Bardzo dobry tekst. Do siego!
Ależ naprawdę nikt nam nie każe kupować tanich bombek.
Tylko, że producenci znanych marek (amerykańskich, francuskich, włoskich) przenoszą swoje fabryki do Chin i tam produkują a potem sprzedają produkty pod własną marką.
A jeśli nie będziemy kupować tych made in china, to ci chińczycy nie dostaną pensji i nie będą mieć za co żyć.
A nie zarabiają dużo.
I tak źle, i tak niedobrze.
Odnośnie zachęt "do obchodzenia świąt jak się chce" rozumiem, że autorkę słusznie zresztą oburza wyzysk pracowników. Ale odnośnie złotych myśli zawartych w tej hipotetycznej gazecie, którą czyta umęczona pracownica:
1) Fakt- komu zależy na pierogach?
2) Jeśli, już komuś zależy (tej rodzinie np.) to czemu sobie rodzina nie może sama ulepić? Mąż np.?
3)Moja mama ogromnie dużo pracowała, wielokrotnie też dyżurowała w święta. I faktycznie chcieliśmy ja widzieć i spędzić z nią choć trochę czasu, a nie żeby marnowała te kilka chwil wolnych na lepienie pierogów, czy inne takie fanaberie.
4) Wiele kobiet kojarzy sobie święta ze zmęczeniem, bo przygotowuje je samodzielnie, z zapałem godnym lepszej sprawy i poczuciem jakiegoś dziwacznego strasznego obowiązku, a nie dlatego, że pracuje dzień wcześniej wyczerpująco w sklepie. Ile procent mężczyzn kojarzy sobie święta wyłącznie ze zmęczeniem. Podejrzewam, że znacząco mniej, czy to dlatego, że nie pracują?
wtedy nie będzie paniki w wigilię. A co do bombek to w Polsce są setki rodzimych producentów - wcale nie trzeba kupować "Made in China". Mimo biadolenia pseudolewicy, która fabrykę widziała najwyżej w telewizji albo na zdjęciu w GW, polski przemysł trzyma się mocno i produkuje wszystko od gwoździ aż po samoloty. Bombki też. Te te na choinkę, i te dla samolotów.
Zakładam, że jeśli ktoś pierogi lepi, padając na pysk ze zmęczenia, to mu na tych pierogach zależy. Może na przykład dlatego, że pierogi ręcznie lepione są bardziej "odświętne" i "domowe" zarazem i więcej się wyraża nimi uczucia wobec bliskich, niż kupieniem garmażerki? A może dlatego, że taniej jest je ulepić, niż kupić, a pierogi na Wigilię "muszą być"?
A pierogi na święta, oczywiście, może zrobić każdy z domowników, jakkolwiek lepiej, żeby to nie były pierwsze przezeń zrobione pierogi, bo się rozkleją albo będą za twarde:)
Z drugiej strony - z tym deprecjonowaniem (przed)świątecznych rytuałów w imię "zachowania tego, co najważniejsze w święta", to sprawa nie do końca oczywista. Hierarchia priorytetów (pewnie, że ważniejsze, żeby z dziećmi posiedzieć, niż lepić pierogi) to jedna sprawa, a druga - człowiek jest psychofizyczną jednością, i na jego "poczucie świąteczności" wpływają też niezbyt istotne szczegóły: czyste okna, odświętne ubranie, tradycyjne potrawy... I komuś może faktycznie "nie zależeć na pierogach", ale jak mu "nie zależy" ani na pierogach, ani na ozdobach na choince, ani na zupie grzybowej/barszczu, ani na prezentach, ani w ogóle na niczym, to podcina gałąź na której siedzi. Albo na której nigdy nie siedział.
Z trzeciej strony - jakoś tak się dziwnie składa, że owo "obchodzenie świąt jak się chce", dziwnie współgra z totalnym zagonieniem/pracoholizmem/wyzyskiem/nieumiejętnością świętowania. Sytuacja, w której ktoś nie jest w stanie poświęcić ani odrobiny czasu na przedświąteczne przygotowania, nie wydaje mi się stanem pożądanym...
