2008-10-04 17:40:53
Bez wątpienia „Mroczny rycerz” Christophera Nolana to kino znakomite. Reżyser przyszedł do hollywoodzkiego studia z kina niezależnego i wniósł do wielkiego widowisko wyniesioną stamtąd artystyczną inwencję. Kiedy czyta się analizy filmu w lewicowej prasie na zachodzie, widać, że większość recenzentów uważa film za głęboko reakcyjną, bushowską propagandę. I owszem, wszystko to tam jest, punitywizm, lęki przed mniejszościami etnicznymi, inwestowanie emocji widza „w utopię bezpieczeństwa” jako jedyną możliwą do wyobrażenia. Ale przy tym, właśnie przez swoją reakcyjność film odsłania mechanizmy dominującej ideologii. Wiemy wszyscy o tzw. paradoksie Balzaca, którym zachwycał się – jako wyśmienitym portrecistą społeczeństwa mieszczańskiego – Marks. Według Marksa to właśnie Balzac – w swoich poglądach mocno reakcyjny – lepiej przedstawiał to jak funkcjonuje naprawdę kapitalizm, niż szczerze zaangażowani ideowo po stronie lewicy autorzy. I wydaje mi się, że w Mrocznym rycerzu – toute proportions gardèe – też mamy do czynienia z takim paradoksem.
Katarzyna Szumlewicz:
Nie wiem, czy trochę nie nadużywasz formuły, że wprawdzie gdzieś jest ideologia, ale skoro widać mechanizm jej generowania, to mamy do czynienia z demaskacją. Zatem pomimo że "Mroczny rycerz" to niezły film, warto wymienić, w których miejscach rzeczywiście stanowi bushowską propagandę. Zacznijmy od rzeczy oczywistych: pochwały tortur (trudno inaczej nazwać katowanie przez Batmana jego wrogów) i inwigilacji "w słusznej sprawie". Ma ona miejsce przy kontrolowaniu przez pomocnika Batmana zapisów wideo z telefonów komórkowych, by zlokalizować pozycję Jokera. Zalicza się tu także idealizacja policji: jej szef, mimo iż układa się z mafią, przedstawiony jest jako szlachetny człowiek, kochający rodzinę i żyjący bardzo skromnie. Innym ideologicznym - i zarazem zabawnym - motywem jest zniszczenie przez Batmana centrali chińskiej spółki w Hongkongu; jej księgowy bowiem ośmielał się szantażować władze Gotham. Wiadomo, że Amerykanie czują się przez Chińczyków zagrożeni i chcieliby czegoś takiego dokonać, ale mogą sobie o tym jedynie pomarzyć na ekranie... Joker jako czyste zło, któremu nie zależy na pieniądzach i którego należy bezwzględnie zniszczyć, to rzecz jasna odpowiednik Bin Ladena i innych ucieleśnień "całkowitego zła" z bushowskiej retoryki. W filmie kilkakrotnie przywoływana jest historia potężnego kacyka z Birmy, któremu nie zależało na korzyściach, oddawał diamenty dzieciom do zabawy, ponieważ jego jedynym celem było rozkoszować się czynieniem zła. Aby go zniszczyć, spalono cały las, w którym mieściła się jego siedziba. Chociaż oczywiście świetnie zagrany i bardziej mroczny od poprzedników Joker jest postacią bardziej złożoną.
JM:
No właśnie, Joker to najciekawsza postać w filmie, nie tylko ze względu na rolę (i już tworzącą się wokół niej legendę) Heatha Ledgera. Ale czy Joker to bin Laden? Zauważ, że jest on tu postacią najbardziej etyczną (w kantowskim sensie), pozbawioną jakichkolwiek „patologicznych” motywacji. Czy anarchia, którą chce zaprowadzić w Gotham nie jest swoistą formą imperatywu kategorycznego? Joker nie ma żadnej tożsamości, nie ma odcisków palców, nie ma też genezy, przedstawia w filmie dwie wykluczające się „historie choroby”. Czytałbym tę postać w lacanowskich kategoriach jako widmo wypartego Realnego. Joker reprezentuje prawdę o antagonizmie, konflikcie, który rozdziera każdą społeczną rzeczywistość i przez który nie daje się ona zamknąć jako całość – do czego dąży każda ideologia, w tym ta konserwatywna, którą reprezentuje ten film. Tutaj „spalenie lasu” (bo Gohtam prawie że zostaje spalone w walce z Jokerem) nie daje wiele, Joker nie znika, Batman go nie zabija. Joker ma być zamknięty w azylu dla psychicznie chorych przestępców w Arkham. Realne antagonizmu nie zostaje przezwyciężone, tylko stłumione, zepchnięte do nieświadomości, którą symbolizuje zakład dla obłąkanych. Bardzo mi się podoba, że film pokazuje, że to Realne antagonizmu cały czas będzie istnieć, a ideologia nigdy przez to do końca nie domknie rzeczywistości.
KSz:
Ale czy nie przyszło Ci do głowy, że ideologia wcale nie musi być jednoznaczna, domknięta? Przeciwnie, prawie zawsze składa się z wielu składników, pochodzących z odmiennych porządków, między którymi nie ma zgody ani spójności. Ideologia konserwatywna wbrew „sztywnym” deklaracjom, wcale nie chce domknąć rzeczywistości. Potrzebuje bowiem zewnętrza, tego co inne, absolutnego zła, z którym się można zmagać i które stanowi alibi dla przemocy, kontroli, zawieszenia demokracji (w przeciwieństwie do "bezsilnych" humanitarystów) itp. Przy czym krytyka amerykańskiej demokracji w filmie jest momentami bardzo przenikliwa.
