2011-02-23 01:19:42
Nie da się zaprzeczyć, iż obecne dramatyczne wydarzenia w Libii są rezultatem tej samej fali, która, wpierw wezbrawszy w Tunezji, rozlała się szeroko po całym świecie arabskim, po drodze obalając Mubaraka w sąsiednim Egipcie i podmywając kilka innych tronów.
Zarazem należy zachować bardzo daleko idącą ostrożność w wyszukiwaniu łatwych analogii pomiędzy sytuacją w Egipcie czy Tunezji, a Libią, której przypadek jest zaprawdę unikalny.
Przede wszystkim, Zin Al-Abidin Ben Ali jak i Hosni Mubarak mogli co najwyżej pomarzyć o stopniu władzy, jaki jest udziałem pułkownika Kaddafiego, czy latach, nazwijmy to, jego praktyki. Kaddafi miał ich ponad czterdzieści na przekształcenie Libii, a nawet więcej: na stworzenie własnego systemu, w którym każda nitka władzy znajduje się w jego rękach. Nie było to tylko kwestią czasu, jakim dysponował. Do przechwycenia władzy w kraju wystarczyło swego czasu zajęcie radiostacji i naczelnego dowództwa przez małą grupkę oficerów. Przez następne dekady Kaddafi po prostu pracowicie wypełnił próżnię instytucjonalną młodego, słabego państwa tak, aby nic nie mogło odbyć się bez niego. Ani obaleni przywódcy, ani ci, którzy obecnie mają pełne powody do zaniepokojenia, jak choćby Emir Bahrajnu czy Baszar Al-Assad w Syrii, nie mieli tak sprzyjających warunków. Każdy z nich przejął już ustanowiony system i żaden, pomimo niewątpliwie dyktatorskiego charakteru rządów, żaden nie był aż w takim stopniu jednowładcą. Przypomnijmy, że w Egipcie to silna i, jak się okazało, niezależna w momencie kryzysu, armia postanowiła nie stawać po stronie satrapy.
Innym zasadniczym elementem jest kwestia istnienia, czy też braku, opozycji. Jak pokazały wydarzenia w Egipcie, kraju o wiele ludniejszym i, chociażby przez to, dużo trudniejszym do kontroli, opozycja mogła się sprawnie, mimo wieloletnich utrudnień ze strony odpowiednich służb oraz wewnętrznej niejednolitości, zorganizować wokół wspólnego celu obalenia dyktatora. W Libii, kraju o nieporównywanie silniejszym systemie kontroli społecznej (już przy pierwszych niepokojących sygnałach dochodzących z Tunisu, Kaddafi wyłączył sieć telefonów komórkowych), opozycja jako organizacja jest znikoma, albo koncentruje się na emigracji.
Oczywiście, nie oznacza to bynajmniej, że to, co się obecnie dzieje w Libii, nie jest wyrazem ogromnego buntu społecznego. Tak, możemy mówić wręcz o narodowym powstaniu i trudno się doprawdy dziwić tysiącom demonstrantów, którzy wreszcie postanowili powiedzieć „dość!”
Niestety, inaczej niż w Egipcie, nie możemy mieć większej nadziei na nadanie powstaniu, niezbędnej do dalszego działania organizacji, ani też liczyć na przychylność ze strony pewnych elementów rządowych. Kaddafi zdaje sobie z tego sprawę i jest przekonany, że o ile tłum jako taki nie zmiecie go z tronu, to nie ma nikogo innego zagrożenia. Wie też zarazem, że musi utrzymać się za wszelką cenę, bo w przeciwnym razie marny jego los w konfrontacji z masami.
Przypadek Libii jest unikalny: unikalnie dramatyczny. Jeżeli istnieje odpowiedź na pytanie, jak załatwić sprawy, wychodząc naprzeciw słusznym żądaniom zdesperowanych mas i unikając kompletnej masakry, to nie można w jej poszukiwaniu bezmyślnie się sugerować przykładem np. Egiptu, tylko starać się zrozumieć specyfikę kraju niemal od podstaw stworzonego przez człowieka, który teraz wysyła myśliwce przeciwko swemu ludowi. A to wszelkie przewidywania są bardzo trudne i nie napawają optymizmem.