Co do mężczyzn - nie pamiętam, ilu kojarzyło święta głównie ze zmęczeniem, ale też sporo.
Musi Pan mieć naprawdę sporo czasu, jeśli "na bieżąco" ma Pan taki porządek, że przed świętami nie musi Pan sprzątać:)
Z chęcią zobaczę zrobiony przez pana harmonogram prac domowych "na bieżąco" dla owej sprzedawczyni. Oczywiście, powinien Pan wziąć pod uwagę, że jeśli zaplanuje Pan mycie okien na lipiec, to do grudnia zdążą się zabrudzić.
Owszem, istnieją małe zakładziki produkujące ręcznie robione, luksusowe, często śliczne bombki. W Miliczu zamknięto solidną fabryczkę stosunkowo tanich, maszynowo robionych, takich, jakie większość obywateli RP nabywa od Chińczyków. Nie wiem, czy ostatnią taką, ale jedną z ostatnich. Natomiast proponuję przejść się po dużych i małych sklepach w okresie przedświątecznym, zapoznać się z ofertą, pochodzeniem i przemedytować do tego ilość czasu, którą pracujący obywatel może poświęcić na poszukiwania odpowiednich artykułów w okresie przedświątecznym.
ale jeżeli ma Pani jakieś problemy z racjonalną organizacją sprzątania, to istnieje na ten temat odpowiednia literatura, np. "Porządki i opranie" Żółtowskiej, wydawane w latach PRL wielokrotnie w kilkudziesięciotysięcznych nakładach. Przypuszczam ponadto, że jak ktoś ma szczególnie duży metraż to korzysta z usług gosposi, a sprzątanie M-3 na bieżąco naprawdę można zorganizować tak żeby nie było to katorgą.
A ta wiedza nt. rzezi polskich producentów bombek ma pod sobą jakieś podstawy statystyczne czy bierze się z jednostkowej obserwacji nieudacznych (a może po prostu pechowych) przedsiębiorców z Milicza?
Co do "czasu poświęcanego na poszukiwania odpowiednich artykułów w okresie przedświątecznym" - czyżbym chyłkiem wróciła Polska Ludowa i artykułów spożywczych trzeba było "poszukiwać"? A ja je widzę w każdy sklepie. Nie mówiąc już o tym, że jak się komuś nie chce pojechać do sklepu (a jak robi zakupy na codzień, ciekawe?) to - przynajmniej w dużych miastach - można je zamowić przez internet, np. w almamarket.pl czy frisco.pl.
Nie wiem może i komuś zależy, ale pozostaje pytanie czy Szabat dla człowieka, czy człowiek dla Szabatu. Póki te wszystkie przygotowani cieszą, to ok., ale kiedy przekracza się granicę i zostaje tylko dziwny obowiązek i zmęczenie, to moim zdaniem nie warto.
Wyzysk pracowników jest rzeczywistym problemem, ale przymus i obowiązek robienia świąt również istnieje i myślę, że wielu ludzi się w tym pogubiło. Całkiem prawdopodobny jest obrazek w którym ta nasza sprzedawczyni lepi te pierogi nie po to żeby wyrazić jakiekolwiek uczucia wobec bliskich, ale dlatego, że "jakże to", żeby nie było w święta domowych pierogów, a dzieciaki mają nie przeszkadzać. I chociaż nie jest dobrze, że jest wyzyskiwana w pracy, to nie jest też dobrze, że to całe "jakże to" każe jej ostatkiem sił przygotowywać przysłowiowe pierogi na święta.
Pozdrawiam
West
Co tam panie West słychać w przemyśle, polski trzyma się mocno?
A mógłby Pan łaskawie podać jakiś przykład, bo myślę już czas jakiś i nie mogę skojarzyć tego polskiego przemysłu, który został. Może KGHM- ale to tylko wydobycie? Coś jeszcze, jakieś wytwórstwo?
.
