"Świecka lewica" - czytamy - "zaufała radykalnym islamistom, traktując ich jako zjawisko przejściowe".
I podobnie - można dodać - radykalni islamiści zaufali świeckim lewicowcom, traktując ich jako zjawisko przejściowe.
Rację mieli ci drudzy, bo wygrali. Jeśli idzie o moralny wymiar tych kalkulacji, to nie ma różnicy na czyjąkolwiek korzyść.
Chociaż... Ajatollachowie - z wyjątkiem może jednego (o nazwisku chyba Talebani czy Talegani), który miał z lewicą dobre stosunki - uważali, że z reżimem szacha poradzą sobie sami. Do swojej rewolucji nie zapraszali więc okcydentalistycznej lewicy. Bojownicy tej ostatniej zgłosili się do nich jako niezbyt chętnie widziani pomocnicy. A ponieważ chcieli dosiąść konia rewolucji i go opanować, spadli z niego, bo się przeliczyli. Sami sobie zgotowali swój los.
- czytamy - dokonała pogrążenia społeczeństwa w religijnym zabobonie".
Jak obecności tego "zabobonu" można by uniknąć? Wymagałoby to chyba znacznie stosowania znacznie większej dawki przemocy niż mógł sobie na to pozwolić nader autorytarny i "siłowy" reżim szacha. Jak tę przemoc w imię walki z "zabobonem" pogodzić z ideałami emancypacyjnymi?
To jedno. Idąc dalej, potępia się tutaj punkt widzenia polskich mediów (przypuszczalnie za nadmierny okcydentalizm). Wydaje się jednak, że obraz Iranu jako kraju zacofanego, przenikniętego "zabobonem" i terrorem, jaki rysuje się z tej dyskusji, znacznie przelicytowuje antyirańskie demaskacje oficjalnych, czyli prawicowych komunikatorów.
Nieraz występowałem przeciw demonizowaniu PRL ale perspektywa, jaką zaprezentowała tu K.Sz. jest nie do przyjęcia: "co tam terror, zniewolenie, nędza - ważne, że skrobanki były dopuszczalne".
Poza tym - abstrahując od artystycznych i innych walorów "Persepolis" - jakoś nie mam zaufania do dzieł, które wpisują się w kampanie polityczne. W przypadku "Persepolis" jest to nagonka antyirańska, która mogła (może?) się skończyć inwazją na ten kraj.
Dodam, że jestem też przeciwny demonizowaniu Iranu. Powtarzanie sloganów z "Wyborczej" o "skrajnie antyfeministycznej polityce religijnych fundamentalistów" świadczy o nieznajomości realiów. Nie twierdzę, że Iran jest ucieleśnieniem marzeń feministek ale kobiety mają tam prawa obywatelskie (w tym wyborcze) czy prawo do edukacji. Ostatnio czytałem, że wskaźnik feminizacji uniwersytetów jest już tak duży, że zaczęto się tam zastanawiać nad wprowadzeniem jakichś preferencji dla chłopców.
http://www.rp.pl/artykul/98202.html
Iran, podobnie jak Kuba, czy Wenezuela poddawany jest przez polskie media potwornej demonizacji. Nie jestem specjalista od świata islamu, ale z tego co wiem, w porównaniu z Arabią Saudyjską, Afganistanem, Jemenem zakres swobód obywatelskich (także odnośnie kobiet, czy mniejszości narodowych i religijnych) nie przedstawia się najgorzej. Oprócz tego wiele wydarzeń obrasta w mity... "Persepolis" ma olbrzymie zasługi w odczarowaniu orientu, Iran zarówno monarchistyczny, jak i "rewolucyjny" przedstawiony jest jako kraj zamieszkały przez istoty ludzkie żyjące, niezależni od geopolitycznej zawieruchy, swoimi codziennymi problemami.
Dla mnie podobny w swojej wymowie, choć dużo mniej refleksyjny, był irański film "offside", który niestety nie trafił na ekrany plskich kin
http://www.filmweb.pl/Ofsajd,2006,o+filmie,Film,id=300110
ze stwierdzenie o pokazywaniu w "Persepolis" Iranu z punktu widzenia dziewczynki oraz o ukazaniu w nim codziennego zycia jest troche na wyrost. "Persepolis" jest raczej historia opowiedziana przez dorosla kobiete, ktora wzdycha nad swoim trudnym dziecinstwem i dojrzewaniem. I to w niej widac. Mala Marjane nie martwi sie drobiazgami - ja obchodzi wylacznie polityka widziana od dolu. Realiow codziennosci jest tam niewiele - sa realia polityczne i ich odbior przez zwyklych ludzi. W tym sensie mozna uznac, ze ci ludzie sa "z krwi i kosci". Ale ci ludzie nie zyja swoimi codziennymi sprawami w trudnych czasach - codziennosc jest tylko tlem i "wycinkiem" wydarzen politycznych.