Odpowiedź merytoryczna Piotrowi Kuligowskiemu ku rozważeniu
2011-01-12 05:56:23
Kiedy kładłem się spać dnia poprzedzającego publikację Kuligowskiego o tym jak to stracony jest marksizm-leninizm, wierzyłem, że Piotr Kuligowski, jest zdolny do dialogu, nie operując tylko i wyłącznie czarno-białymi schematami, nawet gdy początkowo używa nie do końca właściwie sformułowanych argumentów, lub też oskarża niewłaściwe osoby. Wiele rzeczy wydawaliśmy się rozumieć obaj. Niestety Piotr zasiadł do ponownego przeanalizowania naszej rozmowy i odnalezienie w nich pojęć, które wymienił jako niezbędnik marksisty –leninisty zobligowało go do bezsensownego działania, które on sam określa mianem kontrataku.



Tego typu zarzuty jakie sformułował można przerzucać i odbijać jak piłeczkę w nieskończoność, czy jednak taka przepychanka ma jakikolwiek sens ?

Na początek warto wyjaśnić kwestię lekceważoną i ośmieszaną wielokrotnie przez Remigiusza Okraskę i Piotra Kuligowskiego. Mianowicie stwarzanie przez nich schematu jakoby każdy komunista mówił, że polemista jest idiotą, bo nie przeczytał danej książki lub artykułu z definicji pisanych przez marksistów. Po pierwsze, wcale nie koniecznie źródło, którego ktoś nie przeczyta, a które marksista poleca musi mieć proweniencję marksistowską. Należy czytać wszystkie źródła, nawet najbardziej absurdalne i dokonywać krytyki źródeł, w oparciu o okoliczności i uwarunkowania zarówno powstawania tych źródeł, jak i krytykowanych, czy omawianych zjawisk .

Warto pamiętać o perspektywie klasowej i nie zapominać, że oceny KPP jako agentury Kremla oparte o enuncjacje agentów Antykominternu, współpracujących następnie z Gestapo przyjmować z pewnym krytycyzmem, niezależnie też od tego, czy inni przedstawiciele konkurencyjnych opcji politycznych, a nie mający dostępu do źródeł głosili podobne uproszczone tezy, czy też nie były to tezy wcale powszechne w ich środowisku – jeśli mowa bowiem o PPS, część jej skłaniała się do współpracy z partią komunistyczną, której powstaniu dało początek połączenie SDKPiL i PPS-Lewicy.

Pomijając wyjmowanie z kontekstu mojej króciutkiej akurat wypowiedzi np. o poparciu społecznym dla kubańskiego rewolucjonisty ( w przypadku takich statystyk jak poparcie Franco, czy innych prawicowych dyktatorów zachód nie ma powodu, by to ukrywać i zaciemniać prawdziwą skalę, w przypadku tzw. "lewicowych populistów i dyktatorów" dzieje się wprost odwrotnie a przeinaczeniu ulegają nawet ich wypowiedzi, ale to na marginesie ), czy też kompletnie dziecinne postrzeganie zbrojeń, gdzie kupowanie broni przez kraje zagrożone ekspansją imperializmu równe jest zbrojeniom przeprowadzanym przez kraje prowadzące taką ekspansję, tym razem nie udzielę sam Piotrowi Kuligowskiemu zapatrzonemu w program Ciołkosza czy Żuławskiego odpowiedzi, ile w praktyce zdołał osiągnąć ten program. Zrobi to za mnie ktoś inny. Co o tym programie socjalistycznym sądził polityk, któremu mimo licznych zbrodni , które również przejawiały się m.in. w represjach przeciw klasie robotniczej i jej obrońcom, nie można odmówić pewnej intuicji, czyli Józef Piłsudski ?