Bardzo śmieszne. Czyli rozumiem, że Twoja odpowieć to pewna forma starego: "wiem, ale nie powiem", połaczona z jednoczesnym ucięciem dyskusji. Niesamowicie wręcz sprytne. Gratuluję.
Bo mnie się wydawało, że w Polsce są już jedynie montownie globali i ewentualnie nieliczne niedobitki. Ale podanie przykładu z głowy, bez pytania Gógla, nie powinno ci sprawiać kłopotu, skoro jak twierdzisz jest tego tak dużo?
Proszę bardzo, z głowy, od Sasa do lasa z różnych branż:: Orlen, Lotos, ciężka chemia: Police SA, Puławy SA, przemysł ciężki i elektromaszynowy: Grupa Bumar (tam np. Ursus), Apatot Toruń, Grupa Atlas (chemia budowlana), Solaris (autobusy), Powen-Wafapomp (pompy), Rafako (urządzenia dla energetyki), Zelmer... A poza przemysłem - bankowość: PKO BP, BGŻ, BOŚ, BPS, handel: Alma, Piotr i Paweł...Nie mówiąc o dziesiątkach tysięcy mniejszych zakładów...
czym się zajmuje Orlen albo Lotos, względnie zakłady w Policach, ale mam, ekhem, wrażenie, że nie jest to produkcja bombek choinkowych.
Jeżeli ów dorosły mężczyzna czytuje metki kupowanych towarów, to zauważy, małymi literkami napisane, miejsce produkcji. Nie będę dorosłego mężczyzny również uświadamiać odnośnie tego, że w zwykłym rdzennie polskim spożywczaku kupuje się chiński czosnek, choć przecież co jak co, ale polskie artykuły spożywcze nabyć jest stosunkowo łatwo. Więc czasem warto zwrócić uwagę, co się "widzi w każdym sklepie". Powiedzmy, fair trade-ową kawę też nie jest tak łatwo kupić, jak ktoś nie wie, gdzie.
Co do "zdobywania" artykułów - gdyby ów dorosły mężczyzna, (zamiast, łagodnie mówiąc, niezbyt bystrze i nieadekwatnie się przyczepiać) zwrócił uwagę na treść blogowego wpisu, w którym była mowa o nabywaniu artykułów spełniających określone kryteria, jak np. nie-chińskie maskotki - może zająłby się czymś pożyteczniejszym, niż pisanie postów. Ot, podjadłby sobie makowca albo obejrzał jakiś filmik w TV.
Polecam też publikacje edukacyjne dotyczące czytania ze zrozumieniem, a także te, w których omawiane są różnice pomiędzy autorem, narratorem i bohaterem tekstu. Gdyby powyższe zdanie było na zbyt wysokim poziomie abstrakcji, mała podpowiedź: nie pracuję do godziny 16 w Wigilię. Gdyby ta podpowiedź nie wystarczyła: wyciąganie z blogowego wpisu wniosków zarówno o cudzym gospodarstwie domowym, jak i o znajomości przemysłu, dowodzi żywej wyobraźni i nikłej dyscypliny logicznej. A utożsamianie bohatera tekstu z jego autorem, przy jednoczesnym użyciu tego jako argumentu ad personam - umiarkowanej kultury osobistej i zarazem nieumiejętności analizy tekstu.
Rozumiem, że Szanowny Pan stanowczo obstaje przy tym, jakoby świąteczne porządki były potrzebne jedynie w mieszkaniach dalece zaniedbanych higienicznie? Cóż, myślę, że ta nowatorska myśl godna jest upowszechnienia drukiem, a tysiące polskich żon i matek/mężów i ojców, niepotrzebnie pozostających w tępym przeświadczeniu o konieczności mycia okien przed świętami, przyjmie tę publikację z wdzięcznością. Nie twierdzę, że w formie książkowej, jak Gumowska, Żółtowska czy Dzięgielewska. Ale w "Cosmopolitan" może Pan spróbować.
