2013-06-07 21:10:38
Twitter Radosława Sikorskiego to źródło niezwykle interesujących informacji, przeważnie dotyczących samego Radosława Sikorskiego - informacje z partyzanckiej (terrorystycznej?) przeszłości ministra mieszają się z linkami do wywiadów w światowej prasie i doniesieniami o twardych działaniach w obronie polskiego interesu. Wśród tych ostatnich moją uwagę zwróciła informacja o namawianiu sojuszników z NATO do wydawania co najmniej tyle co Polska na "zdolności obronne".
"Polska zachęca innych sojuszników, aby robiły to, co my, aby wszyscy wydawali co najmniej tyle, co Polska, na zdolności obronne, czyli blisko tej sumy 2 proc. PKB" - podkreślił szef dyplomacji, nawiązując do ustawy o finansowaniu sił zbrojnych, która gwarantuje, że budżet obronny wynosi 1,95 proc. PKB." - można przeczytać w depeszy PAP.
Od razu przypomniał mi się raport Transnational Institute na temat wydatków na broń w UE w czasie kryzysu, przedstawiony przez kolektyw roarmag.org. Okazuje się, że namawianie do zwiększania wydatków na zbrojenia jest zbędne, bo i tak rosną, mimo tego że pod pretekstem kryzysu we wszystkich innych dziedzinach szuka się oszczędności. Co ciekawe, bardzo szybki wzrost wydatków na zbrojenia miał miejsce w krajach najsilniej dotkniętych przez kryzys: Grecja wydawała w ostatnich latach dwukrotność unijnej średniej, wydatki Hiszpanii wzrosły o 29%, Cypru - o 50. Oczywiste wydaje się pytanie o zasadność naśladowania tej polityki.
Najciekawsze dane dotyczą jednak wpływu inwestycji w poszczególne sektory gospodarki na powstawanie miejsc pracy.
Inwestycje w służbę zdrowia, infrastrukturę, edukację, transport publiczny tworzą więcej miejsc pracy niż wydatki na zbrojenia. I, w przeciwieństwie do nich, przynoszą społeczeństwu wiele innych korzyści. Może więc zamiast namawiać "sojuszników" do wydawania tyle co Polska na wojsko, skupmy się na tym, żeby to Polska wydawała tyle, ile przeciętny europejski kraj na służbę zdrowia, edukację, transport? Może zapisać w ustawie obowiązek przeznaczania 2% budżetu na naukę, bo obecne 0,5% wygląda naprawdę żenująco. Na pewno nie za czasów Sikorskiego i Tuska - trzeba więc się zbroić, ale w cierpliwość.
"Polska zachęca innych sojuszników, aby robiły to, co my, aby wszyscy wydawali co najmniej tyle, co Polska, na zdolności obronne, czyli blisko tej sumy 2 proc. PKB" - podkreślił szef dyplomacji, nawiązując do ustawy o finansowaniu sił zbrojnych, która gwarantuje, że budżet obronny wynosi 1,95 proc. PKB." - można przeczytać w depeszy PAP.
Od razu przypomniał mi się raport Transnational Institute na temat wydatków na broń w UE w czasie kryzysu, przedstawiony przez kolektyw roarmag.org. Okazuje się, że namawianie do zwiększania wydatków na zbrojenia jest zbędne, bo i tak rosną, mimo tego że pod pretekstem kryzysu we wszystkich innych dziedzinach szuka się oszczędności. Co ciekawe, bardzo szybki wzrost wydatków na zbrojenia miał miejsce w krajach najsilniej dotkniętych przez kryzys: Grecja wydawała w ostatnich latach dwukrotność unijnej średniej, wydatki Hiszpanii wzrosły o 29%, Cypru - o 50. Oczywiste wydaje się pytanie o zasadność naśladowania tej polityki.
Najciekawsze dane dotyczą jednak wpływu inwestycji w poszczególne sektory gospodarki na powstawanie miejsc pracy.
Inwestycje w służbę zdrowia, infrastrukturę, edukację, transport publiczny tworzą więcej miejsc pracy niż wydatki na zbrojenia. I, w przeciwieństwie do nich, przynoszą społeczeństwu wiele innych korzyści. Może więc zamiast namawiać "sojuszników" do wydawania tyle co Polska na wojsko, skupmy się na tym, żeby to Polska wydawała tyle, ile przeciętny europejski kraj na służbę zdrowia, edukację, transport? Może zapisać w ustawie obowiązek przeznaczania 2% budżetu na naukę, bo obecne 0,5% wygląda naprawdę żenująco. Na pewno nie za czasów Sikorskiego i Tuska - trzeba więc się zbroić, ale w cierpliwość.