23 listopada 1931 r. marszałek w rozmowie ze swoim dawniejsszym współpracownikiem z PPS Arturem Śliwińskim na temat swojej osoby i poglądów, na pytanie, jak jego zdaniem wygląda przyszłość socjalizmu, który – dodajmy, sam wykorzystywał zawsze instrumentalnie – wypowiedział następujące słowa:

„socjalizm był przed wojną najdalszą metą postępu społecznego, a przynajmniej za taki postęp uchodził. Po wojnie socjalizm zaczął przegrywać i nadal będzie przegrywał”. W Rosji „stał się nową formą niewolnictwa, które jest nie do przyjęcia dla kulturalnych społeczeństw i dlatego nie ma widoków utrwalenia się w świecie”. W Anglii rządy Labour Party (1924 i 1929–1935 r.) nie stworzyły nic, co wpłynęłoby na losy świata.

http://archiwum.polityka.pl/art/czlowiek-mozgu-inbsp;czlowiek-serca,396393.html


Mówiąc o Labour Party, Piłsudski mógł mieć pełne poczucie spokoju i satysfakcji, myśląc per analogiam również o polskich socjalistach, takich jak Ciołkosz, czy Żuławski, jako o politykach kompletnie z jego punktu widzenia nie szkodliwych. Ów reakcyjny polityk zdawał się przynajmniej wyrażając to werbalnie w owym czasie nie widzieć zagrożenia ze strony socjalizmu, obserwując zarówno ewolucję ZSRR w kierunku stalinizmu, jak i to, że socjalizm reformistyczny w praktyce nie był w stanie zmienić sytuacji społecznej w Polsce, ani zagrozić sprawowaniu przez niego rządów.
Oczywiście nie byłby sobą, gdyby na wszelki wypadek nie spacyfikował ich, jak też niemal całej opozycji represjami podczas wcześniejszych wyborów brzeskich. Zresztą PPS nie stanowiła dlań takiego zagrożenia, by musiał przeprowadzić jej delegalizację, czy wpakować do więzień zdecydowaną większość działaczy.

Nic jednak nie jest proste. Komunistyczna Partia Polski nie była w całym społeczeństwie postrzegana jako moskiewska dyktatura, co pozwoliłoby dyktatorowi spać spokojnie. Dlatego musiał wkroczyć do akcji Jan Alfred Reguła, czyli Józef Mutzenmacher, którego rolą miało być wzmożenie paranoi Stalina po to, by poprzez likwidację części kadr, najlepiej najbardziej wartościowych, rozsadził od środka i osłabił znacząco partię komunistyczną. Najnowsze badania historyczne pozwalają nie patrzeć na autora „Historii Komunistycznej Partii Polski w świetle faktów i dokumentów” jako na skruszonego komunistę, który odkrył, że służy niewłaściwym celom, tylko świadomego celów jakie ma wykonać i pozbawionego skrupułów prowokatora, który nie wahał się podjąć współpracy z Antykominternem, a następnie Gestapo, któremu nadal dostarczał wiadomości na temat komunistów.

„Był bardzo zakonspirowany. Jego dokumenty nie były złożone w Referacie Informacyjnym. Dopiero w 1933 r. Referat Informacyjny MSW dowiedział się od Kaweckiego, kim jest ten agent. Jak najmniej osób miało znać jego tożsamość.

Mützenmacher był potrzebny w wielkiej prowokacji wymierzonej w KPP. Kawecki w połowie 1925 r. dochodzi do wniosku, że z komunistami trzeba walczyć inaczej niż dotychczas. Nic nie pomogą aresztowania i likwidacja komórek: jedne się zlikwiduje, powstaną nowe. Trzeba rozsadzić partię od wewnątrz.

W tej prowokacji Mützenmacher miał wyznaczoną specjalną rolę: miał przekonywać partię, że jest całkowicie opanowana przez prowokatorów. Zaczął już w więzieniu. Zaraz po wyjściu z więzienia rozmawia na ten temat z żoną i opowiada, że prowokatorów jest wielu i że trzeba z nimi walczyć.”

http://wyborcza.pl/1,75515,8638560,O_tym__ktory_podlozyl_bombe_pod_KPP.html#ixzz1AlXn9IlB


Oczywiście celem tego agenta miało też być zohydzanie w polskim społeczeństwie obrazu KPP – stąd publikacja wspomnianej „Historii KPP”. Osiągnięty został jednak główny cel – w Moskwie aresztowano kogo popadnie. Tymczasem operacja obrzydzenia społeczeństwu partii komunistycznej jako obcej agentury nie powiodła się do końca, choć stanowiła zamierzoną również podstawę aresztowań w środowisku polskich komunistów przez polską policję. Dlatego lata 30 to okres coraz częstszych i coraz bardziej krwawych pacyfikacji demonstracji robotniczych, w których organizowaniu KPP odgrywała znaczącą rolę.

