2011-10-05 11:22:11
"Wróć Nergalu do metalu
Zdaje się, że główni aktorzy skandalu związanego z zatrudnieniem zawodowego gitarzysty, wokalisty i satanisty Darskiego w TVP zapomnieli, że metal to nie festiwal w Opolu, a Nergal to nie Połomski. A może jeszcze sobie wyobrażają, że żyjemy w cywilizowanym kraju, gdzie nie ma krucjat i cenzury, a w bajki o rogatym diable mało kto wierzy?!!!
Zabawne, w jak silne podniecenie wprawiono gawiedź. Uśmiać się można ze śmiechu jak pszczoła, patrząc na niesłychane zaskoczenie i oburzenie głównych aktorów widowiska, czy jak kto woli autorów skandalu. Wiedzieli w co pchają łapska. Darski (pseudonim Nergal jest tu nie na miejscu bo dotyczy jego twórczości, a tu występuje jako celebryta) – że ta forma sztuki, która uprawia i jej otoczka, w mediach głównego nurtu Polsce nie przejdzie, telewizja publiczna wiedziała kto zacz ów Darski i czym się para, niejaki Nowak Ryszard reprezentujący „obrońców wiary” – że pchaniem się z cenzurą w dość ograniczony krąg sztuki podziemnej zrobi z siebie idiotę, bo tam cenzura nie sięga. Przejrzyjcie w Empikach „branżowe” periodyki metali. Nowak jest wdzięcznym tematem wszelkich żartów i cała metalowa wiara zamiast się go bać, leje z gościa do rozpuku. Bo metal, moi mili funkcjonuje na specyficznych zasadach. Istnieje poza mainstreamem i tylko dzięki wiernym maniakom. Większość kapel nie utrzymuje się tylko z muzyki, którą tworzy. Pracują zwykle zarobkowo, przeważnie w branży muzycznej, ale nie tylko. To jest podziemie podziemia, nieosiągalne dla cenzorów wszelkiej maści. Nieliczni, najwybitniejsi weterani sceny w tym Behemoth mogą pozwolić sobie na utrzymywanie się tylko z działalności zespołu. Nergal znany jest w środowisku z perfekcjonizmu w muzyce ale i z perfekcjonizmu w marketingu i promocji zespołu, a sam Behemoth w USA jest potęgą na scenie metalowej. I to gwarantuje niezależność i możliwość nieliczenia się z cenzurą. Jedyna represją nałożoną na Nergala za podarcie Biblii na koncercie, mógł być tylko wyrok skazujący za obrazę uczuć religijnych. Należy przyjąć z zadowoleniem, że takowy nie zapadł. Nie dlatego żeby były obawy, że go zamkną, bo wyrok za to mógłby być tylko niewielki i w zawiasach, nie dlatego też, że mógłby dostać grzywnę, bo na biednego nie trafiło. Wyrok za obrazę uczuć religijnych to byłby prawdziwy krok wstecz o pięć wieków!!! Paweł Jasienica przytacza pewną, wielce dziś na czasie, historię z Lublina. Otóż „W 1564 roku stanął przed sadem sejmowym w Lublinie młodu arianin, Erazm Otwinowski, który podczas procesji w Lublinie wyrwał księdzu monstrancję (a więc w doktrynie kościelnej sakrament, który jest realnym ciałem Chrystusa, czyli w hierarchii sacrum stopi najwyżej!!! - przyp. aut.) i podeptał ją. Bronił oskarżonego Mikołaj Rej; - Otwinowski winien zapłacić z zniszczoną kosztowność a jeśli Pan Bóg uważa się za obrażonego, to niech sam sobie wymierza sprawiedliwość wywodził i przekonał posłów(…) Prymas Jakub Uchański wcale się wypadkiem lubelskim nie przejął”
Żeby lepiej zorientować się w istocie skandalu z Darskim roli głównej, kilka historii i faktów ze świata metalu jest się przyda, a dobrze też mieć jakiś racjonalny, własny pogląd na całe zjawisko death metalu, satanizmu i czego tam jeszcze. Niestety z popularnych mediów dostać można ledwie dyletancka papkę.