Tylko że to "jakże to, żeby nie było pierogów" jest "wewnętrzną", emocjonalną, mentalną czy tam jaką sprawą tej kobiety i jej rodziny, i z wyjątkiem nabywania prezentów (bo jakże to, żeby nie było prezentów) nie ma wsparcia potężnej machiny kapitalistycznej. A wyjazd na zagraniczną wycieczkę, zapieprzanie do późnych godzin w Wigilię i kupno gotowych artykułów - owszem, ma takie wsparcie. Stąd moja nieufność.
A z Szabatem dla człowieka - racja. Tylko że dosyć ciężko wywalczyć, żeby ten Szabat w ogóle był, i o to właśnie chodzi.
Pozdrawiam.
No faktycznie petrochemie i pochodne, a poza tym jakieś tam jeszcze niedobitki gdzieniegdzie zostały, ale w skali kraju stwierdzenie, że "polski przemysł trzyma się mocno" to już jest z gatunku fantastyki. Jakoś gdzie się nie rozejrzeć montownie globali i tragiczne historie o tym jak za bezcen sprzedano, rozkradziono zniszczono zakład. Gdzie się nie rozejrzeć tak to wygląda stąd "tak mi się wydaje" i zaryzykuję stwierdzenie, że tak "się wydaje" większości społeczeństwa.
Poza tym odnośnie tego że produkuje wszystko (..) po samoloty", to PZL Mielec to już nie jest polski przemysł:
"16 marca 2007 r. 100% udziałów w Polskich Zakładach Lotniczych Sp. z o.o. zostało zakupione od ARP S.A. przez United Technologies Holdings S. A. (UTH), spółkę United Technologies Corporation (UTC). UTC jest spółką nadrzędną.Sikorsky Aircraft Corporation." źródło: http://www.pzlmielec.pl/01.html
Tak się mocno trzymali.
Ps. A z zawodu jestem inżynierem automatykiem i zdarzyło mi się widzieć fabrykę nie w gazecie wyborczej, której nie czytuje.
Yona, dopiero teraz zauważyłam Twój komentarz pod tekstem o przedszkolu. Bynajmniej nie mam wyjątkowo patriarchalnych wzorców w najbliższej rodzinie (mam, ale w trochę dalszej), może dlatego nie idealizuję ani pełnej urawniłowki, ani ścisłego podziału ról...
Bo też ten komentarz w stosunku do ukazania się tekstu był mocno spóźniony. Miałam wtedy długą przerwę z dostępem do lewica.pl.
Dziękuję za odpowiedź. :)
Czemu "bynajmniej" czy ja coś takiego sugerowałam?
Moja refleksja była ogólna, że z pozycji feministycznej często dyskutuje się z dyskursem patriarchalnym przyjmując mylne założenie, że faktycznie reprezentuje on rzeczywistość. I moim zdaniem, to nie jest do końca właściwe, bo tym samym się ten dyskurs wzmacnia i wywołuje w ludziach, którzy do jego archetypów nie pasują wrażenie wyjątkowości, nieadekwatności, niezwykłości itp. Nie zawsze korzystne.
Natomiast tego patriarchalnego dyskursu w żaden sposób nie utożsamiałam z Tobą, czy wzorcami jakie wyniosłaś z domu.
Swoją drogą właśnie o to mi chodziło - mam wrażenie, że mało kto faktycznie wywodzi się z takiej rodziny (szczególnie jeśli jest born in the PRL, teraz pewnie będzie gorzej) ale każdemu wydaje się, że u niego była taka niezwykła sytuacja, a już u sąsiada ten patriarchat zębami zgrzytał.
użyłaś własnej osoby jako argumentu, więc zrozumiałam, że w opozycji do dyskutantek:)Jeśli mylnie, to OK, ale zasadniczo w tamtej dyskusji wielokrotnie odwoływałam się do "niepatriarchalnych" przykładów, więc żadnej wyjątkowości w tym nie było.
Bo coś mi się wydaje że chyba nie...
i ufam, że masz w domu stuprocentowy porządek. Nie zmienia to jednak faktu, że Twoje wyobrażenia nt. problemów, z którymi styka się tzw. "prosty człowiek" (np. rzekomych problemów ze sprzątaniem), są cokolwiek infantylne. Przykro mi.
