boże, mógłbyś sobie darować te antyteoretyczne manifesty i głupkowate (ponieważ odbieram to "performatywnie") uwagi o heteronormatywności - chyba, że jedynym celem jest, aby czytała cię ekipa z "obywatela", to wtedy, oczywiście przyjęta strategia jest na 5 z wielkim plusem. dogadasz się z nimi z łatwością. dla nich też wszystko jest proste.
chcę aby mojego bloga czytali różni ludzie i właśnie dlatego wyśmiewam pseudointelektualny bełkot mający tworzyć pozory elitarności, a w rzeczywistości odpowiedzialny za oddalanie się sporej części lewicy od zwykłego człowieka (według niektórych ktoś taki nawet nie istnieje - czyżby świat składał się z ngosowców, subkulturowców i walczących z heteronormatywnością "intelektualistów"?).
P.S. Jakoś nie mam alergii na środowisko Obywatela, choć w wielu rzeczach się z tymi ludźmi nie zgadzam.
moim zdaniem, prawie wszystko jest skomplikowane.
A świat jest prosty chyba dla twoich idoli, których zdaniem za wszelkie zło odpowiają heteronormatywność i patriarchat (i jeszcze etnopluralizm).
zgadzam się. jako anarchista, spokojnie mogę przystać na prawo do intelektualno-teoretycznej ignorancji, z którego nadzwyczaj często korzystasz. twoja rzecz.
...co innego natomiast, gdy piszesz, że coś jest "pseudointelektualnym bełkotem" lub "akademickim konstruktem teoretycznym" (co jak sądzę ma wskazywać, że pewne problemy zostały jedynie sztucznie wygenerowane przez intelektualistów uniwersyteckich, np. heteronormatywność, i tym podobne; a więc problemy, o których nikt z "klasyków" nie pisał.).
warto mieć ku temu jakieś przesłanki - i nie mówię tu o tym, że coś się trudno czyta i stąd nie wchodzi to do główki tak szybko, jak bakunin, czy kropotkin .to zdecydowanie za mało,żeby coś nazwać "bełkotem" - żeby coś się nim stało musi zostać porządnie teoretycznie skrytykowane, a nie jedynie obszczekane.
potrafiłbyś skrytykować naukowców, którzy wprost piszą lub pisali o heteronormatywności np. pierra bourdieu? tak czy nie? skoro coś dla ciebie jest teoretycznym bełkotem to znaczy, że to bardzo dobrze znasz, prawda? więc jak?
życzę ci żeby "prawdziwi ludzie" czytali twoje komentarze o prawdziwych problemach prawdziwego świata!
ależ ja nie mam idoli, co najwyżej autorytety. różnica jest taka, że spokojnie mogę czerpać z wielu źródeł, nie mając przy tym jakiegoś poczucia braku "odpowiedzialności teoretycznej".
np. red. cisza pochyla się nad "zwykłym człowiekiem (prawdziwym)", bo uważa, że współcześni humaniści już tego nie robią, co gorsza, "odciągają" innych od tej czynności - co jest bzdurne (może jakiś przykład?hm?). stąd, jeżeli w teorii cokolwiek lub ktokolwiek abstrahuje od "zwykłego człowieka", to jest to podejrzane.
[swoją drogą to ciekawe, jaki IDEOLOGICZNY model "człowieczeństwa" stoi za takim patrzeniem na kwestie teorii, czy szerzej, jej związku z praktyką społeczną i polityczną. konserwatyzm? kim jest ten "zwykły człowiek", który będzie czytał tego bloga? z góry dzięki za odpowiedź!]
zasada autorytetu padła już pod koniec średniowiecza. Dlatego mylisz się, twierdząc że wieszczenie o heteronormatywności należy traktować poważnie, bo wieszczy o niej też Bourdieu.
Bourdieu jest francuskim goszystą. Jego kumple ideowi nie tak dawno głosili, że Mao stworzył dzięki rewolucji kulturalnej społeczeństwo doskonale egalitarne albo że Pol Pot wyzwolił Kampuczę z systemu globalnego kapitalizmu.
To raczej Ty powinieneś przekonać, co jest takiego ważnego i ciekawego w ideologii heteronormatywności, że warto o niej bić pianę.