Młodzież w wieku +40 pamięta, że kolebką metalu jest Birmingham. Stamtąd pochodzą absolutni klasycy: Black Sabbath i Judas Priest - te dwa zespoły zdefiniowały podstawy heavy metalu. Już 1968 roku Ozzy Osbourne swoim obłąkanym głosem wyśpiewywał teksty o śmierci, potępieniu, szatanie i okultyzmie. Parę lat później Rob Halford zainicjował sceniczny image macho - skóry, ćwieki, gwoździe itp. Również w Birmingham narodził się kolejny ekstremalny nurt w muzyce – death metal i grind core. Głowna gałęzią gospodarki tej ponad milionowej metropolii był przemysł samochodowy, miały tam fabryki Jaguar i Land Rover, w wyniku czego Birmingham „stało się miastem klasy robotniczej, na której nader wyraźnie odcisnęły swe bolesne piętno rządy konserwatywnego gabinetu Margaret Thatcher. Brak praw pracowniczych i ograniczenia w sektorze usług społecznych były jednymi z problemów, które nie pozostały bez wpływu na rodziny punk rocka …” jednak nie tylko punk rock „…ale i bardziej hałaśliwe dźwięki okazały się narzędziem społecznego i politycznego sprzeciwu srodze rozczarowanej angielskie młodzieży. Rychło gwałtowniejsza druga fala punka, uosabiana przez anarchistyczne grupy takie jak Crass, The Exploited i Discharge rozpoczęła uwalnianie nagromadzonej wściekłości…” – pisze dziennikarz muzyczny Albert Mudrian w książce „Wybierając śmierć. Niewiarygodna historia death metalu i grind core'a”. Ale to było za mało, wkurwiona młódź w drugiej połowie lat 80, postanowiła grać jeszcze szybciej i ciężej, wyładować jeszcze więcej gniewu. Punk to było za mało. Trzeba było sięgnąć po ciężar metalu, punkowy gniew i podkręcić szybkość. Musiało być brutalnie i ekstremalnie. Ta pierwsza fala death metalu i grindu miała ciekawy sposób na popularyzację swoich dokonań. Nazywało się to tape – trading. Kapele nagrywały marnej jakości kasety demo na Grundigu wujka i rozsyłały to innym kapelom i fanom pocztą. Goście kopiujący i wysyłający te kasety nazywali siebie „wytwórnią i menagerem”. Taka pierwszą wytwórnią była Earache. To profesjonalizująca się z wolna Earache skonsolidowała scenę i ostatecznie zdefiniowała gatunek muzyczny. Ten ekstremalny rodzaj muzyki, plującej na wszelkie świętości, rząd, kapitalizm i religię promowała jednakowoż brytyjska stacja publiczna - BBC mianowicie. Nieżyjący już legendarny dziennikarz muzyczny John Peel był ojcem chrzestnym tej muzycznej ekstremy. Do legendy przeszło już jak zauroczony genialną prowokacją muzyczną Napalm Death puszczał 60 razy jednego dnia ich kawałek „You Suffer”, a mógł i więcej bo utwór trwa … nieco ponad sekundę. Wcześniej, na początku lat 80 BBC rejestrowała koncerty jawnie satanistycznego Venom – praojców black metalu. W konserwatywnej Anglii przeszły teksty nawołujące do demolki systemu, makabryczne opowieści o ekshumacjach celem konsumpcji, negujące religię na wszelkie możliwe sposoby, bajki o szatanie itp. Nikt Peela z roboty nie wypieprzył, a arcybiskup Canterbury nie wystosował anatemy. No cóż, Angole są pewnie tak przezorni, że nie tylko noszą parasol przy pogodzie, ale tez rejestrują wszelkie przejawy twórczości w swoim kraju. A nuż się okaże kiedyś, że to jakieś dobro kulturowe. Ale tak czy owak, metal zawsze funkcjonował najlepiej w podziemiu, na uboczu i poza oficjalnym nurtem.
