"Pewni ludzie"
2011-10-11 20:25:50
„Mamy dziś największy kryzys od 80 lat i jego konsekwencje odczuwają wszyscy. Kryzys jest wynikiem nieodpowiedzialnych działań pewnych ludzi. Dziś wszyscy oglądamy tych samych ludzi, którzy próbują przywrócić stare reguły gry(1)“ – tymi słowami Barack Obama skomentował falę protestów w Stanach Zjednoczonych, zapoczątkowanych okupacją Wall Street.

Z kolei „Inside Job“ - reklamowany jako „pierwszy materiał filmowy dokumentujący szokującą prawdę o kulisach kryzysu ekonomicznego z 2008 roku”(2) - za główny powód globalnego krachu podaje ludzką chciwość.

Zupełnie mnie te argumenty nie przekonują. Chciwość jest skutkiem, a nie przyczyną. Efektem aspiracji, które z kolei są przedmiotem edukacji, a ta - niezbywalnym elementem socjalizacji. Ciąg "socjalizacja-edukacja-aspiracje" tworzą elementarz kapitalizmu. Mamy różne możliwości te aspiracje realizować. Stajemy przed różnymi barierami - w tym moralnymi - na drodze osiągania celów. Jeśli ktoś jest autorem nadużyć - legalnych czy nielegalnych, prawnych czy bezprawnych - to ważne jest, by uniemożliwić mu ich kontynuowanie oraz przede wszystkim zadośćuczynić ich ofiarom. Nikt nie jest jednak ani "po prostu" chciwy, podobnie jak nikt nie jest chciwości "po prostu" pozbawiony. Wbrew popularnemu psychologizowaniu to mechanizmy społeczne decydują o naszych cechach, nie odwrotnie. Dlatego to mechanizmy społeczne domagają się w pierwszej kolejności analizy, a nie ludzkie wredności. Kłopot w tym, że słowa w rodzaju "struktura" są piekielnie nudne, gdy pod ręką leżą nazwiska, twarze i sensacyjne wiadomości, ile kosztował czyjś garnitur.

Mówienie o „pewnych ludziach“ nieuchronnie prowadzi do teorii spiskowych. Wbrew pozorom nie jest od nich daleko do latarni, na których wiszą wrogowie ludu. Bo skoro winę ponoszą "pewni ludzie" - wystarczy ich odseparować lub wyeliminować, a problem zostanie rozwiązany. Czyż nie taką logiką rządzi się większość dzisiejszych państw ze swoim zapleczem więzień?

"Pewni ludzie", "określone środowisko", „wiadome kręgi“ - do tej pory tego typu czarnych eufemizmów pełno było w publicystyce prawicowej. Wystarczy wspomnieć początek artykułu Rafała Ziemkiewicza: „Wpływowe środowiska [wszystkie podkreślenia moje.AZ] postawiły sobie za cel dogłębne przekształcanie polskiej świadomości. Chcą wykorzenić z naszej mentalności kultywowane przez wiele dawnych pokoleń przekonanie, że jesteśmy narodem bohaterów, i zastąpić je poczuciem winy «narodu sprawców»”. Zilustrowany odpowiednim zdjęciem, przekaz autora nie pozostawiał wątpliwości:


Screenshot z dnia 8.10.2011

Ostatnio klasyczne figury fobicznego języka - w Polsce używane najczęściej w dyskursie antysemickim - wychodzą spod desek każdej politycznej sceny. Gdy tego typu retoryka przenika na lewicę, robi się naprawdę groźnie. Okupacja Wall Street, entuzjastycznie opisywana choćby na Lewicy.pl, także obfituje w personalizację kapitalizmu. Tam także sięgnięto po stereotyp bogatego Żyda i Żyda-bankiera, by wskazać winnych, a wielotysięcznych protestów izraelskich z ostatnich miesięcy przeciwko inwestowaniu w zbrojenia, armię i tzw. "bezpieczeństwo" protestujący z OWS nie dołączyli do długiej listy pozytywnych punktów odniesienia. Może dlatego, by także w ten sposób zbojkotować Izrael jako okupanta. Głośne milczenie o protestach w Izraelu wybrzmiało jeszcze lepiej dzięki niektórym protestującym, według których "pewni ludzie" to Żydzi, którzy wysysają krew z biednych Amerykanów.








Łatwość wzbudzania nienawiści, rozhuśtania emocji, zarządzania frustracją, kanalizowania choćby najbardziej słusznego gniewu w kierunku choćby i najbardziej chciwych ludzi - wszystko to wydaje mi się ani trochę mniej niebezpieczne niż sama chciwość. Tymczasem populistyczna tendencja narasta po każdej stronie sceny politycznej. Podobnie jak idąca z nią w parze tendencja do przeceniania roli jednostki i aktów ludzkiej woli. W obu sloganach - o "pewnych ludziach" i o "chciwości" - pobrzmiewa wiara w woluntaryzm i chyba najbardziej prymitywny z indywidualizmów. Oba nie dziwią na prawicy, są do przewidzenia u liberałów, na lewicy zaskakują. No, chyba, że nazwalibyśmy "lewicą" narodowych socjalistów, jak chcieliby tego publicyści spod znaku IPN.

Przewrotność dzisiejszych czasów polega na tym, że coraz trudniej będzie jasno zdefiniować, co jest emancypacyjne, a co reakcyjne. Coraz trudniej będzie działać tak, by nie dostać braw z niewłaściwej strony. Coraz więcej przekonań, haseł i ruchów będzie wpisywać się w zbyt wiele kontekstów, by można je było skontrolować, lub choćby przewidzieć. Tej wielowymiarowości sprzyja tempo rozprzestrzeniania się informacji o poczynaniach innych oraz kumulacja doświadczenia w tworzeniu skutecznych subwersji.

Islamofobiczni rasiści, którzy ogłaszają się obrońcami praw kobiet, antyklerykałowie, którzy w imię oświecenia stają w jednym szeregu z tutejszym klerem, by zakazać budowy meczetów, komuniści i anarchiści, których wyobraźnia o wolności kobiet nie sięga dalej niż wizerunek słodkiego kociaka lub uzbrojonego wampa(3), przedstawiciele polskich środowisk żydowskich, którzy promują film o protofaszystowskiej organizacji syjonistycznej "Betar" - film wybielający za jednym zamachem i polskich faszystów spod znaku przedwojennego ONR, i ekspansję Izraela, propalestyńskie organizacje lewicowe, które bojkotują solidarność z ofiarami antysemityzmu - wszystko to każe przewidywać, że być może pozostanie bezruch. Może ten paraliż będzie ostatnim z wyborów do dokonania. Może jednak lepszym niż kusząca lewicowych działaczy łatwizna personifikowania i wskazywania wroga, zaprzestania żmudnych, trudnych i nudnych dociekań przyczyn na rzecz palenia stosów pod winnymi.

1. http://wyborcza.pl/1,75477,10432157,Ameryka_burzy_sie_przeciw_bankierom.html#ixzz1aBixvOg4
2. Inside Job, reż. Charles Ferguson, 2010
3. http://cia.media.pl/precz_z_seksistowska_ppp


poprzedninastępny komentarze