j.w.
Masz nadzieję, że lewica pozaparlamentarna się zjednoczy. We mnie taka nadzieja też kiedyś była obecna. Teraz uważam, że jest to niemożliwe, gdyż wszystkie organizacje mniejsze i większe nie wykazują w tym zakresie specjalnej chęci - co nie jest dla mnie do końca zrozumiałe. Załóżmy zresztą, że chęć nagle się pojawi. Nie wiem, czy da się pogodzić tak różne platformy programowe i taktyki działania, jakie lansują te organizacje. Przecież nawet co do celów ultymatywnych nie ma w tym zakresie zgody. Ciekawi mnie zatem, jaką autor bloga widzi drogę do zjednoczenia i co zaleca w tym zakresie czynić. Oraz - czy w jego wizji jednoczenia się sił lewicowych widzi też miejsce dla central związkowych typu OPZZ, czy też stawia je w jednym szeregu z SLD.
chyba jestem romantykiem, ale wierze, ze moze nie w najblizszych wyborach ale lewica antysystemowa sie zjednoczy a jesli OPZZ bedzie chciala brac w takim porozumieniu udzial to tylko sie cieszyc!
zjednoczyć się można, ale skąd wziąć elektorat?
nie będzie chciała brać, bo szefowie związku to koledzy Oleja i Napierdalskiego od "wódeczki". Taka prawda i nie ma co wierzyć w jakąkolwiek współpracę.
posługuje się w polityce abstrakcyjnym pojęciem "nadziei". A myślałem, że lewica różni się od prawicy tym, że my opieramy się na wiedzy i analizie, a nie prywatnych domniemaniach i wizjonerstwie...
Bardzo się cieszę Przemysławie, że uwzględniasz związki zawodowe w swojej konfiguracji. Niemniej strategia politycznego romantyzmu nie musi przynieść pozytywnych efektów.
elektorat dzięki umiejętnym działaniom można do siebie przekonać, bo ludzi o lewicowych poglądach w Polsce nie jest mało.
bez związków zawodowych wogóle nie ma lewicy, a co do romantyzmu-coz, on zawsze byl bliski lewicowcom, ale zdaje sobie sprawe, iz rozsadniej jest dokonywac wyborow rozumem niz sercem, choc ten romantyzn u mnie to pewnie jeszcze przyczyna mlodego wieku