Śmiejac sie z intelektualnego bełkotu śmiejesz sie sam z siebie - polecam wypowiedz hrabiego Ponimirskiego "Karjera Nikodema Dyzmy"
Pozdrawiam: a
Gdzie konkretnie Bourdieu pisze o heteronormatywności (artykuł , książka)? To ze jego metoda analizy i spojrzenie na rzeczywistość sspołeczna (pojecia takie jak habitus czy przemoc symboliczna) jest stosowana przez feministki i środowiska lgtb to sie zgadza ale gdzie on sam o tym pisze?
ot proszę bardzo, rzut okiem na regał obok monitora i co widzę pomiędzy "kapitałem" marksa, a wykładami freuda? ni mniej, ni więcej tylko "męską dominację" pierra bourdieu. ale zapewne dałem się zwieść gejowskiej interpretacją doszukując się w tej pozycji jakichś uwag na temat heteronormatywności, i kiedy ten pisze o reżimie normy seksualnej ("poddaniu się normom"), czy o "porządku heteronormatywnym" i zorganizowanej "gejowskiej"/"lesbijskiej" na nie odpowiedzi, itp., itd., to zapewne ma na myśli warzywniak na rogu lub widok z okna.
To było pytanie o bourdieu a nie komentarz mający wykazać rzekoma niekompetencje (co najwyzej pokazujace braki w mojej wiedzy ale obiecuje je nadrobić-dlatego tez pytam) :)Coś towarzysz troche nerwowy. Mimo wszystko jednak dziekuje.
Jeżeli chodzi zaś o kwestie heteronormatywnosci i jego doniosłość dla lewicy dzis to cóż kwestia jest dyskusyjna i to nie dlatego ze taki problm nie istnieje ( bo chyba istnieje) ale dlatego ze duzej część lewicy (szczególnie tej "nowej") już niczym innym sie nie zajmuje. Doszło do tego że szybciej usłyszymy że społeczeństwo jest patriarchalne niż że dzieli sie na klasy społeczne ( a już nie daj boże klasy w rozumieniu marksowskim).Dla mnie lewica zajmująca sie tylko czy przede wszystkim kwestiami obyczajowymi jest lewicą rozbrojona i nie zdolną do uderzenia w sedno miłosciwie nam panujacego porządku społecznego. Rozbrojenie to odbywa sie zarówno przez korupcje przez siły zewnetrzne np fundacje typu batorka ( z grantów na obalanie patriarchatu da sie wyżyć podobno) jaki przez narzucenie sobie samemu bardzo hermetycznego, akademickiego języka stosowanego do równie skomplikowanych i erudycyjnych analiz , co automatycznie odcina dostep do lewicowej mysli wiekszości społeczenstwa - skutkiem jest absolutne wyobcowanie nowo lewicowych intelektualisów od szarego obywatela ktory ni w ząb nie rozumie o co własciwie tamtemu chodzi tym bardziej że lewica przestała sie już pochylac nad jego losem (zajeła sie za to uciskanymi środowiskami lgtb)
Z tego co zrozumialem z tego co pisze cisza to właśnie o to mu chodziło- miejsce lewicy nie jest na seminarium o foucault ( a niestety tam ostatnio przebywa najwięcej polskich lewicowców)ani broniącej modnego gejowskiego klubu ale na ulicy, w zakładzie pracy czyli wszędzie tam gdzie istnieje realny konflikt społeczny.
Oczywiście nie znaczy to że nie nalezy napiętnować homofobii, "maczyzmu" itp ale nie mozna też koncentrować sie tylko na tym.
I tyle ode mnie w temacie
P.S
http://www.medialine.pl/artykul.php?getpage_id=9&getsubpage_id=1&artykul_id=522&PHPSESSID=deb22834e7c63c5260d
http://killer-cola.info/
linki obrazujace dośc oczywisty fakt że równe traktowanie środowisk lgbt bynajmniej nie oznacza poszanowanie dla praw człowieka w ogóle ( a szczególnie praw odnoszacych sie do świata pracy)
"Marka Burn należąca do The Coca-Cola Company została nagrodzona przez Fundację Równości nagrodą „Hiacynt” w kategorii „Biznes” za równe traktowanie wszystkich swoich konsumentów, nie wyłączając środowiska LGBT (Lesbian, Gay, Bidexual, Transgender). "
to znaczy, że jak klient kupuje napój marki Burn, to sprzedawca nie sprawdza jego preferencji seksualnych (zapewne w przeciwieństwie do polityki sprzedażowej napojów marek konkurencyjnej firmy na "P")?
Przyznanie nagrody Hiacynta marce Burn otwiera zupełnie nowe możliwości. Należy się spodziewać, że w odwecie tzw. homofobi ogłoszą bojkot marki Burn. Z kolei, dzięki temu czujni wolontariusze Fundacji Równości będą dysponować wreszcie szybkim testem na prawomyślność. Kto nie pije napojów marki Burn, ten faszysta i homofob.