W małym, jedenastotysięcznym miasteczku Donzdorf w powiecie Göppingen w Badenii-Wittenbergii w Niemczech działa największa obecnie metalowa wytwórnia płytowa. Jej fenomen polega na tym, że jest to firma wtopiona w lokalna społeczność. Pracują tam sami miejscowi, wokół wytwórni powstała taka społeczna więź, która w Niemczech nazywa się Gemeinschaft. Telewizja Planete jakiś czas temu wyemitowała film o tym miasteczku i wytwórni. Dwa ujęcia oddaja tamten klimat. Na pierwszym widać jak w lokalnej knajpie długowłose „szatany” siedzą i gaworzą z miejscowymi chłopami przy piwku. A zjeżdża ich się tu pełno z całego świata. Na drugim pracownik firmy mówi, że takie małe miasteczka mają najlepszy klimat dla metalu, z dala od blichtru i wyścigu szczurów. A mówi prawdę bo z kolei najlepszy i największy festiwal metalowy na świecie odbywa się już od 20 lat we wsi Wacken w Szlezwik-Holsztynie. Imprezę co roku otwiera występ lokalnej orkiestry strażackiej. Iw tym ma przewagę ten festiwal na przystankiem Woodstock, że nikt tam nie wygłupi się jak Owsiak i nie zaprosi żadnego indywiduum pokroju Balcerowicza, uosabiającego najgorsze cechy znienawidzonego systemu, finansjery, guru japiszonów, czy innego buca udającego autorytet.
Metal jest dla maniaków. Dopóki pozostanie w tej niszy, dopóty będzie miał ten niepowtarzalny klimat i charakter. Wszelkie próby zdobycia popularności na siłę przez kapele metalowe kończyły się taka sromotą, jak choćby wypociny w stylu country and western sztandarowej niegdyś Metalliki. I każdego metalowca sromota ta dosięgnie, bo fani metalu są mało tolerancyjni dla komerchy. Może i nie są intelektualistami, ale popkultura w tym środowisku jest obciachem. Większości metali zwisa gilem jak biegunka Rysia z Klanu, czy Nergal dorabia w TV, dopóki Behemoth nie zacznie grać pastorałek. Większość z nas nie liczy na obecność metalu w TVP, bo go tam nie będzie. Tak jak nie ma i będzie tam jazzu, muzyki klasycznej, ligi polskiej, dobrych dokumentów, filmów na przyzwoitym poziomie w porze dla normalnych ludzi, a nie lunatyków i upiorów. I w ogóle niczego nie będzie. Bo TVP realizuje misję poprzez „Kocham cie Polsko” tańce celebrytów ze zwierzętami i takie tam odpustowo jarmarczne rozrywki.
To po cholerę im Nergal? Śmiem twierdzić, że potrzebny był im w charakterze oswojonego dzikusa, żeby kawalerowie i panienki z dobrych mieszczańskich domów mogli sobie z mrowieniem w lędźwiach i podbrzuszach popatrzeć, a nobliwe matrony wyczekiwać w modlitwie, aż ten bluźnierca, niewątpliwie uleczony przez Boga z ciężkiej choroby, ukorzy się i rewokuje, czyli wedle kościelnej terminologii odwoła herezje i wróci na łono kościoła. A Darski okazję wykorzystał i z właściwą sobie pedantycznością zadbał o finansową stronę tego cyrku i tak ustalił kontrakt, że odszkodowanie za zerwanie kontraktu naraziłoby TVP na duże straty. Ostatecznie ściśnie kasę i wróci do grania metalu dla tego samego wąskiego kręgu fanów, bo popularność celebryty raczej sprzedaży płyt nie zwiększy.
W sumie to metal i historia na tym nie ucierpią ale póki co ludek boży można diabłem postraszyć, to się straszy. Chyba rację miał Anton La Vey pisząc, że szatan jest najlepszym przyjacielem Kościoła bo dzięki niemu kościół robi interesy już od 2000 lat. Przynajmniej w Polsce to działa.