Czy autorka bloga nie słyszała o czymś takim jak "wspólność majątkowa małżeńska"?
ale o zmianę systemu na sprawiedliwy- wtedy problem nie-równouprawnienia zniknie całkowicie...
Jeśli praca w domu będzie należycie doceniana i wynagradzana, niepotrzebne będą programy "równościowe", zmuszające wręcz mężczyzn do zajmowania się dziećmi- bo będą oni to robić w miarę swoich zdolności bez żadnego przymusu czy nawet specjalnych "równościowych" zachęt/bonusów...
i przestań szerzyć na forum dezinformację. Żebyś nie musiał się fatygować, wklejam najistotniejsze postanowienia dot. omawianej sprawy:
Art. 31. § 1. Z chwilą zawarcia małżeństwa powstaje między małżonkami z mocy ustawy wspólność majątkowa (wspólność ustawowa) obejmująca przedmioty majątkowe nabyte w czasie jej trwania przez oboje małżonków lub przez jednego z nich (majątek wspólny). Przedmioty majątkowe nieobjęte wspólnością ustawową należą do majątku osobistego każdego z małżonków.
§ 2. Do majątku wspólnego należą w szczególności:
1) pobrane wynagrodzenie za pracę i dochody z innej działalności zarobkowej każdego z małżonków,
2) dochody z majątku wspólnego, jak również z majątku osobistego każdego z małżonków,
3) środki zgromadzone na rachunku otwartego lub pracowniczego funduszu emerytalnego każdego z małżonków.
Jak widzisz, w ramach małżeństwa jakakolwiek dyskryminacja finansowa jednego z małżonków (np. kobiety niepracującej) NIE WYSTĘPUJE.
Aleś dał przykłady. Dopisz paragraf: "W przypadku nie dzielenia się dochodami z współmałżonkiem, współmałżonek ma prawo wymusić respektowanie podziału siłom własnom".
Jest tam w tym kodeksie, że nie wolno bić żony ani męża? Jestem już -eści lat w małżenstwie i tego kodeksu nie czytałem.
ale egzekucja tych zapisów w każdej konkretnej chwili jest nieco problematyczna, co innego przy rozwodzie
A mnie ciekawi jakie pomysly ma autorka na zlikwidowanie roznic w zarobkach i czy zdaje sobie sprawe, skad sie ona bierze.
z częścią postulatów (wyrównanie płac za tę samą pracę, być może też praca domowa) można się zgodzić (choć otwarte pozostaje pytanie o sposoby ich realizacji), to odpychające wrażenie na samym początku robi coś takiego:
"W Polsce polityka prorodzinna jest narzędziem społecznej kontroli nad obywatelami i obywatelkami, którą rząd sprawuje wespół z kościołem. Ten ostatni decyduje, co w tej polityce jest właściwe, a co nie. Od niedawna o ekspercki monopol z kościołem konkurują ekonomiści, bo nadszedł kryzys, a za płotem czeka drugi, emerytalny."
Traktowanie polityki społecznej jako narzędzia kontroli i w negatywnych konotacjach to niestety uleganie liberalnej nowomowie, ale mniejsza już nawet o to. Otóż reformy emerytalnej nie przygotowywali dostojnicy Kościoła, tylko "eksperci" ekonomiczni i społeczni rządu AWS-UW, w tym nie kto inny, jak pierwszy postsolidarnościowy minister pracy - Jacek Kuroń.
a skąd ona się Twoim zdaniem bierze? Bo jeśli nie z tego o czym pisze autorka, to ja nie mam pojęcia.
a może stąd ta rożnica się bierze, iż przedsiębiorcy przy ustalaniu stawek płacowych kierują się kryteriami kompetencji pracownika i opłacalności jego zatrudnienia, a nie ideologiczną urawniłowką?
kobiety z reguły są lepiej wykształcone i chetniej podnoszą swoje kwalifikacje