Zarazem należy zachować bardzo daleko idącą ostrożność w wyszukiwaniu łatwych analogii pomiędzy sytuacją w Egipcie czy Tunezji, a Libią, której przypadek jest zaprawdę unikalny.
Przede wszystkim, Zin Al-Abidin Ben Ali jak i Hosni Mubarak mogli co najwyżej pomarzyć o stopniu władzy, jaki jest udziałem pułkownika Kaddafiego, czy latach, nazwijmy to, jego praktyki. Kaddafi miał ich ponad czterdzieści na przekształcenie Libii, a nawet więcej: na stworzenie własnego systemu, w którym każda nitka władzy znajduje się w jego rękach. Nie było to tylko kwestią czasu, jakim dysponował. Do przechwycenia władzy w kraju wystarczyło swego czasu zajęcie radiostacji i naczelnego dowództwa przez małą grupkę oficerów. Przez następne dekady Kaddafi po prostu pracowicie wypełnił próżnię instytucjonalną młodego, słabego państwa tak, aby nic nie mogło odbyć się bez niego. Ani obaleni przywódcy, ani ci, którzy obecnie mają pełne powody do zaniepokojenia, jak choćby Emir Bahrajnu czy Baszar Al-Assad w Syrii, nie mieli tak sprzyjających warunków. Każdy z nich przejął już ustanowiony system i żaden, pomimo niewątpliwie dyktatorskiego charakteru rządów, żaden nie był aż w takim stopniu jednowładcą. Przypomnijmy, że w Egipcie to silna i, jak się okazało, niezależna w momencie kryzysu, armia postanowiła nie stawać po stronie satrapy.
Innym zasadniczym elementem jest kwestia istnienia, czy też braku, opozycji. Jak pokazały wydarzenia w Egipcie, kraju o wiele ludniejszym i, chociażby przez to, dużo trudniejszym do kontroli, opozycja mogła się sprawnie, mimo wieloletnich utrudnień ze strony odpowiednich służb oraz wewnętrznej niejednolitości, zorganizować wokół wspólnego celu obalenia dyktatora. W Libii, kraju o nieporównywanie silniejszym systemie kontroli społecznej (już przy pierwszych niepokojących sygnałach dochodzących z Tunisu, Kaddafi wyłączył sieć telefonów komórkowych), opozycja jako organizacja jest znikoma, albo koncentruje się na emigracji.
Oczywiście, nie oznacza to bynajmniej, że to, co się obecnie dzieje w Libii, nie jest wyrazem ogromnego buntu społecznego. Tak, możemy mówić wręcz o narodowym powstaniu i trudno się doprawdy dziwić tysiącom demonstrantów, którzy wreszcie postanowili powiedzieć „dość!”
Niestety, inaczej niż w Egipcie, nie możemy mieć większej nadziei na nadanie powstaniu, niezbędnej do dalszego działania organizacji, ani też liczyć na przychylność ze strony pewnych elementów rządowych. Kaddafi zdaje sobie z tego sprawę i jest przekonany, że o ile tłum jako taki nie zmiecie go z tronu, to nie ma nikogo innego zagrożenia. Wie też zarazem, że musi utrzymać się za wszelką cenę, bo w przeciwnym razie marny jego los w konfrontacji z masami.
Przypadek Libii jest unikalny: unikalnie dramatyczny. Jeżeli istnieje odpowiedź na pytanie, jak załatwić sprawy, wychodząc naprzeciw słusznym żądaniom zdesperowanych mas i unikając kompletnej masakry, to nie można w jej poszukiwaniu bezmyślnie się sugerować przykładem np. Egiptu, tylko starać się zrozumieć specyfikę kraju niemal od podstaw stworzonego przez człowieka, który teraz wysyła myśliwce przeciwko swemu ludowi. A to wszelkie przewidywania są bardzo trudne i nie napawają optymizmem.