2015-07-11 21:37:56
W awangardzie tej antyfeministycznej i antykomunistycznej krucjaty znalazł się Paweł Strawiński, który w lipcowe sobotnie popołudnie postanowił wyjaśnić nam istotę greckiego kryzysu, a ściślej trudnych, opornych wręcz rozmów premiera Aleksisa Ciprasa z przedstawicielami unijnej „trojki” na temat spłaty greckich długów. Ten oto – jak sam się przedstawił – „dziennikarz Onetu i Biznes.pl” napisał artykuł pod jakże wdzięcznym tytułem „«Seksi Aleksi» i «Czerwona Betty». Para, która trzęsie Europą”, gdzie objaśnił sytuację w Grecji i na linii Grecja-UE bynajmniej nie w oparciu o pogłębioną wiedzę ekonomiczną czy choćby politologiczną, ale uciekając się do schematycznych zbitek żywcem wyjętych z taniej prasy bulwarowej. Budując napięcie w iście tabloidowym stylu ów „ekspert” wyjawił taką oto sensację: winę za grecki opór wobec wierzycieli ponosi premier, który nie potrafi sprzeciwić się swojej partnerce Peristerze Batzianie, znanej szerzej jako „Czerwona Betty”. Strawiński z d r a d z a, że Cipras ulega we wszystkim Batzianie, nie umie podjąć żadnej ważnej decyzji bez konsultacji z nią i bardziej niż gniewu „trojki” boi się rozsierdzonej partnerki. Zgroza czy śmiech na sali? Ten radykał, niezłomny lewak, dzielny rewolucjonista, który zagraża jedności Unii i strefy Euro, okazuje się nikim więcej jak zwykłym pantoflem, domowym kapciem, marionetką w rękach kobiety! Posłusznie zgadza się, by rządziła nim baba, daje się trzymać na krótkiej smyczy! Skandal!! Żenada!! Nie to co polscy i zachodni macho-politycy. Ooo, ci wiedzą, jak grać twardo, nieustępliwie, po męsku. Jak nie dać się przeciwnikowi, ograć rywali, rozłożyć konkurentów na łopatki. Albo samemu polec, z honorem ustąpić, poddać się. Być mężczyzną po prostu, a nie „malowaną lalą”, „maminsynkiem”, „ciotą”.
Jeśli Cipras jest w artykule Strawińskiego postacią groteskową, bo „niemęską”, sterowaną, pociąganą za sznurki (o czym świadczyć ma pobieżna rekonstrukcja jego życiorysu, gdzie na każdym kroku natykamy się na „Czerwoną Betty”), to Batziana jest bohaterką demoniczną, monstrualną wręcz. Autor rzutuje na jej osobę wszystkie lęki, obsesje i fantazje na temat kobiet-komunistek, które od dziesięcioleci snują mężczyźni – antykomuniści i seksiści. Stereotyp goni w tekście stereotyp. Batziana źle się ubiera, nie maluje się, nie chodzi do fryzjera, ergo jest zaniedbana, niekobieca. Niekobiecy jest też jej chłód i mściwość („profesor, który przeszkadzał jej w pisaniu pracy doktorskiej, trafił przed sąd” (sic!)), a już najbardziej ambicje polityczne, które realizuje zakulisowo, poprzez swego partnera. Z kolei jako „typowo kobiece” jawi się jej niemal fanatyczne zaślepienie: radykalizm lewicowy, komunistyczny dogmatyzm, ocierające się o śmieszność uwielbienie dla komunistycznych świętych (autor wspomina, że jeden z synów Batziany i Ciprasa ma na imię Enresto, na cześć Che Guevary; podkreśla też, że Batziana, która nie towarzyszy Ciprasowi w zagranicznych podróżach, zrobiła wyjątek dla Moskwy, ponoć z sentymentu do komunizmu radzieckiego typu (sic!)). Batziana jest w swej niekobiecości i zarazem typowej kobiecości (ot, taki paradoks, wypowiedziany na jednym oddechu) śmieszna, ale i groźna, którą to grozę autor unaocznia za pomocą poetyckiej wprost frazy: nazywa ją „komunistką-bojowniczką czerwoną jak spartańska krew”. Brakuje jeszcze na tym portrecie Batziany noża w zębach i trofeum w postaci naszyjnika z męskich genitaliów. Wszak niczym najprawdziwsza wiedźma wykastrowała ona Ciprasa z męskiej stanowczości i decyzyjności, pokazała jemu i światu, kto w tym związku nosi spodnie.
Artykuł Strawińskiego wpisuje się w długą tradycję seksistowskich opowieści o kobietach, których obecność w życiu publicznym widziana jest przez pryzmat genderowych stereotypów. Jednak w tym przypadku mamy do czynienia z seksizmem szczególnego rodzaju: seksizmem, który wyrasta z antykomunizmu, który żywi się głęboką niechęcią do lewicowości jako idei i postawy z definicji emancypacyjnej. Także ten typ seksizmu ma w Polsce i na świecie długą tradycję, by wspomnieć chociażby porewolucyjne żarciki z Lenina, sterowanego rzekomo przez żonę Nadieżdę Krupską do spółki z kochanką Inessą Armand, międzywojenny lęk przed „komunizmem z twarzą Róży Luksemburg”, przed tą plagą „bab z karabinami”, z którą „po męsku”, a więc gwałcąc i mordując, rozprawiali się żołnierze Freikorps (o czym porywająco napisał Klaus Theweleit w Męskich fantazjach, które wkrótce ukażą się w języku polskim), czy powojenne – aż do współczesności – fantazje, obsesje wręcz na punkcie seksualnego temperamentu Wandy Wasilewskiej, Julii Brystigier, Heleny Wolińskiej i wielu innych komunistek – tych krwiożerczych bestii, z prawdziwą lubością opisywanych przez mitomanów nazywających siebie historykami. Pisałam już o tym, przekonana, że omawiam zjawisko historyczne. Dzięki Pawłowi Strawińskiemu zrozumiałam, że nie jest to temat zamknięty: że dopóki żyć i działać będą mężczyźni i kobiety o lewicowych, w tym zwłaszcza uchodzących za radykalne, poglądach, dopóty w mocy pozostaną wszystkie podlane seksistowskim sosem antykomunistyczne klisze. Wizja komunizmu jako świata na opak – świata nietradycyjnych ról płciowych i relacji rodzinnych – ma bowiem za zadanie odstraszać i zniechęcać tych wszystkich, którym już teraz nie podobają się istniejące nierówności klasowe, ogromne rozwarstwienie i niesprawiedliwa dystrybucja dochodów. Tym wszystkim wkurzonym i zbuntowanym, kibicującym Grecji w jej twardych negocjacjach z unijną „trojką”, podsuwa się karykaturę „zniewieściałego” Ciprasa trzymanego na krótkiej smyczy przez „Czerwoną Betty”. Oto prawda o greckiej rewolucji, oto prawda o lewactwie! Czy naprawdę chcecie t a k i e j alternatywy? A co jeśli chcemy?