2013-10-08 21:27:06
"Osoby, które straciły wczoraj życie na Lampedusie, mężczyźni, kobiety, chłopcy, dziewczynki, od dziś są włoskimi obywatelami". Te słowa wypowiedział włoski premier Enrico Letti ogłaszając żałobę narodową po tym, jak ponad 250 osób próbujących przedostać się z Libii do Europy zginęło u wybrzeży tej wyspy, będącej jednym z głównych punktów do których docierają uznawani za nielegalnych imigranci.
Wypowiedź premiera Włoch jest podwójnie symboliczna. W intencji Lettiego miała na pewno uhonorować ofiary tragedii. Lecz tak naprawdę pokazała ogrom hipokryzji z jaką traktowani są migranci przez europejskich polityków. W tej samej chwili gdy upamiętnia się ofiary, ci którzy przeżyli katastrofę mogą oczekiwać jedynie na deportację i kary pieniężne.
To efekt prawa, które zakazuje pobytu we Włoszech osobom, które nie mają pracy ani środków na swoje utrzymanie. Prawo dotyczące migracji nakazuje również odsyłać imigrantów do krajów z których przybyli - w przypadku Włoch jest to Libia, państwo, w którym trudno mówić o bezpieczeństwie i prawach człowieka.
Wszystko to jest tylko częścią spójnej polityki Unii Europejskiej w stosunku do próbujących przedostać się do Europy. Nie dopuścić do tego za wszelką cenę. Sposobów jest wiele: opłacanie reżimów państw, z których wyruszają migranci, aby do tego nie dopuszczały - umowy tego typu podpisały m.in. Włochy z Libią (za rządów Kaddafiego) oraz Hiszpania z Marokiem. Jeśli już uda się wyruszyć, łodzie z migrantami bywają zawracane przez straże przybrzeżne, co wiąże się z ogromnym niebezpieczeństwem - łodzie przygotowywane przez przemytników nie są przygotowane na dłuższą trasę niż planowana.
Przerażająca jest sytuacja w Grecji. Portal roarmag.org opisuje historię uchodźcy z Syrii, który po tym jak przybył z rodziną na jedną z wysp udał się na poszukiwanie pomocy. Został aresztowany, a gdy po sześciu tygodniach pozwolono mu powrócić do żony i dzieci, ci już nie żyli. Obowiązujące prawo zabrania udzielania pomocy migrantom pod groźbą skonfiskowania samochodów, łodzi czy budynków, w których znaleźliby się "nielegalni" imigranci. W tej sytuacji pomoc migrantom jest aktem, na który mało kto się decyduje. A trafiający na skaliste wysepki uchodźcy są pozostawiani sami sobie.
Skala tragedii u wybrzeży Lampedusy zwróciła na kilka dni uwagę mediów i polityków. Tymczasem co miesiąc około pięćdziesięciu osób ginie próbując przedostać się do Europy. Wielu z nich można byłoby uratować, gdyby zmieniła się unijna polityka migracyjna. Do śmierci wielu europejskie służby przyczyniły się bezpośrednio. Ale ich śmierć - z perspektywy Brukseli - nie jest problemem. Nad martwym imigrantem można nieszczerze zapłakać i przejść do innych tematów. Żywi są "problemem", i będą nim tak długo, jak długo nie zmieni się postawa Unii wobec próbujących się tu przedostać, zdesperowanych ludzi.
Wypowiedź premiera Włoch jest podwójnie symboliczna. W intencji Lettiego miała na pewno uhonorować ofiary tragedii. Lecz tak naprawdę pokazała ogrom hipokryzji z jaką traktowani są migranci przez europejskich polityków. W tej samej chwili gdy upamiętnia się ofiary, ci którzy przeżyli katastrofę mogą oczekiwać jedynie na deportację i kary pieniężne.
To efekt prawa, które zakazuje pobytu we Włoszech osobom, które nie mają pracy ani środków na swoje utrzymanie. Prawo dotyczące migracji nakazuje również odsyłać imigrantów do krajów z których przybyli - w przypadku Włoch jest to Libia, państwo, w którym trudno mówić o bezpieczeństwie i prawach człowieka.
Wszystko to jest tylko częścią spójnej polityki Unii Europejskiej w stosunku do próbujących przedostać się do Europy. Nie dopuścić do tego za wszelką cenę. Sposobów jest wiele: opłacanie reżimów państw, z których wyruszają migranci, aby do tego nie dopuszczały - umowy tego typu podpisały m.in. Włochy z Libią (za rządów Kaddafiego) oraz Hiszpania z Marokiem. Jeśli już uda się wyruszyć, łodzie z migrantami bywają zawracane przez straże przybrzeżne, co wiąże się z ogromnym niebezpieczeństwem - łodzie przygotowywane przez przemytników nie są przygotowane na dłuższą trasę niż planowana.
Przerażająca jest sytuacja w Grecji. Portal roarmag.org opisuje historię uchodźcy z Syrii, który po tym jak przybył z rodziną na jedną z wysp udał się na poszukiwanie pomocy. Został aresztowany, a gdy po sześciu tygodniach pozwolono mu powrócić do żony i dzieci, ci już nie żyli. Obowiązujące prawo zabrania udzielania pomocy migrantom pod groźbą skonfiskowania samochodów, łodzi czy budynków, w których znaleźliby się "nielegalni" imigranci. W tej sytuacji pomoc migrantom jest aktem, na który mało kto się decyduje. A trafiający na skaliste wysepki uchodźcy są pozostawiani sami sobie.
Skala tragedii u wybrzeży Lampedusy zwróciła na kilka dni uwagę mediów i polityków. Tymczasem co miesiąc około pięćdziesięciu osób ginie próbując przedostać się do Europy. Wielu z nich można byłoby uratować, gdyby zmieniła się unijna polityka migracyjna. Do śmierci wielu europejskie służby przyczyniły się bezpośrednio. Ale ich śmierć - z perspektywy Brukseli - nie jest problemem. Nad martwym imigrantem można nieszczerze zapłakać i przejść do innych tematów. Żywi są "problemem", i będą nim tak długo, jak długo nie zmieni się postawa Unii wobec próbujących się tu przedostać, zdesperowanych ludzi.