Moze i rzadowi PO-PSL daleko do socjalizmu, ale przynajmniej nie robia neolibralnej polityki PiSu polegajacej na zwiekszaniu dlugu publicznego i wydatkow budzetowych :-))))
przed pałacem p. Kaczyńskiego?
Nie np. Fundusz Alimentacyjny, ktory zlikwidowali Twoi ulubiency albo podniesienie placy minimalnej.
No, chyba że na zasiłki dla bezrobotnych :-).
Ano tak, ze podnosi place licznym pracownikom administracji samorzadowej i panstwowej.
Cóż Pana premiera Pawlaka mogą obchodzić bezrobotni, zwalniani i zastraszani pracownicy, kogo to interesuje w PSL-u. Liczy się tylko kilka nowych stołków, które można na tym ugrać i tyle to cała chłopska filozofia
wzrost płacy minimalnej to wyższe dochody per capita, to - przy niskiej inflacji powoduje z jednej strony wzrost siły nabywczej i wydatków gospodarstw domowych, z drugiej większe sumy do opodatkowania, z jednego i drugiego następuje wzrost przychodów do budżetu (a byłby jeszcze większy, gdyby zlikwidować vat i za radą m.in. Samoobrony wprowadzić podatek OBROTOWY), a więc i większe możliwości ich wydatkowania w taki sposób, by nie powiększać przy tym deficytu.
nie trzeba zaraz mnożyć przepisów (w dodatku mogących prowadzić do eliminacji osób o niskich kwalifikacjach z rynku pracy).
bo podnosi koszty przedsiębiorstw, zmniejszając ich zysk. Nie podnosi też w żaden sposób sumarycznej podstawy opodatkowania. Może natomiast - i jest to naturalne pole do popisu dla lewicy - polepszać sytuację poszczególnych grup zawodowych.
I co ma do tego podatek obrotowy? I dlaczego jego wprowadzenie (zresztą zdaje się, niemożliwe w świetle regulacji unijnych) miałoby podnieść wpływy do budżetu? Wszystko zależy od bazy podatkowej i stawek opodatkowania.
A tak w ogóle, przy kurczącej się bazie podatkowej trzeba podnosić podatki i ciąć wydatki. Pierwsze Rostowski zapowiada, drugie już zrobił. To poprawna, konserwatywna (w dobrym znaczeniu tego słowa) polityka, taka sama jak np. w Niemczech, i różniąca się IMHO na korzyść od radosnej twórczości za oceanem.
Moze i wystarczy, ale co to ma do rzeczy?
Pytales sie, w jaki sposob placa minimalna podnosi wydatki budzetu, wiec Ci odpowiedzialem.
akurat prawidłowość jest taka, że im bardziej rosną płacowe, tym bardziej zmniejszają się pozapłacowe koszta pracy (w Polsce zresztą niższe niż w większości UE). Poza tym płacę minimalną na ogół zwiększa się w okresach dobrej koniunktury i ogólnie wzrostu zysków.
Wzrost dochodów polepsza sytuację, tzn. pieniądze te są albo oszczędzane albo wydawane. Wraz z wzrostem wynagrodzeń skłonność od oszczędzania na ogół się zwiększa a stosunkowy udział wydatków w rosnącym budżecie maleje, zwł. na dobra pierwszej potrzeby, ale w ogóle nominalnie rośnie, nakręcając popyt i podkręcając koniunkturę, zaś dochody zaoszczędzone jak najbardziej podlegają opodatkowaniu i tu też możliwość ich ściągnięcia jest większa.
"dlaczego wprowadzenie (podatku dochodowego) miałoby podnieść wpływy do budżetu?"
Byłoby lepszym ich źródłem niż Vat, zastępując go. Jest prostszy w naliczaniu i daje większe wpływy do budżetu.
wypada obiektywnie pochwalić. Poprzednie wpis o Okrągłym Stole, teraz to - takich tekstów potrzeba lewicy. Nawet forma się poprawiła, dotychczas najsłabszy punkt bloga. Tak trzymać!
Jest właśnie tak jak pisze autor, czyli hipokryzja w ignorowaniu bezrobotnych w sytuacji gdy jest ich coraz więcej, a będzie się to pogłębiać.
Inna sprawa, że gwoli uczciwości, PSL odegrało troszkę bardziej pozytywną niż zwykle poprzez samo zwrócenie uwagi na mechanizmy spekulacyjne i propozycje unieważniania opcji oraz wsparcia dla firm, które straciły przez giełdę a nie własną niegospodarność. Jak na warunki polskiego mainstreamu to już coś. W żaden sposób nie może to jednak podważyć ogólnie fatalnej oceny partii Posad dla Swoich Ludzi w oczach lewicowców.
