Po pierwsze, trudno w Mrocznym Rycerzu mówić o afirmacji policji. Wprost przeciwnie, jest to instytucja skorumpowana do szpiku kości, a komisarz Gordon, to ostatni sprawiedliwi. Reszta to albo skorumpowane typki, albo nieudacznicy. Zresztą taki obraz policji jeszcze bardziej uprawomacnia Mrocznego Rycerza, działającego w warunkach stanu wyjątkowego. Moim zdaniem film Nolana warto wpisać właśnie w koncepcje Schmitta. W sytuacji wyjątkowego zagrożenia, absolutnego zła, prawo zostaje zawieszone i trzeba odwołać się jednostki, która ja w stanie podejmować ostateczne decyzje. I właśnie takim bohaterem staje się Batman. Którego zresztą wcale za to w Gotham nie kochają. Wprost przeciwnie, pojawia się - pominięte w dyskusji - pytanie, czy Gotham bez Batmana nie byłoby lepsze. Czy nie jest tak, że pierwsze nie jest zło, lecz mściciel. Czy pogromca zła, nie produkuje tego zła, w postaci różnych pomyleńców, którzy chcą się z nim zmierzyć? Raczej tak nie jest, zło pospolite ma przyczyny społeczne (co było jednak bardzo ładnie pokazane w filmie Batman: Początek), ale może zło absolutne (symbolizowane przez Jokera) jest połączone z istnieniem jego pogromcy?
O policji napisałam trochę skrótowo. Chodziło mi o to, że widać w filmie schemat, który Roland Barthes nazwał "szczepionką". Przedstawia się bez litości wady danej instytucji (armii, kościoła czy policji właśnie), by udowodnić, ze mimo tych wad jest ona niezbędna, reformowalna itd. W "Mrocznym rycerzu" policja jawi się jako tego typu pozytywna choć niewystarczająca instytucja.
Ciekawa jest Twoja interpretacja Jokera, znaczyłaby ona jednak, że Joker ma motyw, jakim jest irytacja samozwańczym dobrem, dzielona - z tego co piszesz - przez mieszkańców Gotham. To by też mogło wskazywać na trop Jokera jako niebezpiecznego "intelektualisty".
Właśnie jest dokładnie na odwrót. Policja nie spełnia swoich podstawowych funkcji, dlatego potrzebny jest Mroczny Rycerz. Wyjątek Gordona nic w tym wypadku nie zmienia. Tylko potwierdza podstawową tezę.
Zamiast stosować na siłę Żiżka i Osamę wypadałoby zwrócić chociaż uwagę na załamanie scenariusza w środku filmu (od zabicia Rachel, co kulminuje w głupawo-patriotycznym niewysadzeniu promów). Najciekawsze w Batmanie wydaje się to, że widać w nim sam proces produkcji filmu. Albo scenariusz zmodyfikowano zgodnie z jakimiś badaniami na widzach, albo film ma drugie dno i mówi: "To wy, widzowie, nie chcielibyście znać prawdy, wolicie sentymentalną historyjkę". Bo momentami jest całkiem realistyczny.
Dlatego moim zdaniem jeżeli doszukiwać się w filmie symbolizacji Realnego, to na szczytach władzy, a nie po stronie Jokera, który zresztą nie ma nic wspólnego z Osamą (to zupełnie inna opowieść, "konserwatywna" z wrogiem wewnętrznym, społecznym, abstrakcyjnym anarchistą, a nie neokonserwatywna). Skądinąd Szukanie Realnego w Jokerze to interpretacja bardzo społecznie zachowawcza...
Dziwne, ale akurat na tym blogu jedno powinno było zostać zauważone. Owszem Joker to "europejski" intelektualista, ale PRZEDE WSZYSTKIM "ciota", czyli tanswestyta ("freak"). No i narkoman. Co to ma wspólnego s Osamą? Zgoła nic. Joker to abstrakcyjne zagrożenie anomią i brakiem wyraźnej tożsamości społecznej. Nie ma nic wspólnego z "Innym Prawem" fundamentalizmu islamskiego. Poza tym wcale nie jest słaby, jego roztrzęsienie jest jawnie tylko pozą. Wyprzedza wszystkich, jest przyszłościowy (czyli składa się z elementów kodu typowo konserwatywnego, a nie specyficznie neokonserwatywnego).
W tym kontekście nie należy się więc sugerować żiżkowymi interpretacjami Jamesa Bonda i figury terrorysty ("Realne sfery produkcji w podziemnej fabryce, którą potem wysadza Bond"):)
ale skąd Ci przyszło do głowy, że Osama ma jakąś tożsamość? To co o nim wiemy to wytwór bushowskiej propagandy. Podobne elementy są w Jokerze, ponieważ on także do pewnego stopnia jest wytworem bushowskiej propagandy.
Natomiast zdarzenie na promach było po prostu jakieś od czapy; nie pasowało do filmu i nie wiadomo o co w nim chodziło.
Jednak taśmy, które są przesyłane do al-Dżaziry nie są chyba produkowane w pentagonie... więc jakąś tożsamość nie tylko ma ale ją kreuje za pomocą globalnych mediów.
rozmawiałam z koleżankami na gorąco o tym, co piszesz Salu - załamaniu fabuły, zmianie wektora. To się dzieje nie w jednym momencie, ale kilka razy. Doszłyśmy do wniosku, że powodem nie jest zamysł propagandowy ani żadne badania na widzach, po prostu cechą pop kultury jest to że nie wszystko musi być konsekwentne, że się używa fragmentów jednego kodu by następnie przejść do innego; generalnie, wszystkiego jest za dużo. W filmie, poza tym że niezły, jest przecież też dużo zwykłej nudy: pościgi, wybuchy itd. A co do Osamy, nie będę na siłę bronić tej interpretacji, chodzi mi o dyskurs całkowitego zła przy okazji przypowieści o birmańskim kacyku, nie kojarzy Wam się zrównywanie z ziemią lasu gdzie mieszkał z wojnami w Afganiastanie i Iraku?