2014-04-25 16:52:44
Chciałoby się wierzyć, iż przyjęta pod dyktando przez Sejm RP „uchwała kanonizacyjna” była tylko i wyłącznie pokazówką: żenującą, zawstydzającą, miejscami wręcz śmieszną, ale pozbawioną jakiegokolwiek realnego pokrycia. Niestety, ów urzędowy hołd ma znacznie szerszy, szkodliwy dla nas wszystkich wymiar.
Po pierwsze, przyjmując uchwałę, parlamentarzyści postawili poza nawiasem tak chętnie przywoływanej w tekście „wspólnoty narodowej” (czyli społeczeństwa) wszystkich, którzy z tezami nie zgadzają: ateistów, osoby innego wyznania, ale też tysiące katolików, którzy wbrew intencjom Episkopatu mają odwagę patrzeć krytyczniej na stan kościoła i „dokonania” Jana Pawła II. Uchwała, na szczęście, nie ma mocy wykonawczej, lecz niejako sankcjonuje podział na tych „dobrych” i tych „mniej dobrych” (bo rozbijających jedność „narodowej wspólnoty”) Polaków.
Po drugie, przyklepanie uchwały bez dyskusji, nie różni się w niczym od praktyk z poprzedniego systemu (w którym się ponoć raz na zawsze rozstaliśmy). Jest jedna, ustalona odgórnie prawda, którą wszyscy mają zaakceptować bez szemrania. Idol wprawdzie nieco inny, lecz wszystko poza tym zostało po staremu.
Po trzecie, uchwała, w samym brzmieniu sprzeczna z konstytucyjnym zapisem o świeckości i neutralności światopoglądowej, jest potwierdzeniem statusu katolicyzmu, w jego najbardziej reakcyjnym wydaniu, jako religii państwowej. A kościoła jako nadrzędnej instytucji.
Właściwie nie ma się co dziwić. Charakter uchwały kanonizacyjnej nie jest niczym nowym. Po prostu potwierdzono stan rzeczy jeszcze jednym urzędowym stemplem.
Po pierwsze, przyjmując uchwałę, parlamentarzyści postawili poza nawiasem tak chętnie przywoływanej w tekście „wspólnoty narodowej” (czyli społeczeństwa) wszystkich, którzy z tezami nie zgadzają: ateistów, osoby innego wyznania, ale też tysiące katolików, którzy wbrew intencjom Episkopatu mają odwagę patrzeć krytyczniej na stan kościoła i „dokonania” Jana Pawła II. Uchwała, na szczęście, nie ma mocy wykonawczej, lecz niejako sankcjonuje podział na tych „dobrych” i tych „mniej dobrych” (bo rozbijających jedność „narodowej wspólnoty”) Polaków.
Po drugie, przyklepanie uchwały bez dyskusji, nie różni się w niczym od praktyk z poprzedniego systemu (w którym się ponoć raz na zawsze rozstaliśmy). Jest jedna, ustalona odgórnie prawda, którą wszyscy mają zaakceptować bez szemrania. Idol wprawdzie nieco inny, lecz wszystko poza tym zostało po staremu.
Po trzecie, uchwała, w samym brzmieniu sprzeczna z konstytucyjnym zapisem o świeckości i neutralności światopoglądowej, jest potwierdzeniem statusu katolicyzmu, w jego najbardziej reakcyjnym wydaniu, jako religii państwowej. A kościoła jako nadrzędnej instytucji.
Właściwie nie ma się co dziwić. Charakter uchwały kanonizacyjnej nie jest niczym nowym. Po prostu potwierdzono stan rzeczy jeszcze jednym urzędowym stemplem.