2010-07-05 11:40:09
Mimo, że nowym prezydentem zostanie Bronisław Komorowski zwycięzcą tych wyborów został Jarosław Kaczyński.
Tak mała przewaga oznacza z pewnością dalszą polaryzację i dwubiegunowość w polityce, ale przede wszystkim utratę przez PO argumentu w postaci blokowania przez "nieodpowiedzialnego" prezydenta pakietu ustaw przegotowywanych przez rząd PO, a obietnic wygłaszanych przez Komorowskiego w czasie kampanii było co nie miara.
Donald Tusk ma więc problem, gdyż to on będzie musiał spłacać ten wyborczy dług Komorowskiego. A już we wrześniu rząd zdecyduje jak będzie wyglądał nowy budżet na 2011 rok i okazać się może, że dalsze zaciskanie pasa będzie koniecznością i obietnice wyborcze prysną jak bańka mydlana.
I tu pojawia się szansa dla Jarosława Kaczyńskiego, który mając za sobą 8 milionów Polaków będzie mógł skutecznie przedstawiać się wyborcom jako skuteczny recenzent rządu i jedyna nadzieja na powstrzymanie Tuska i jego ekipy. A, że PiS odzyskał w tej kampanii zdolność koalicyjną- może rządzić zarówno z PSL jak i SLD- to ból głowy PO staje się jeszcze większy.
W pierwszym słowach Jarosław Kaczyński podziękował słynnemu ruchowi 10 kwietnia, bez którego jak sam przyznał "nie byłoby go tutaj"- w domyśle dziękował TYP, Pospieszalskiemu i Solidarnym 2010. Jeśli prezes utrzyma retorykę wyborczą, może okazać się, że za rok będzie jeszcze silniejszy, a wręcz będzie mógł świętować zwycięstwo.
Jaka więc będzie prezydentura Komorowskiego? Trudno sobie wyobrazić, żeby mógł zrobić coś bez porozumienia z Tuskiem, choć lekkim zaskoczeniem było, że w pierwszych słowach nie zwrócił się do premiera dziękując mu za wsparcie.
Czy jego prezydentura będzie tylko dekoracyjna, gdzie pierwszoplanową rolę będą odgrywały dywany i żyrandole zależy od niego samego. Pozwólmy PO cieszyć się sukcesem, który jest jednocześnie sporym bólem głowy.
Tak mała przewaga oznacza z pewnością dalszą polaryzację i dwubiegunowość w polityce, ale przede wszystkim utratę przez PO argumentu w postaci blokowania przez "nieodpowiedzialnego" prezydenta pakietu ustaw przegotowywanych przez rząd PO, a obietnic wygłaszanych przez Komorowskiego w czasie kampanii było co nie miara.
Donald Tusk ma więc problem, gdyż to on będzie musiał spłacać ten wyborczy dług Komorowskiego. A już we wrześniu rząd zdecyduje jak będzie wyglądał nowy budżet na 2011 rok i okazać się może, że dalsze zaciskanie pasa będzie koniecznością i obietnice wyborcze prysną jak bańka mydlana.
I tu pojawia się szansa dla Jarosława Kaczyńskiego, który mając za sobą 8 milionów Polaków będzie mógł skutecznie przedstawiać się wyborcom jako skuteczny recenzent rządu i jedyna nadzieja na powstrzymanie Tuska i jego ekipy. A, że PiS odzyskał w tej kampanii zdolność koalicyjną- może rządzić zarówno z PSL jak i SLD- to ból głowy PO staje się jeszcze większy.
W pierwszym słowach Jarosław Kaczyński podziękował słynnemu ruchowi 10 kwietnia, bez którego jak sam przyznał "nie byłoby go tutaj"- w domyśle dziękował TYP, Pospieszalskiemu i Solidarnym 2010. Jeśli prezes utrzyma retorykę wyborczą, może okazać się, że za rok będzie jeszcze silniejszy, a wręcz będzie mógł świętować zwycięstwo.
Jaka więc będzie prezydentura Komorowskiego? Trudno sobie wyobrazić, żeby mógł zrobić coś bez porozumienia z Tuskiem, choć lekkim zaskoczeniem było, że w pierwszych słowach nie zwrócił się do premiera dziękując mu za wsparcie.
Czy jego prezydentura będzie tylko dekoracyjna, gdzie pierwszoplanową rolę będą odgrywały dywany i żyrandole zależy od niego samego. Pozwólmy PO cieszyć się sukcesem, który jest jednocześnie sporym bólem głowy.