a wiele z "propracowniczych" zapisów kodeksu pracy to zawracanie głowy. To zniechęca do zatrudniania pracowników. A w polskich realiach biedny=bezrobotny. Przypominam, że w państwach mających liberalny rynek pracy, jak USA, bezrobocie praktycznie nie istnieje.
Działalność związków to zupełnie inna sprawa, i nie mieszajmy jej z liberalizacją kodeksu pracy.
Płacimy podatki bo nas ktoś do tego zmusza (politycy, urzędnicy, policja), płacimy pensje bo taka jest nasza wola, więc sytuacja jest zupełnie inna.
Jeżeli zmuszamy kogoś aby oddał nam swoje pieniądze, na pewno może to uspokoić tą osobę jeżeli mu wytłumaczymy że to idzie na jakiś zbożny cel zgodny z jego wartościami i być może wtedy nie będzie się już przeciwko temu mniej buntował, choć oczywiście pistolet przystawiony do głowy przez policję też musi być, w końcu inaczej byśmy go po prostu mogli przekonać aby dobrowolnie te pieniądze oddał gdyby te nasze argumenty były takie świetne.
W obecnym systemie jednak nie musimy nikogo zatrudniać. Nie ma prawa które nas do tego zmusza. Dlatego prawo które nam utrudnia zwalnianie ludzi prowadzi jedynie do tego że mniej chętnie będziemy zatrudniać, czyli prowadzi do zwiększonego bezrobocia. Nikt nikomu nie zabrania podawać przyczyn zwolnienia, ale wymóg ten jest bezsensowny i działa jedynie na niekorzyść pracownika, bo gdy jeszcze dodamy do tego wymóg aby przyczyna była "zasadna" (dalsze utrudnienie zwalniania), gdzie "zasadność" ocenia urzędnik według własnego widzimisię, możemy być pewni że z wyjątkiem bardzo obiektywnych przyczyn pracownik NIGDY nie dowie się co NAPRAWDĘ było przyczyną zwolnienia, bo pracodawca będzie raczej próbował wkręcić go w jakieś obiektywne złamanie prawa pracy zamiast powiedzieć mu jakiś subiektywny powód np. że ma zbyt małą motywację do pracy. Taki subiektywny powód pracownik może wtedy użyć przeciwko pracodawcy w sądzie pracy że go "niesprawiedliwie" zwolnił, czyli po prostu pracownik nigdy takiego powodu nie usłyszy, co prowadzi do tego że pracownik nigdy się nie dowie PRAWDZIWEJ przyczyny zwolnienia, czego by teoretycznie nie chciał. Innymi słowy, wszelkie prawa "na korzyść" pracownika wykraczające poza swobodę umów stosunku pracy działają właśnie na jego niekorzyść.
bo działalność związków jak najbardziej polega na mieszaniu się i protestowaniu przeciwko liberalizacji kodeksu pracy...
Nie dziwię się jliberowi, bo on jak jehowita pieprzy te swoje dogmaty albo jak dewotka międli ten swój libertariański różaniec. Ciebie miałam za faceta, który prezentuje jakiś poziom, a okazuje się, że nie rozumiesz rzeczy oczywistych...
Taaa... Jankesy są dla Europy i Polski wzorem do naśladowania... Aż mi się brzuch ze śmiechu wzdął i omalże nie rozpuknął...
ogółu pracowników (choć może być w interesie konkretnych pracowników konkretnego zakładu). Dlatego państwo powinno, dla wspólnego dobra, ograniczać restrykcje związane ze stosunkiem pracy.
"dla wspólnego dobra" już zostawiło z Kodeksu Pracy jedynie okładki z nędznymi strzępami w środku, bo zapatrzyło się w wypaczone jankeskie "stosunki pracy". Dlatego ZZ powinny walczyć o te kilka zapisów, które jeszcze się ostały.
Teraz zaśpiewam ci fajną piosenkę: "Chcieliście Irlandię, macie czeski film"...
.