2012-10-31 01:06:27
Przejście od polowania na czarownice radzieckie do polowania na wewnętrznego wroga dokonało się w Polsce płynnie i bezszelestnie. Teoria zamachu smoleńskiego bez trudu toruje sobie drogę na polityczne salony, jest bowiem naturalnym rozwinięciem 'odwiecznego konfliktu', który toczy się w Polsce pomiędzy PO i PiS. Sam 'zamach' to dla PiSu nic innego jak ostateczny dowód na sprzeniewierzenie polskości i kolaborację Donalda Tuska z Władimirem Putinem i mordercami z Katynia.
Konflikt ten ma dwie twarze i dwa oblicza.
Pierwsza twarz to twarz pozorna. Na tym poziomie rzeczywiście chodzi o rzekomy zamach na Lecha Kaczyńskiego i pasażerów oraz załogę Tupolewa. To tutaj właśnie Macierewicz, niczym Chuck Norris pilnuje prawa i porządku będąc ostatnim mężem sprawiedliwości w naszym kraju. To tutaj teorie o trotylu i nitroglicerynie wydają się być tak prawdziwe, że nawet gdyby okazały się fałszywymi należałoby im pomóc i dołożyć nieco od siebie, byle tylko dopełnić obrazu zdrady narodowej i wyjawić straszliwą prawdę prawd.
Druga twarz, schowana za konfliktem pozornym nie objawia się w tak prosty i bezpośredni sposób. To tutaj jednak należy upatrywać prawdziwych przyczyn trwającego sporu.
Dla PiSu katastrofa smoleńska to jedyna prawdziwa szansa na uzyskanie autonomicznej podmiotowości politycznej. Tak naprawdę PiS to PO bis, partia identyczna w kwestiach gospodarczych i niewiele odbiegająca od PO w kwestiach polityki obyczajowej, czy nawet religijnej. Pozostaje jeszcze tylko kwestia polityki zagranicznej. Poza walką o pozór własnej tożsamości (która w warunkach polskich przemienia się w stan permanentnej paranoi) to właśnie drobne różnice w polityce międzynarodowej są dziś prawdziwą osią sporu pomiędzy tymi dwoma partiami.
PiS ciągle kokietuje USA i UE potencjalnie bardziej agresywną polityką zagraniczną skierowaną ku Europie Wschodniej. Smoleńsk to symbol tej polityki, polityki wykraczającej poza wszelkie granice rozsądku. Chodzi tu o nic innego jak o stare, dobre odbieranie wpływów Rosji i granie roli klina pomiędzy Niemcami a Rosją, zgodnie z niemłodą waszyngtońską strategią przyjętą po 1989 roku. Dlatego Kaczyński zabiegał o posłuch w kongresie, dlatego też liczy na bliższą współpracę z USA i odzyskanie projektu tarczy antyrakietowej po możliwym dojściu do władzy Mitta Romneya. Upór PiSu w dążeniu do prawdy o Smoleńsku tylko utwierdzić ma wszystkich w poważnie rusofobicznych zamiarach tej partii i odebrać ma Tuskowi jego zagraniczne poparcie.
Prawdziwa polityka przejawia się w Polsce niemalże wyłącznie w kwestiach stosunku do takich państw jak Ukraina i Białoruś, w kwestiach 'walki o demokrację' na Wschodzie. Reszta to zapychacze.
Spór o Katastrofę Smoleńską to więc spór o stopień reakcyjności społeczeństwa polskiego oraz o poziom reakcyjności polskiej polityki zagranicznej. Spór ten będzie trwał nawet gdy utraci(ł) już wszelkie pozory racjonalności, aż do utraty wszelkiego rozumu i zdrowia psychicznego politycznych aktorów. Wojna polsko-polska, którą nieustannie straszą nas media to przebrana w scenerię smoleńską córka hodowanej u nas nieustannie Wojny polsko-ruskiej.
Katastrofa Smoleńska, jako matka nowej - tym razem wewnętrznej - prawicowej wojny i przeciwieństwo Cudu nad Wisłą stała się bytem ponadczasowym i nieśmiertelnym.
Konflikt ten ma dwie twarze i dwa oblicza.
Pierwsza twarz to twarz pozorna. Na tym poziomie rzeczywiście chodzi o rzekomy zamach na Lecha Kaczyńskiego i pasażerów oraz załogę Tupolewa. To tutaj właśnie Macierewicz, niczym Chuck Norris pilnuje prawa i porządku będąc ostatnim mężem sprawiedliwości w naszym kraju. To tutaj teorie o trotylu i nitroglicerynie wydają się być tak prawdziwe, że nawet gdyby okazały się fałszywymi należałoby im pomóc i dołożyć nieco od siebie, byle tylko dopełnić obrazu zdrady narodowej i wyjawić straszliwą prawdę prawd.
Druga twarz, schowana za konfliktem pozornym nie objawia się w tak prosty i bezpośredni sposób. To tutaj jednak należy upatrywać prawdziwych przyczyn trwającego sporu.
Dla PiSu katastrofa smoleńska to jedyna prawdziwa szansa na uzyskanie autonomicznej podmiotowości politycznej. Tak naprawdę PiS to PO bis, partia identyczna w kwestiach gospodarczych i niewiele odbiegająca od PO w kwestiach polityki obyczajowej, czy nawet religijnej. Pozostaje jeszcze tylko kwestia polityki zagranicznej. Poza walką o pozór własnej tożsamości (która w warunkach polskich przemienia się w stan permanentnej paranoi) to właśnie drobne różnice w polityce międzynarodowej są dziś prawdziwą osią sporu pomiędzy tymi dwoma partiami.
PiS ciągle kokietuje USA i UE potencjalnie bardziej agresywną polityką zagraniczną skierowaną ku Europie Wschodniej. Smoleńsk to symbol tej polityki, polityki wykraczającej poza wszelkie granice rozsądku. Chodzi tu o nic innego jak o stare, dobre odbieranie wpływów Rosji i granie roli klina pomiędzy Niemcami a Rosją, zgodnie z niemłodą waszyngtońską strategią przyjętą po 1989 roku. Dlatego Kaczyński zabiegał o posłuch w kongresie, dlatego też liczy na bliższą współpracę z USA i odzyskanie projektu tarczy antyrakietowej po możliwym dojściu do władzy Mitta Romneya. Upór PiSu w dążeniu do prawdy o Smoleńsku tylko utwierdzić ma wszystkich w poważnie rusofobicznych zamiarach tej partii i odebrać ma Tuskowi jego zagraniczne poparcie.
Prawdziwa polityka przejawia się w Polsce niemalże wyłącznie w kwestiach stosunku do takich państw jak Ukraina i Białoruś, w kwestiach 'walki o demokrację' na Wschodzie. Reszta to zapychacze.
Spór o Katastrofę Smoleńską to więc spór o stopień reakcyjności społeczeństwa polskiego oraz o poziom reakcyjności polskiej polityki zagranicznej. Spór ten będzie trwał nawet gdy utraci(ł) już wszelkie pozory racjonalności, aż do utraty wszelkiego rozumu i zdrowia psychicznego politycznych aktorów. Wojna polsko-polska, którą nieustannie straszą nas media to przebrana w scenerię smoleńską córka hodowanej u nas nieustannie Wojny polsko-ruskiej.
Katastrofa Smoleńska, jako matka nowej - tym razem wewnętrznej - prawicowej wojny i przeciwieństwo Cudu nad Wisłą stała się bytem ponadczasowym i nieśmiertelnym.