Oczywiście Piotr Kuligowski sam dokona wyboru, czy chce dalej obserwować zjawiska społeczne i postacie z historii i współczesności polskiego i międzynarodowego ruchu robotniczego jedynie przez pryzmat tego, co sądzą o nich przeciwnicy i uważać nadal, że to najbardziej zbliżone do obiektywizmu źródła. Pamiętać jednak warto, że nie wszystkie konteksty i metamorfozy, jakie przechodzą tacy przeciwnicy oglądają światło dzienne.

Na koniec pozwolę sobie wkleić dwa fragmenty z jednego artykułu pokazujące dwie kwestie – dostrzeganie przez bolszewików i potępianie przez nich negatywnych zjawisk związanych z rewolucją, a także dowód pewnej chwiejności Żeromskiemu, którego pewnej fazie poglądów, ukształtowanych pod wpływem służenia aparatowi propagandowemu I Armii gen. Hallera, Piotr także niewolniczo zaufał. Kieruję to pod jego głęboką rozwagę, gdyż Żeromski mimo, że miał już na koncie jedną książkę krytyczną wobec wydarzeń w Rosji, na słowach nie poprzestał i w pierwszej chwili apel potępiający atak Piłsudskiego na Kijów obok innych intelektualistów ów impulsywny pisarz podpisał.

Marchlewski dotkliwiej niż inni przeżywał pochopne, nie odpowiadające istotnemu stanowi rzeczy, oskarżenia Żeromskiego pod adresem rewolucji proletariackiej w Rosji. Nie opublikowany wówczas i nie ukończony obszerny „list otwarty" do Żeromskiego, który kilkakrotnie poprawiał, poprzedził znamiennym wyznaniem... dla mnie, a jak mniemam dla licznych przyjaciół, którzy życie swe niosą w ofierze sprawie Proletariatu polskiego, mocno jest obojętnym, co myślą i piszą o „bolszewizmie" i o przyszłości socjalizmu polskiego cale zastępy publicystów polskich z obozów przeciwnych nam.. Lecz kiedy spotykamy opaczne i zjadliwe oskarżenia w piśmie autora „Ludzi bezdomnych", „Popiołów", „Słowa o bandosie" — boli nas to. Mnie boli ponoć podwójnie, dlatego że pamiętne mi są chwile gawędy o falansterach Bodzanty, toczonej ongi z Wami, obywatelu, w Warszawie, w okresie walk rewolucyjnych lat temu kilkanaście. Albowiem z gawęd owych pozostało mi wspomnienie, że pomimo wielu zapatrywań rozbieżnych łączy nas wspomnienie jedno — głęboka wiara w tężyznę rewolucyjną robotnika i „parobka polskiego".

Żeromskiego, który kreślił program społeczny „bez rozlewu krwi i karania", urzeczywistniony przez moralne działanie, napawały przerażeniem zjawiska ujemne, towarzyszące rewolucji rosyjskiej: rozprzężenie, represje wobec kontrrewolucjonistów, klęska głodu, trudności związane ze sprawowaniem władzy. Lenin jeszcze bardziej nazywał te rzeczy po imieniu, stwierdzając np. 29 czerwca 1918 („Prawda", nr 133): Krajowi naszemu biegiem wydarzeń wysuniętemu do awangardy rewolucji socjalistycznej, przypadają w udziale szczególnie ciężkie męki pierwszego okresu rozpoczętego aktu porodu. Niespełna pół roku później na III Konferencji grup SDKPiL, w Moskwie mówiąc o pomyślnym pokonywaniu ogromnych trudności przez młodą władzę radziecką, jednocześnie przypominał, że trzeba było ponosić skutki na wpół azjatyckich stosunków... wybrnąć z niesłychanego chaosu.

Po latach powie S. M. Kirow ...gdyby kraj nasz, o czym bardzo często wspominał ze smutkiem Włodzimierz Iljicz Lenin, byt nieco bardziej kulturalny, wówczas zadania stojące przed naszą partią rozwiązywalibyśmy znacznie łatwiej i znacznie szybciej. Ta przeklęta przeszłość ciąży nad nami dotychczas i w przełomowych chwilach rewolucji była przyczyną ogromnych trudności.

