Powrót Jedi
2010-10-03 16:47:40
Pierwsze co zwróciło moją uwagę na Kongresie Ruchu Poparcia Palikota „Nowoczesna Polska” to wcale nie prezentowane postulaty, ani nowa fryzura lidera zjazdu facebookowego. Przyciągnął ją nienowoczesny, a raczej nienowy prowadzący. Czy to jakiś stary liberał z dawnego ROAD, Unii Wolności bądź Partii Demokratycznej, który był także dysydentem w PRL i teraz namaścił posła milionera? Gdzieżby! To gość, który swoim charakterystycznym stylem mówienia umilał w niedzielne popołudnia zmagania Strong-Manów, a następnie uprzykrzał życie telewidzom w reklamie płynu do naczyń. Skoro zaczęło się tak ciekawie, to należało pozostać przy odbiornikach…

A później pożałować, że się zostało. Po motywie z „Odysei Kosmicznej” można było odnieść wrażenie, że leci już tylko coś, co przypomina fabułę „Gwiezdnych Wojen”. Dawno, dawno temu w odległej galaktyce władzę przejął Imperator Kaczyński, który miał zamiar stworzyć quasi-faszystowską IV RP, odsuwając elity dotychczas panującego zakonu. Oczywiście w zespół z Darthem Tuskiem – niegdyś członkiem tychże elit, a dziś znajdującego się po ciemnej stronie mocy. Po latach dupowatych i zgnuśniałych rządów syn polityczny szefa Platformy Obywatelskiej, Janusz Skywalker postanawia wstąpić na ścieżkę mocy Jedi oraz przywrócić ład i porządek w galaktyce. Ma to być powrót Jedi, będący jednocześnie zemstą elit na Donaldzie Tusku, który im różne rzeczy obiecał w zamian za pomoc w walce z Kaczyńskimi, a następnie jakby o wszystkim zapomniał.

Dlatego Palikot przejmuje dawne hasła Platformy, jak jednomandatowe okręgi wyborcze, likwidacja Senatu, szybkie zakładanie firmy, a z drugiej strony dodaje nowe – legalizacja związków partnerskich i rozdział Kościoła od państwa – które głoszone już były przez środowisko „Gazety Wyborczej”. Jest też podstawowa różnica - dziesięć lat temu trzech tenorów budowało partię postpolityczną, ponieważ istniały nastroje zniechęcenia społecznego wobec polityki. Dziś Palikot buduje partię o charakterze lewicowym na fali ostatnich protestów pod pałacem prezydenckim wobec tzw. obrońców krzyża, którzy zawłaszczali dla swojej ideologii państwo, naród i obywateli. To zadaje kłam jednej z tez lidera nowego ruchu, że on będzie prowadził społeczeństwo, a nie doganiał, jak robią to ci najwięksi politycy. On robi to samo, co Tusk, Pawlak i Kaczyński, wskakuje w język, dyskurs liberalizmu obyczajowego stworzony przez „Wyborczą”. Nie tworzy nic nowego w sensie dyskursywnym, a będzie doganiać.

Mimo zasadnych postulatów w kwestiach obyczajowych, ma to wciąż mało wspólnego z jakąkolwiek lewicą. Niektórzy popierają go, jak na przykład prof. Magdalena Środa, z na pewno szlachetnych pobudek, lecz nie dostrzegają podstawowej sprawy – dopóki hasła kulturowe nie będą szły w parzę z socjaldemokratyczną wizją społeczno-gospodarczą, nie będą hasłami lewicowymi. Ewentualne zwycięstwo Palikota w walce o prym po lewej stronie sceny politycznej będzie de facto jej zawężeniem. Nie zmieszczą się już idee równości ekonomicznej, stając się domeną „radykałów” i populistów. Prośba profesor Środy, by w programie znalazła się polityka społeczna jest wygórowanym życzeniem – takich postulatów nie ma w dyskursie liberalnym w Polsce.

Postulaty polityczne budzą śmiech równie spory, jak zapowiedź zbudowania struktur w całym kraju w kilka miesięcy przez polityka, który nie potrafił zapanować nad lubelskimi strukturami PO. Na przykład jednomandatowe okręgi pokazują nieznajomości tego mechanizmu w ogóle. Taki system wyłaniania posłów miałby być wybieraniem konkretnych ludzi, a nie przedstawicieli partii. W rzeczywistości stanowi zagrożenie dla demokracji i powoduje takie anomalnie, jak w Wielkiej Brytanii, gdzie w 1951 roku większość głosów zdobyli laburzyści, ostatecznie zaś wygrali konserwatyści. A jest śmieszne, bo dla samej partii Palikota JOW stanowi śmierć polityczną. System jednomandatowy jest jak druga tura wyborów, wygrywa ten, który zgarnie ponad połowę głosów. Na razie jedyne co zebrał ponad połowę Janusz Palikot to procenty w plebiscycie, komu najbardziej Polacy nie ufają. Jego donkiszoteria w świetle ogłoszenia, że idzie się do parlamentu tylko po to, aby samego siebie załatwić, nabiera nowego znaczenia.

Krótko mówiąc, cała prezentacja Janusza Palikota była tak sztuczna, jak efekty specjalne w starych „Gwiezdnych Wojnach”. Niby ciekawe fajerwerki, a jednak (prawie) wszyscy dostrzegają, że to ściema. Krytyka aktualnych partii, że pieniądze z budżetu przeznaczają na spoty wyborcze jest mało wiarygodne w ustach człowieka, którego jedynym środkiem politycznym przez ostatnie pięć lat był marketing, który stanowił chodzącą reklamę samego siebie. Groteską jest to, że chęci do budowy „Nowoczesnej Polski” rości sobie wydawca tygodnika „Ozon”, który był trybuną poglądów prawego skrzydła Prawa i Sprawiedliwości – radykalnie konserwatywnego.

Jeśli chodzi o nazwę nowego ruchu/partii/stowarzyszenia, to też ciekawa sprawa. I bardzo symptomatyczna, bowiem okazuje się, że Palikot świadomie bądź nie podkradł nazwę Fundacji Nowoczesna Polska, której prezesem jest związany ze środowiskiem „Krytyki Politycznej” Jarosław Lipszyc. Przywłaszczył identycznie, jak swoje skóry: na początku konserwatysty, później błazna, a teraz lewicowca. Mimo sporu o nazwę, liderem Nowoczesnej Polski już od dawna jest właśnie Jarosław Lipszyc. Jego organizacja wprowadza w życie teorię społeczeństwa informacyjnego, zaprzęga Internet w walce o równe szanse w dostępie do edukacji – tworząc chociażby projekt wolnelektury.pl. Nowoczesna Polska powinna mieć za główny cel ideę równości. Jeśli tak nie będzie, to wszystkie przywileje, o które walczy Palikot będą dostępne jedynie dla elit z wielkich miast, między innymi tych zebranych na jego Kongresie. Poseł z Lublina przegrywa z tego względu z Jarosławem Lipszycem i nawet gość od Strong-Manów mu nie pomoże.

poprzedninastępny komentarze