2012-03-21 15:18:54
„To przejaw coraz poważniejszego problemu – braku szacunku wobec zmarłych i wobec żywych (...). Zjawisko niszczenia grobów, które nasiliło się w Polsce i innych krajach w ciągu ostatnich kilkunastu lat, jest zatrważające.” (Gazeta Wyborcza 21/3/2012)
Z równym powodzeniem można by rzec, że jest to przejaw obserwowanej dziś na artystycznych salonach Europy ekspansji rzeźbiarstwa w kamieniu. Albo że zwolennicy kary śmierci przez powieszenie postanowili w tak niecodzienny sposób przypomnieć swoje postulaty. Albo że jakiś Żyd chciał zamanifestować swoją tożsamość wybierając ku temu przypadkowe miejsce. Albo że na nagrobku pojawił się dziwny geometryczny wzór, być może symbol jakiejś nowej subkultury młodzieżowej.
Absolutnie nie można natomiast rzec, że jest to przejaw pewnego zjawiska, które bywało motorem takich – i nie tylko takich – czynów od wieków. Bywało, bo przecież nie bywa. Zjawiska, którego nazwy nie wymienię, bo poza przewrażliwionymi histeryczkami, które mają na jego punkcie obsesję, nikt o zdrowym rozsądku nazwy tej nie używa, a i pewnie ledwo co ją pamięta.
Słowo to słusznie znikło już ze szkolnych podręczników, encyklopedii, słowników. Polskich i katolickich na pewno, bo może i jest to problem "innych krajów", ale ani on Polaków, ani katolików. Słowo to, zdaje się, zaczynało się na literę „a”, w środku miało jakieś „semi”, a kończyło się tradycyjnie: yzmem.