Jednym podniesiono pensje (wpływy podatkowe wzrosły), innym zmniejszono przez to zyski (wpływy podatkowe spadły), co mogli sobie zrekompensować wywalając część pracowników z pracy. To w podmiotach komercyjnych. W sektorze publicznym podniesiono płace jednym albo kosztem innych pracowników, albo kosztem innych niż płacowe wydatków, albo zwiększenia wydatków budżetowych. Możesz udowodnić że nastąpiło to ostatnie? Może i możesz, ale po pierwsze - liczby poproszę, po drugie - nie ma sensu mówić w tym przypadku o dobroczynnym wpływie wzrostu płacy minimalnej, tylko o konkretnych zapisach ustawy budżetowej.
Podnosząc płacę minimalną, wyrzucasz poza nawias gospodarki tych, których kwalifikacje nie pozwalają na wykonywanie produktywnej pracy za pensję minimalną. Innego działania ten mechanizm nie ma. Zauważ przy tym, że przy dowolnych proporcjach pomiędzy dochodem pracodawców (w znaczeniu kapitalistów, ale nie lubię tego słowa, bo jest mylące), pracowników i budżetu suma do podziału w jednostce czasu pozostaje stała! Można oczywiście argumentować tak, że podwyżki płac (a więc przesunięcie części dochodu od wyżej do niżej zarabiających) podniosą konsumpcję (bo osoby niżej zarabiające mają MNIEJSZĄ skłonność do oszczędzania), tyle tylko że popyt popytowi nierówny, co innego popyt na dobra inwestycyjne, co innego na "konsumpcyjne" w potocznym znaczeniu tego słowa. Problemem polskiej gospodarki jest na razie IMHO spadek inwestycji (i tym samym popytu na dobra inwestycyjne), a nie spadek konsumpcji.
Co do wyższości podatku obrotowego nad VAT - nie mam zdania, choć to że ten pierwszy obowiązuje w USA a ten drugi w UE nasuwa pewne myśli...Tyle tylko że twierdzenie o wyższych wpływach do budżetu z obrotowego niż z VAT to typowe lepperowe mydlenie oczu, przecież i tak decydują stawki, w zależności od nich można mieć niskie wpływy z VAT a wysokie z obrotowego, można i odwrotnie.
Co do opcji, giełdy itp. - jeżeli kopalnia zamiast skupiać się na swoim core business spekuluje (nieudolnie w dodatku) walutą czy akcjami, to jak to nazwać inaczej niż niegospodarnością?
http://kontrowersje.net/node/1965 .
http://komentarze.eu/gateway.php?n=76&url=kontrowersje.net/node/1973 .
http://wyborcza.pl/1,75248,6291991,Kredytowi_franciszkanie_lacza_sie_w_sieci.html?utm_source=Nlt&utm_medium=Nlt&utm_campaign=4254142 .
Mamy w Polsce kilka ustawowych minimów. Ja przedstawię dwa stanowiące o relacjach Państwo - Obywatel, tu rodzina z trojgiem dzieci. Po kolei.Minimum EGZYSTENCJI dla rodziny z trojgiem dzieci w Polsce wynosi 1718,4 zł (netto) i skladają się na tę kwotę:
- żywność - 859,9 zł
- mieszkanie - 543,7 zł (czynsz, prąd, gaz, itp)
- edukacja - 75,6 zł
- odzież i obuwie - 75,0 zł
- ochrona zdrowia - 40,2 zł
- higiena osobista - 42,2 zł
- pozostałe wydatki - 81,8 zł
więcej informacji - http://www.ipiss.com.pl/ME-2007.pdf . Te wyliczenia służą w Polsce chyba jedynie do obliczania wielkości zbioru osób, które mają mniej, bo nikogo do niczego nie zobowiązują, jako że wiemy z mediów iż osoby, które w Polsce żyją za mniej niż wynosi minimum egzystencji stanowią 10 % społeczeństwa. Około 3.800.000 osób.