JM:
Tylko czy Joker jest w tym filmie rzeczywiście czymś, co przychodzi z zewnątrz? Zauważ, że nie w nim śladu „obcości” rasowej czy kulturowej, które pozwoliłyby przypisać go do jakiegokolwiek „zewnętrza” Ameryki. Rzeczywiście film ten doskonale pokazuje w jaki sposób demokracja, władza wymaga pewnego mrocznego dopełnienia. Ciekawa jest w tym filmie relacja między Batmanem i Harveyem Dentem. Dent, idealistyczny prokurator, symbol praworządności i najlepszych amerykańskich ideałów, określany jako „jasny rycerz Gotham”, stojący na straży prawa, potrzebuje dopełnienia w postaci „mrocznego rycerza”, działającego poza prawem. W końcu sam Dent wariuje i zmienia się w swoje przeciwieństwo (a może ujawnia prawdziwą twarz władzy) i z rewolwerem w ręku sam wymierza sprawiedliwość. Kiedy Dent ginie, Batman bierze na siebie jego winy, by mógł powstać mit sprawiedliwego rycerza Denta. W ten sposób film pokazuje, że każdy porządek symboliczny, porządek Prawa, opiera się na fundamentalnym kłamstwie, że nie stoi za nim nic poza czysto arbitralną decyzją ustanawiającą go. Tak samo zresztą, co Nolan pokazywał w swoim drugim filmie, genialnym „Memento”, dzieje się z podmiotem i jego tożsamością, która też zawsze opiera się na założycielskim kłamstwie. W filmach Nolana prawda jest czymś co rozsadza zarówno porządek społeczny, jak i podmiotową tożsamość. Zważając, że tezy o społecznej destrukcyjności prawdy powtarza też wielu wybitnych konserwatystów (np. Leo Strauss) zastanawiam się, na ile ta perspektywa jest tu krytyczna.
KSz:
Masz rację, że Joker jest "swój" a nie obcy a także, iż Dent być może taki dwuznaczny był od początku. Ciekawy jest pod tym względem wątek Rachel, w której kocha się zarówno Batman, jak i Dent, chociaż tylko ten drugi z wzajemnością. Rachel ginie, bo Batman zamiast ją, woli ratować demokrację – lub jej legendę - w postaci Denta. Nawiązując do naszych rozważań o "Metropolis", czy nie znaczy to, że ideologiczny element „kobiecy”, który ma czynić męską władzę bardziej znośną do zaakceptowania, jak w tamtym filmie Maria, tutaj przestaje być potrzebny? Miłość w najnowszym "Batmanie" sprowadza się do usprawiedliwienia irracjonalnej przemocy Denta po śmierci Rachel. Z kolei na Batmanie śmierć ukochanej kobiety nie robi żadnego wrażenia, jego postępowanie się po niej w najmniejszym stopniu nie zmienia. W ogóle jest on bohaterem bardzo prostym, jednoznacznym. To milioner będący w posiadaniu najnowszych technologii, uosabiający ponadto niezwykle twardą, brutalną męskość - odtwarza go zresztą Christopher Bale, znany ze znakomitej roli w "American Psycho".
JM:
Świat Batmana jest rzeczywiście światem bez kobiet. Co ciekawe w latach czterdziestych w USA jakiś psychiatra oskarżył komiksy o Batmanie o promowanie homoseksualizmu. Dlatego w poprzednich filmach Batman/Wayne prawie zawsze uwikłany był w jakiś romantyczny związek na drugim planie, który miał potwierdzać, że jest ponad wszelką wątpliwość heteroseksualny. W filmie Nolana związek z Rachel nie jest nawet na drugim, a na trzecim planie i jest zupełnie aseksualny. Wayne otacza się atrakcyjnymi kobietami, ale tylko po to, by za społeczną maską playboya ukryć swoje prawdziwe oblicze – oddanego tylko sprawiedliwości mściciela. Równie dobrze mógłby w ten sam sposób ukrywać swój homoseksualizm… Dlatego nie zgodzę się, że Wayne jest do końca postacią prostą i jednoznaczną. Bez wątpienia trop z „American Psycho” jest słuszny, tak jak Patrick Bateman Bruce Wayne reprezentuje męskość skrajnie narcystyczną, czy jego walka o sprawiedliwość nie jest też formą przeżycia własnego narcyzmu? Wayne uważa, że walczy z przestępcami reprezentując obowiązek etyczny, a czy walka ta – co moim zdaniem widać w filmie - nie stała się dla niego obsceniczną, patologiczną przyjemnością? I czy znów nie wracamy tu do uwag Lacana na temat Prawa, że zawsze opierać się ono musi na ukrytej, obscenicznej, patologicznej przyjemności jaka wiązać się musi z jego wprowadzaniem w życie?
KSz:
Jednak głównym bohaterem filmu jest Joker w wykonaniu Ledgera. Uosabiając zło, zachowuje się jak ktoś skrajnie niepewny siebie, doświadczający jakiejś traumy czy wręcz chory psychicznie. Nie ma w sobie nic z komediowej arogancji Jacka Nicholsona: jąka się, ma nieskoordynowane ruchy, trzęsą mu się ręce. Także makijaż ma wiecznie rozmazany, co stanowi ciekawe przeciwieństwo jednoznacznego, narysowanego mocną kreską Batmana. Nieco podobnie jak oprawcy w "Funny Games" opowiada wciąż inne historie o pochodzeniu swoich blizn i negatywnego nastawienia do świata. Są to historie o krzywdzie, w domyśle nieprawdziwe, kpi w ten sposób ze sposobu myślenia, który upatruje źródeł przemocy w wychowaniu czy negatywnych doświadczeniach. Niejednoznaczność, rozmycie Jokera przywodzi na myśl jeszcze jedno skojarzenie. To intelektualista. A tych administracja Busha nie lubi, oj, nie lubi!