Dziecko z matką w zestawie
2013-12-08 19:25:42
Obrazek pierwszy. Sobotnie przedpołudnie. Oglądam powtórkowe odcinki TVN-owskiego serialu "Na Wspólnej". Na ekranie młode bezdzietne małżeństwo Zuza i Kamil dowiaduje się, że dziewczynka, którą chcą adoptować, trafiła do szpitala na skutek zaburzeń poziomu cukru we krwi (dziecko choruje na cukrzycę). Właściwie dowiaduje się tego Zuza, gdy odbiera telefon od opiekunki dziewczynki. Kobieta jest gotowa do wyjścia, śmieje się, wygląda na podekscytowaną. Na wieść o chorobie Uli zastyga, przeżywa – widoczny gołym okiem – wstrząs: w jej oczach pojawiają się łzy, w głosie przerażenie, krzyczy coś do słuchawki, potem do wracającego z pracy męża i wybiega na oślep z mieszkania. Wydawać by się mogło, że przyczyną tak silnej reakcji jest szczególna więź, która połączyła ją z dziewczynką. Nic z tych rzeczy. Ula nie chce, by Kamil i Zuza ją adoptowali: nie chce ich widywać, a gdy się z nimi spotyka, jest milcząca. Również w szpitalu nie chce rozmawiać z potencjalnymi rodzicami adopcyjnymi. Ci, a szczególnie Zuza, nie ustają jednak w wysiłkach, by pozyskać przychylność dziewczynki: rozśmieszają ją, zagadują, zasypują pytaniami, aż wreszcie chore dziecko prosi, by wyszli, gdyż jest zmęczone.

Zmiana wątku. Basia Brzozowska po raz pierwszy od rozwodu ma na dłużej rozstać się z najmłodszym synem. Chłopiec wyjeżdża z ojcem w góry. Kobietę wyraźnie niepokoi ta "męska wyprawa". Wielokrotnie przepytuje syna, czy zabrał ciepłe ubrania, lekarstwa. Następnie przepytuje eksmęża, gdzie się zatrzymają, upewnia się, że będzie pilnował godzin posiłków i zażywania leków przez chłopca. Dopytuje się, o której godzinie wyjadą i dojadą na miejsce. Prosi o telefon. Gdy wychodzą, mężczyzna, z którym aktualnie się spotyka, próbuje ją uspokoić, zainteresować sobą, odwrócić uwagę od chłopca i jego ojca. Nic z tego. Zanim Basia odpłynie w ramiona ukochanego, zdąży wykonać kontrolny telefon do ojca. I na wszelki wypadek do syna.

Obrazek drugi. Popołudniową sobotnią porą przeglądam plotkarskie portale. Krzykliwe nagłówki donoszą: "Matki celebrytki w sklepie z zabawkami!", "Małgorzata Socha z wózkiem w parku!", "Anna Mucha pokazała brzuszek na otwarciu nowego butiku!". I chyba najbardziej zaskakujący: "Brzuszek Katarzyny Cichopek w różowym płaszczyku!".

Obrazek trzeci. W wieczornych "Wiadomościach" słyszę, że policja odwołała poszukiwania tajemniczej niani, która miała spowodować śmierć 4-miesięcznej dziewczynki z Olecka. Matka dziecka kilka tygodni wcześniej stworzyła rysopis kobiety, którą posądziła o uduszenie córki. Teraz jednak przyznała, że całą historię zmyśliła. Co się przydarzyło niemowlęciu?

Mnie jednak nurtuje inne pytanie: co przydarza się kobietom?