Norbert Michta - Marchlewski i Żeromski, Miesięcznik Literacki nr 1, styczeń 1980, s.102-103


Przygotowując odpowiedź na notę angielskiego ministra spraw zagranicznych Curzona z 12 lipca 1920, proponującą rozejm między Polską i Rosją Radziecką i cofnięcie się do „linii Focha", Lenin korzystał z listu Marchlewskiego, przesłanego dwa dni później. Wyrażał w nim sprzeciw wobec sugestii angielskich, ponieważ „linia Focha" odcinała od Polski część Chełmszczyzny, którą Niemcy przyłączyli do Ukrainy, a po drugie przyznawała Polsce tylko część Białostocczyzny, tymczasem powiaty białostocki, sokolski, bielski powinny wejść w skład państwa polskiego. Ludność co prawda białoruska — zauważał Marchlewski — ale katolicka i silnie spolszczona. W dodatku Niemcy wyniszczyli poważnie polskie lasy i pomoglibyśmy Polsce, oddając jej duże obszary leśne.

Żeromski nie mógł o tym wszystkim wiedzieć, ale przebywając podczas ofensywy Armii Czerwonej w 1920 r. w Orłowie, rzekł któregoś dnia do Lechonia, przebywającego tam na leczeniu: Nie ma innej rady, tylko musimy zaraz stworzyć nasz własny rząd bolszewicki. Marchlewski i Leszczyński — to przecież także Polacy. Skłonny jednak do wypowiadania sądów pod wrażeniem chwili, nierzadko pochopnych, zwłaszcza gdy chodziło o sprawy polityczne (prawdopodobnie na to skłócenie wewnętrzne Żeromskiego i kontrowersyjność ocen miała też wpływ gnębiąca go choroba), w których był chwiejny, nazwał później Marchlewskiego wielkorządcą, który sprzedał Moskalowi Polskę. Wypowiedział te słowa po odwiedzeniu Wyszkowa i rozmowie z tamtejszymi księżmi — Mieczkowskim i Modzelewskim, u których przez krótko gościli — Marchlewski, Dzierżyński i Kon w okresie sprawowania władzy przez Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski w Białymstoku. Ciż sami duchowni, jak wiemy z innych źródeł, rozpływali się w pochwałach pod adresem czołowych komunistów polskich... a później na nich psioczyli. Żeromski nie potrafił dostrzec, że na czele TKRP stanęli komuniści polscy popierający politykę Lenina, a więc i jego dążenia do rozstrzygnięcia z Polską na zasadzie porozumienia wszystkich kwestii terytorialnych oraz ustanowienia dobrosąsiedzkich stosunków.
Tamże, s. 104

I jeszcze jeden bardzo wymowny fragment, pokazujący właśnie jaki był stosunek Żeromskiego do agresji na Kijów, co współczesna historiografia raczy przemilczać.


Marchlewski zarzucał Piłsudskiemu, że wszczynając wojnę szaloną z Rosją proletariacką o dzielnice niepolskie, dążąc do narzucenia jarzma polsko-obszarniczego Białorusinom, i Ukraińcom, musiał oddać Polskę na łup reakcji, a tymczasem odepchnął od państwa polskiego lud śląski, na wskroś polski. Z oskarżeniem pod adresem rządu polskiego, który zaniedbując sprawę granic zachodnich i północnych rozpoczął działania wojenne przeciwko Rosji, wystąpił też Żeromski, pisząc wiosną w 1920: Jakiż śmiech pomyśleć, że nie zdobywszy granic zachodu i północy, takie ziemie mając zajechane i wyszarpane przez Niemców w ich niebezpiecznym zazębieniu — my krwią bohaterską naszych rycerzy zlewamy teraz przyczółki mostowe i zdobywamy rzekę Soszę! W pogardzie ma Polskę cały świat robotniczy zachodu. Wdaliśmy się w siepaniny z Moskwą, zaniedbując zachód i morze... Jest faktem niezaprzeczalnym, że ta Moskwa dzisiejsza złożyła uroczystą deklarację niepodległości Polski. (Bicze z piasku).

Wiadomo, że jeszcze przed rozpoczęciem uderzenia na wschód Żeromski wybrał się do Belwederu, aby wyrazić Piłsudskiemu dezaprobatę wobec jego planu. Doszło wówczas do kontrowersji i scysji, jak pisze H. Mortkowicz-Olczakowa, i odtąd rozstali się na zawsze.

Tamże, s.106


poprzedninastępny komentarze