2013-06-09 21:15:27
Ruchowi Narodowemu warto przyglądać się nie tylko po to, by straszyć nim dzieci. Od narodowców można uczyć się, jak mobilizować ludzi i budować inkluzywny ruch polityczny.
Podczas wczorajszej konferencji na UW z Maciejem Gdulą i Joanną Erbel zastanawialiśmy się, jak możliwe jest skonstruować masowy sojusz klasy średniej z klasą ludową, który byłby w stanie przeciwstawić się polityczno-biznesowej elicie III RP i działać na rzecz równości i sprawiedliwości społecznej.
W tym samym czasie nieopodal odbywał się Kongres Ruchu Narodowego, na którym to, co my rozpatrywaliśmy teoretycznie, działo się w praktyce. Obawiam się, iż próba zjednoczenia „mas” przeciwko „elicie” pod sztandarami faszyzującego nacjonalizmu może się powieść, gdyż:
1. Narodowcy otwarcie mówią o barbarzyństwie kapitalizmu:
Oczywiście, swoje diagnozy ubierają w prostackie i brutalne słowa, ale dzięki temu ich przekaz jest skuteczny.
Świat, który dziś nazywa się neoliberalnym z liberalizmu wziął tylko jedno: bezlitosną egzekucję długów razem z lichwiarskim procentem: stabilność budżetową. I mimo frazesów o wolności jest to świat neofeudalny, świat cofnięty o lat kilkaset, którego jedyną zasadą gdzieś tam w głębi jest to, że ten, kto ma więcej pieniędzy, może zrobić, co chce z tym, co ma mniej pieniędzy. A z takim, który nie ma pieniędzy w ogóle, może wszystko. Ten świat mówi też, że państwa, które są bogatsze, mogą robić, co chcą z państwami, co są mniej bogate.
(Ziemkiewicz, mowa na Kongresie RN)
Taki przekaz może trafić do większości Polaków, której nie trzeba przekonywać, że kapitalizm to brutalna władza bogatych nad biednymi, bo spotykają się z nią na każdym kroku. Wraz z pogłębiającym się kryzysem, retoryka antykapitalistyczna będzie coraz skuteczniej mobilizowała polityczną energię.
2. Narodowcy precyzyjnie określają swojego wroga
Narodowcy dobrze wiedzą, kto jest winny obecnej sytuacji:
Ruch Narodowy stoi naprzeciwko całej klasy politycznej, naprzeciwko elit III RP. Chcemy im powiedzieć wyraźnie: wasz czas dobiega końca. Nie wierzymy w system, który zbudowaliście w naszym kraju. Gardzimy wami: politykami z łaski obcych, bogaczami z przekrętów.
(Winnicki, mowa na Kongresie RN)
Na poziomie diagnozy w zasadzie można by się z Winnickim zgodzić. Polskie elity zostały w dużej mierze wytworzone poprzez przetasowanie Okrągłego Stołu, który poza usunięciem cenzury, wprowadzeniem uczciwych wyborów itp. utworzył też nową elitę polityczno-biznesową, która porzucając ideały Solidarności i tracąc jakikolwiek kontakt z masowym i demokratycznym ruchem społecznym brutalnie przeorała polskie społeczeństwo, doprowadzając do powstania gigantycznych sfer nędzy, wyzysku i alienacji, a to wszystko pod hasłem „liberalnej demokracji”.
Paradoks oczywiście polega na tym, że Winnicki mówi nie o Balcerowiczu i MFW, ale o „pedałach i lewactwu”:
[Krytyka Polityczna, Ruchu Palikota i SLD] z Polską i polskością nie mają nic wspólnego. To ideologiczna agresja, którą musimy odeprzeć. Albo my, albo oni. To jest wojna.
