprawę, co się dzieje za jego plecami. Nikt nie przychodził i nie mówił: Dziś aresztowaliśmy 300 polskich oficerów.

Mimo to, jak wynika z protokołów Biura Politycznego w tzw sprawie Bermana, to właśnie Rokossowski domagał się najpełniejszego rozliczenia wypaczeń i zbrodni poprzedniej epoki.

Podobnie działo się zresztą z Bierutem, który już w 1951 r., a więc jeszcze przed tzw. ucieczką Światły, czy straceniem Berii, sprzeciwiał się stosowaniu przymusu wobec chłopów w tzw. sprawie gryfickiej, czy podpisywał ułaskawienia, zgodnie ze swoim przekonaniem i płynącymi z materiału dowodowego wnioskami, a także oceniał negatywnie propagandę odwołującą się, jak to określał, do metod pałki. Im bardziej dostrzegał przejawy łamania praworządności, tym mocniej usiłował w następnych latach wziąć na siebie zapobieganie im, stając się de facto, mimo swego wpatrzenia w Stalina, pionierem destalinizacji.

Niemniej nie oznacza to bynajmniej, że mówiąc o pewnych złudzeniach tych postaci, należy równocześnie zanegować to, że w ich ocenach, że w sprzyjających okolicznościach z tych, z których miało co wychodzić, z owych ludzi małych i podłych, powychodziły najgorsze cechy, jest sporo racji, czego antykomunistyczne opracowania z uporem godnym lepszej sprawy nie starają się nawet dostrzec, tyle, że było to wspierane i podsycane przynajmniej przez jakąś część czynników decyzyjnych.

Przywołajmy raz jeszcze tekst Józefa Łachuta, by zrozumieć, jak skomplikowaną sytuację wytworzyło dla polskich komunistów rozwiązanie przedwojennej KPP i próba ścisłego podporządkowania ich Kominternowi:

Rozwiązanie KPP oraz wymordowanie w ZSRR tysiące komunistów polskich, połączone było z zakazem tworzenia w Polsce jakichkolwiek organizacji komunistycznych. Omijający ten zakaz działacze mieli być potraktowani jako „zdrajcy” itp., co stało się udziałem Np. Leona Lipskiego, ostatniego kierownika Sekretariatu KC KPP, który sprzeciwiał się nieuzasadnionej likwidacji partii. Zakaz ten, przywiąż jeszcze istniejących wśród komunistów dyscyplinie organizacyjnej oraz autorytecie Kominternu, przyczynił się do dezorganizacji ruchu komunistycznego w Polsce oraz rozproszeniu jego kadr w warunkach wojny i okupacji hitlerowskiej. Ponad 2-letnia nieobecność w okupowanej Polsce partii radykalnej lewicy mimo zaistnienia samorzutnie powstałych organizacji antyfaszystowskich oraz opóźnienia powstania PPR, miało trudne do wymierzania negatywne następstwa dla jej rozwoju, co ułatwiało jej przeciwnikom propagandowe jej zwalczanie .

Jak widać, wiele czynników złożyło się na to, że próby budowy socjalizmu w PRL były odległe od ideału. Czy to oznacza jednak, że mamy porzucić naukę marksistowską ? Tak jak feudalizm został zastąpiony przez kapitalizm, a ten z kolei przez jedynie próby wprowadzania komunizmu zakończone reorientacją samej rządowej elity w kierunku zachodniego, liberalnego modelu kapitalizmu, o czym pisze np. Piotr Tronina w swoim artykule Prywatyzacja – Lekcja z historii
[3] .

Prawidłowa analiza przeszłości, pozwala uniknąć replikowania tych samych błędów. Dlatego nie można ulec zwolennikom trzeciej drogi, krańcowej i bezwarunkowej idealizacji PRL, czy parlamentaryzmu, jako sposobowi na reformowanie istniejącej rzeczywistości. Ludzie ci zapominają choćby o takim detalu, że by móc coś skutecznie zdziałać trzeba mieć z kim utworzyć koalicję – a jaką koalicję oni uważają za realną - SLD plus PO ?

Dawid Jakubowski

Przypisy:
1.http://www.1917.cba.pl/cs/news.php?readmore=3
2.http://archiwum.polityka.pl/art/jak-pradziadek-kochal-polske,385334.html
3.http://www.lewica.pl/?id=20976

poprzedninastępny komentarze