Od dłuższego czasu media i popkulturowe produkcje w Polsce w centrum swojej narracji stawiają dziecko. I jego matkę. I to dokładnie w tej kolejności. Dziecko jest dzieckiem już w łonie matki. Niegdyś nazywano je płodem, a o kobiecie w ciąży mówiono per "ciężarna". Dziś kobieta w ciąży jest po prostu matką. Ba, jest matką i przed ciążą, i bez ciąży. Jest nią, gdyż macierzyństwo to główna tożsamość kobiet w Polsce. Seriale, telenowele, produkcje paradokumentalne, pisma kobiece i portale plotkarskie, a często także programy informacyjne pełne są opowieści o kobietach, które są matkami, które marzą o byciu matkami, które żałują, że nie są matkami. Życiowe aspiracje, marzenia, ambicje bohaterek medialnego przekazu zdają się sprowadzać wyłącznie do dziecka: urodzenia go lub adoptowania, a następnie wychowania rozumianego jako poświęcenie mu każdej wolnej chwili, każdej myśli, każdej czynności. Serialowe matki kreowane są na kwoki, które trzęsą się nad swoimi pisklętami, zalewają je czułością, a w rezultacie zamęczają kontrolą. Pragnienie posiadania dziecka staje się kobiecą obsesją, a niemożność zajścia w ciążę dramatem, życiową porażką, której zaradzić ma adopcja, "wynajęcie macicy" innej kobiety, ewentualnie przysposobienie dziecka z pozamałżeńskiego związku partnera. Uparcie powraca w polskich serialach motyw kobiety, która godzi się wychowywać dziecko męża czy partnera, będące owocem jego romansu z inną kobietą. Zdradzona, upokorzona, zraniona? Jak widać, kobieta w Polsce zniesie wszystko, byle tylko zaspokoić "naturalną", "instynktowną" potrzebę posiadania dziecka, a następnie oddać się równie "naturalnej" i "instynktownej" potrzebie uczynienia z dziecka centrum swojego świata.

Wszechobecnemu dyskursowi promacierzyńskiemu towarzyszy w polskich mediach inny: przyspieszonej anihilacji kobiet. Przybiera ona niekiedy groteskowe formy, jak w plotkarskich newsach o "brzuszkach" celebrytek. To "brzuszek", nie kobieta, znajduje się w centrum medialnej narracji: to on jest eksponowany bądź zasłaniany, maskowany lub uwypuklany. Na podstawie stopnia wydęcia "brzuszka" media oceniają, czy ta lub inna celebrytka jest w ciąży i jaki jest owej ciąży stopień zaawansowania. "Brzuszek" przyciąga uwagę, a zatem i pieniądze, co jakiś czas temu zarejestrowały "znane kobiety", stając do wyścigu o tytuł "najbardziej sexy brzuszka". Pięć minut w show biznesie to dziś często "ciążowe story", które ma swój początek (wyznanie o pragnieniu zajścia w ciążę), rozwinięcie (czas na "brzuszek") i zakończenie (poród i obowiązkowa sesja z maluchem na okładce, opatrzona serią zwierzeń o blaskach i cieniach macierzyństwa). Medialne "bycie" kobiet w Polsce jest obecnie "byciem ich brzuszka" lub po prostu "brzuszka", który wybił się na niezależność.

W procesie zaawansowanego treningu kobiet do roli perfekcyjnej Matki Polki/Supermatki/Sexy Mamy celebrytki z "brzuszkiem" pełnią funkcję idealnego wzorca, przykładu godnego naśladowania. Ich opowieści o "brzuszkach" to opowieści o kobiecym kluczu do sukcesu i sukcesie samym, czyli "brzuszku" właśnie. Wyłania się z tych opowieści obraz dobrej matki, a więc tej, która żyje w cieniu "brzuszka": pragnie dziecka najbardziej na świecie, a następnie upatruje w nim sensu swojej egzystencji. Dobra matka pragnie, troszczy się i poświęca. Jest wzorcem wspaniałym, choć niedościgłym. Ale taka już rola wzorca. I treningu, co z przeciętnej kobiety czyni mistrzynię.

Rewersem idealnego macierzyństwa jest nic innego jak macierzyństwo złe, występne, wyrodne. Złe matki to te, które nie dość się starają, które odpuszczają, a niekiedy – w skrajnych przypadkach – posuwają się do przemocy lub zbrodni. Medialne wizerunki dzieciobójczyń, z osławioną "matką Madzi" na czele, prześladują nas seryjnie od miesięcy, spędzając sen z oczu niejednej matki. Dzieciobójczynie funkcjonują w dyskursie publicznym jako przestroga, przypomnienie, że matka może być największym wrogiem swojego dziecka. Ich przykład ma odstraszać, a zarazem mobilizować do jeszcze wydajniejszej pracy nad sobą. Oczywiście dla dobra dziecka.

Czy jest jakieś inne miejsce dla kobiet w Polsce niż to "z dzieckiem w zestawie"?

następny komentarze