W minimum SOCJALNYM dla rodziny z trojgiem dzieci - http://www.ipiss.com.pl/ms-2007.pdf opiewającym na 3155 zł (netto) ujęto:
- żywność - 1043,5 zł
- mieszkanie - 827,6 zł
- edukacja - 281,4 zł
- kultura i rekreacja - 184,1 zł
- odzież i obuwie - 173,3 zł
- ochrona zdrowia - 115,1 zł
- higiena osobista - 83,3 zł
- transport i łączność - 325,3 zł
- pozostałe wydatki - 121,3 zł
Za mniej niż wynosi minimum socjalne żyje 70 % społeczeństwa. Nie jesteśmy informowani o wielkości grup społecznych oscylujących w granicach minimum egzystencji, czyli żyjących za równowartość minimum egzystencji (podaje się tylko jaka część społeczeństwa jest poniżej tej granicy) jak też kwot je niewiele przekraczających. Jest miejsce na wyszczególnienie kilku przedziałów między kwotą 1718,4 zł a kwotą 3155 zł?! Mało tego. Nie wiemy jak głęboko można być poniżej kwoty 1718,4 zł dla rodziny z trojgiem dzieci.
Jeszcze jedno. W porównanie powyższych zestawień kosztów utrzymania rodziny z trojgiem dzieci na poziomie owych minimów o zgorszenie przyprawia mnie swoboda z jaką obniża się wydatki na edukację dla dzieci z najbiedniejszych rodzin, jak też wydatki na potencjalne leczenie rodzin w ktorych zachorowalność ze względu na niedożywienie musi być większa, nie zaś mniejsza. Przy uświadomieniu sobie, że w tej grupie znajdują się rodziny rencistów (renty u nas są przecież bardzo niskie!) przyjąć, że tam można na leki i leczenie wydać mniej wydaje się niemożliwe, a jednak przyjęto.
Jak dzieci z takich rodzin mogą się wybić na niezależność, jeśli prawo dopuszcza by nie miały na bilet MPK do szkoły, a ich rodzice wrócili do zdrowia, jeśli nie może im starczyć na żywność i leczenie? Jak można przyjmować, że może być nie stać te rodziny na najmniejszy wydatek na potrzeby kulturalne?
Instytut Pracy i Polityki Socjalnej prezentuje dane nt dochodów społeczeństwa z kilkuletnim opóźnieniem - http://www.ipiss.com.pl/teksty/kurowski.pdf i jeżeli nie przeszkadza to żadnym ośrodkom władzy w Polsce, to może służy... Media problem również nie obchodzi...
O takich sprawach/problemach informuje się nas nieporównanie mniej niż o - krótko mówiąc - głupotach, których u nas na tony. Wyforowanie “głupot” na pierwszy plan pozwala - jak przypuszczam - wielu osobom nie wiedzieć, albo wiedzieć i ignorować, prawdziwe i najbardziej dla społeczeństwa żywotne problemy. Media się nie informują i nie informują nas, co kolejnym ekipom rządzącym pozwala nie zabierać głosu w sprawie, bo że wiedzą - nie wątpię. Premier Pawlak w wywiadzie dla “Polityki” w czasie obejmowania obecnego stanowiska w rządzie Donalda Tuska dał tego wyraz - http://www.polityka.pl/koalicja-20/Text01,933,236287,18/ . Donald Tusk też wiedział, gdy popierał protestujące pielęgniarki, a jego poprzednik Jarosław Kaczyński - moim zdaniem - “dla dobra” statystyk, bo nie społeczeństwa, minimum socjalne obniżał nazywając je (taki kamuflaż) “zmodyfikowanym”.
Zygfryd Gdeczyk, @ Lizak na blogu red. Daniela Passenta, policzył że za pensję 500.000 zł miesięcznie osoba bezrobotna żyłaby 86 lat. Bezrobotna. A robotna? Wg ostatniego Rocznika Statystycznego przeciętne wynagrodzenie na stanowiskach robotniczych to ca 56% przeciętnych wynagrodzeń na stanowiskach nierobotniczych, na których to tę przeciętną pensję rewelacyjnie podnoszą pensje naszych tuzów. 500.000 zł starczyłoby więc na około 22 lata pracy owego przeciętnego robotnika, tyle że ten robotnik wraz z rodziną musi znaleźć się w którejś z wyżej opisanych grup: poniżej któregoś z minimów, w zależności od liczby osób jakie ma na utrzymaniu.
22 lata w jeden miesiąc. W drugi miesiąc następne 22 lata, w rok - 264 lata. Za to za przeciętne wynagrodzenie robotnicze osoba z wynagrodzeniem 500.000 zł miesięcznie musi żyć przez ca 0,1 doby. Czy to nie absurd? Utrzymywanie płacy minimalnej na obecnym poziomie jest absurdem niemniejszym.