Głównym wrogiem okazują się nie nowe elity, lecz lewica. To jest oczywiście całkowicie idiotyczne, ale sam pomysł wskazania konkretnych winnych należy uznać za słuszny. Oczywiście, nie mówię, że należy kogokolwiek wieszać na latarniach, ale trzeba się zastanowić, jak konstruktywnie wykorzystać potencjał szczerej i uzasadnionej ludowej odrazy do elit III RP, w szczególności odrazy do tych tzw. przedsiębiorców, którzy dorobili się na przekrętach i kradzieży publicznego majątku. Dobrze opowiedziany przypadek skrajnej niesprawiedliwości może skuteczniej obnażyć ludowi mechanizmy wyzysku niż wszystkie tomy „Kapitału”. (Do głowy przychodzi mi na przykład pewien warszawski kamienicznik, którego nazwiska nie zamierzam cytować, bo planuję dożyć osiemdziesiątki.)
3. Narodowcy nie boją się niespójności
„Pacewicz pisze bez sensu, narodowcy nie są żadnymi antykapitalistami, przecież to wolnorynkowcy, a częściowo korwiniści” - taki zarzut sam się tutaj narzuca i jest on o tyle trafny, co zupełnie nie na temat. Poglądy ekonomiczne członków Ruchu Narodowego wahają się pomiędzy całkowitą apologią status quo a infantylną fantazją anarchokapitalistyczną. Oczywiście, gdyby udało im się przejąć stery nad ministerstwem gospodarki i finansów, najprawdopodobniej nie zmieniliby nic, jednak na poziomie pragmatyki politycznej ta niespójność nie jest przeszkodą.
Ba, niespójność poglądów i środowisk w ramach Ruchu Narodowego jest warunkiem sine qua non ich skuteczności, gdyż dzięki niej są w stanie (w przeciwieństwie do pryncypialnych i nierzadko skłóconych ruchów lewicowych) połączyć różne środowiska i grupy społeczne pod wspólnym, (antysystemowym i faszystowskim jednocześnie) zawołaniem „Czołem wielkiej Polsce”.
4. Narodowcy są inkluzywni
Siła mobilizująca tego zawołania leży w jego nawiązaniu do dobrze zadomowionych na polskim gruncie dyskursu patriotycznego oraz jego całkowitej bez-sensowności, to znaczy w jego całkowitym braku odniesienia do czegokolwiek.
Dzięki tym dwóm warunkom – nawiązaniu do zrozumiałego języka i maksymalnie pustemu hasłu przewodniemu - nacjonaliści są w stanie budować inkluzywną strukturę polityczną, do której mogą zapisać się osoby nie posiadające pieniędzy, wykształcenia, obycia ani wiedzy – czyli właśnie przedstawiciele wyzyskiwanych klas ludowych i niższych frakcji klasy średniej. Czyli najbardziej poszkodowani przez kapitalizm.
Oczywiście, język nacjonalistów nie jest niewinny – jego inkluzywność zbudowana jest na ekskluzji lesbijek, imigrantów, ateistów, feministek, muzułmanów. Tak samo niewinna nie jest militarystyczna estetyka ani faszystowska apologia przemocy. Wydaje się jednak, że pewna archaiczność nacjonalistycznej frazeologii i negatywne skojarzenia historyczne, które budzi, są jak na razie raczej hamulcem dla rozwoju Ruchu Narodowego niż jego paliwem. Jeżeli po najbliższych wyborach Ruch Narodowy nie będzie rządził (w koalicji z PiS i PSL), to wyłącznie przez zbyt nachalne odwoływanie się do tradycji faszystowskiej.
Krytykując treść przekazu narodowców, trzeba jednak przyjrzeć się jego formie.
Jeżeli bowiem kiedykolwiek w Polsce ma powstać antykapitalistyczny i demokratyczny ruch, który będzie rzeczywiście inkluzywny i rzeczywiście masowy, to musi otwarcie mówić o barbarzyństwie kapitalizmu nie bojąc się wskazać winnych niesprawiedliwości. Musi być szeroką i nieco niespójną koalicją. Musi wreszcie być otwarty na ludzi „z ulicy” – to znaczy posługiwać się prostymi hasłami i odnosić się do frazeologii zakorzenionej w społecznej świadomości, na przykład do dziedzictwa "Solidarności".
Tego wszystkiego można uczyć się od Ruchu Narodowego.