Co do "tego co widać w każdym sklepie" - faktycznie, w jakimś realu czy innym lidlu, być może, kupuje się chińskie ubrania czy np. widelce, tylko czy tego typu handel jest podstawowym miejscem zapatrzenia ludności w odzież albo sztućce? Chyba jednak nie, to są w pierwszej kolejności sklepy spożywcze.
Owszem, występuje zjawisko wypierania produktów krajowych z najtańszego segmentu rynku, tylko czy rzeczywiście jest top jakikolwiek problem dla polskiego przemysłu?
Po co szukać wyzysku i niesprawiedliwości w Chinach, skoro mamy ją pod nosem? Albo przynajmniej nie ograniczajmy się tylko do Chin, jak wielu to robi niestety...
West, wybaczy Pan, ale ręce opadają. I nogi. Dokończę ostatni raz, a potem EOT. Nie będę prądu marnować.
1. Nie mam ochoty spowiadać się Panu ze swojego życia i kariery zawodowej. Doszedł Pan, jak widzę, już do różnicy między autorem i bohaterem tekstu, ale do odkrycia, że autor czerpie doświadczenie z najróżniejszych źródeł, w tym (choć nie tylko) z własnego doświadczenia, jeszcze nie.
2. Jak widzę, dotąd nie odszedł Pan od praktyki fantazjowania na cudze tematy i pokrywania tym braku argumentów. Wszystko przed Panem, niech Pan ćwiczy.
Podpowiedź: a skąd Pan wie, kim pani Justyna B. jest/była z zawodu wykonywanego, z pochodzenia, i z kim i jakie utrzymuje kontakty, oraz jaką ma wiedzę na tematy, o których pisze? Skąd Pan czerpie swoją wiedzę o problemach "prostych ludzi", zakładając, że sprzedawca (aktualnie bardzo często z wyższym wykształceniem) do nich należy? Może jednak bezpieczniej byłoby się gdzieś w okolicach meritum obracać, nawet, jeśli się co do meritum palnęło jakąś totalną głupotę?
3. Wybaczy Pan, próba sprowadzenia problemu wyzysku pracowników (bo o tym była część wpisu) na poziom "wyobrażeń o utrzymaniu porządku", jest troszeczkę infantylna, pomijając, że bezpłodna. Nie wiem, jakie ma Pan wyobrażenie o problemach "prostych ludzi", ale mam nadzieję, że traci Pan czas i energię elektryczną w ten sposób jedynie w towarzystwie wykształciuchów.
4. Jeśli ma Pan jakiś problem z przyjęciem do wiadomości faktu, że w (niektórych, rzecz sprawdzona empirycznie, nie statystycznie) sklepach typu osiedlowy warzywniak, własność pana Heńka zatrudniającego żonę i dwie sprzedawczynie (jeden z autentycznych przykładów, hi, hi), można zakupić wyłącznie chiński czosnek, to Pana sprawa.
5. Zabrnął Pan w ślepą uliczkę z "polskim przemysłem" i idzie Pan w zaparte. Mogę opowiadać o tym, co można znaleźć w sklepach, małych i dużych z butami, odzieżą, zabawkami, elektroniką, i ile czasu zajmuje mi znalezienie butów wyprodukowanych w Kłodzku albo w Częstochowie, ale bądźmy nieco bardziej profesjonalni. Proponuję zajrzeć pod ten link do Google'a:
http://www.google.pl/search?hl=pl&client=firefox-a&channel=s&rls=org.mozilla%3Apl%3Aofficial&hs=rKf&q=deficyt+w+handlu+z+chinami&btnG=Szukaj&lr=
Luke, cieszę się, że zgadzamy się w kwestii wyzysku pracowników, jakim jest praca nie pozostawiająca czasu na życie prywatne pracownika. O tym właśnie był fragment mojego wpisu oraz część rozmowy z Yoną... A co do "szukania" wyzysku - warto znać miarę różnic.