Zarzut "obrażania się na lud", jest wobec mnie chybiony...
Przecież ja właśnie piętnuję to samo! Napisałem, że negatywną cechą polskiej kultury, negującej lewicowość- jest pogarda dla ludzi stojących niżej w hierarchii społecznej (bo sama hierarchia, warstwy społeczne- nie są tak złe, ile związana z nią pogarda i nierówne traktowanie, np. odmawianie prawa do godnego życia). Potem podobnie napisałem o czasach PRLu, o tym że elity partyjne gardziły często "robolami, którzy ciągle czegoś chcieli", jak pisał Urban- "jak robotnik nie zje schabowego w niedzielę, to będzie chcial obalić system".
Dlatego właśnie w swoim tekście może tego nie ująłem dosadniej, ale kultura (intelektualna, stosunków spolecznych)zależy przede wszystkim od elit... Mój tekst był raczej zarzutem ale i apelem właśnie do elit, w tym także do tych, którzy chcą stworzyć lewicę w Polsce- a zajmują się... problemami samych elit, a w mniejszym stopniu problemami "ludu"- jak choćby KP...
A jeśli już wspomniałeś o Trockim- to przecież on sam pisał, że Rosja kulturowo nie byla przygotowana na komunizm... Podobnie Lenin, który zauważył, że oddanie władzy robotnikom mija się z celem, bo nie sa oni "kulturowo" na to przygotowani i szybko by oddali władzę burżuazji- co przecież dokładnie stało się w Polsce po 89 roku...
No i jeszcze jedno, nie porównuj sytuacji lewicy w Polsce z lewicą na Zachodzie... Nawet brytyjska Partia Pracy obecnie jest o lata świetlne na lewo od polskiej sceny politycznej, także od SLD...
Lenin pisał że Rosja nie jest EKONOMICZNIE przygotowana na socjalizm, ze względu na masy chłopskie które w miarę bogacenia się parły ku gospodarce towarowej.
"Kultura" nie ma tu nic do tego.
Zarzut "obrażania się" nie był adresowany do Ciebie. Po prostu wielokrotnie, również na lewica.pl spotkałem się z taką postawą. Ba! - sam ją kiedyś wykazywałem. Napisałem, zresztą, że w tym miejscu odchodzę od krytyki konkretnie Twoich poglądów. Ta postawa nie jest zazwyczaj prezentowana otwarcie. Najczęściej wyraża się w tonie rezygnacji, że "z nimi nic się nie zrobić, bo nie mają socjalistycznych poglądów".
>Dlatego właśnie w swoim tekście może tego nie ująłem
>dosadniej, ale kultura (intelektualna, stosunków
>spolecznych)zależy przede wszystkim od elit.
Nie, nie zależy tylko od elit. Ale faktem jest, że dziś kultura elit ma wielki wpływ na to jak lud myśli o swojej roli w społeczeństwie i gospodarce, jak ocenia swoje możliwości działania, jakie cele jest w stanie sobie stawiać.
>A jeśli już wspomniałeś o Trockim- to przecież on sam
>pisał, że Rosja kulturowo nie byla przygotowana na
>komunizm... Podobnie Lenin, który zauważył, że oddanie
>władzy robotnikom mija się z celem, bo nie sa oni
>"kulturowo" na to przygotowani i szybko by oddali władzę
>burżuazji
Niby tak a jednak nie. Nie chodzi o to, co piszesz, a raczej o to, czego nie piszesz. Jak zauważył LO, Trocki i Lenin podkreślali przede wszystkim zacofanie gospodarcze Rosji. Ale pisali też o wielkim zacofaniu samego ludu, dlatego kładli nacisk na konieczność walki z analfabetyzmem.
Trzeba też podkreślić cały kontekst. Zdawali sobie sprawę z tego, że cały aktywny politycznie proletariat wykrwawia sie na wojnie domowej, a proletariat stanowiący nośnik rewolucji był akurat na politycznie wysokim poziomie (jak również cechował się m.in. większym odsetkiem alfabetyzacji), w przeciwieństwie do chłopów - o przyczynach można by długo pisać. Poza tym w teorii Trockiego jest jasno powiedziane, że to proletariat, jako lepszy politycznie, ma być siłą wiodącą i właśnie jego sukcesy polityczne są w stanie masowo przekonać chłopów do socjalizmu i na trwałe zachować ich po stronie rewolucji. Tak więc można powiedzieć, że według L i T "kultura" też miała pewne znaczenie.
Ale wszystko to miało sens, o ile Rosja stałaby się bodźcem spustowym rewolucji w krajach zachodnich, dlatego L tak wyczekiwał rewolucji w Niemczech. I tu akurat wchodzi w grę właśnie kluczowy czynnik: gospodarczy . Fakt izolacji Rosji od krajów wysoko uprzemysłowionych niejako "skazywał" rewolucję w Rosji na porażkę, mimo, że bolszewicy wymyślali co tylko mogli, by temu zaradzić, np. NEP. W tym kontekście nawet "ukulturalniony" proletariat stanowiłby tylko minimalny plus dla rewolucji.
>No i jeszcze jedno, nie porównuj sytuacji lewicy w Polsce
>z lewicą na Zachodzie... Nawet brytyjska Partia Pracy
>obecnie jest o lata świetlne na lewo od polskiej sceny
>politycznej, także od SLD...
Nie powiedziałbym. Tak samo przecież raz na jakiś czas, już można powiedzieć że tradycyjnie, SLD wykonuje "zwrot w lewo". Parę socjaldemokratycznych hasełek i dalej nic. Obecna Partia Pracy nie różni się jakościowo od SLD. Różni sie tym, że w przeszłości rzeczywiście była zdolna reprezentować interes ludzi pracy. Ta tradycja ciągle gdzieś tam jest, i teraz przebija się tam niejaki Miliband, który podobno jest zdecydowanie na lewo od Browna. Ale szczegółów nie znam...
I jeszcze kwestia redukcjonizmu. Chodziło mi głównie o to, że próba sprowadzenia wszystkiego do jednego czynnika zawsze poskutkuje rozmyciem się wyjaśnienia w ogólnikowości. Tak też jest w przypadku "kultury". Jeżeli pomija się konkretne, szczegółowe przyczyny, to traci się jedną istotną możliwość. Znając szczegóły, możesz określić potrzebną Ci strategię i taktykę działania, dobrać metodę, środki itd. Wiesz, co trzeba robić, żeby zmienić stan rzeczy. Jeśli diagnoza sprowadza się do ogólnie pojętej "kultury", to jest to w zasadzie niemożliwe, musisz błądzić po omacku. Obraz sytuacji się rozmywa i można już tylko opuścić ręce.
Wiadomo, że kulturą nie da się manipulować ot tak sobie, na zawołanie. Więc jeśli zrzucasz wszystko na kulturę, to jasne, że można tylko czekać na to aż "lewicowa kultura" dojrzeje. Ale na zachodzie ta "lewicowa kultura" dojrzewała ponieważ były jednostki angażujące się politycznie, które nie chciały czekać aż kultura ich czasów dojrzeje. Dialektyka :)
ależ ja nawet przygotowałem drugi tekst o tym, co należy robić, jak zmieniać kulturę,myślenie ludzi (w tym elit?) żeby nastpnie w wyniku tego rozwoju kulturowego (bo jednak socjalizm uważam za efekt rozwoju, postepu- a neoliberalizm za cofnięcie kulturowe) powstała w Polsce lewica. Oczywiście nie jest to latwe- ale nikt chyba dzisiaj nie powie, że budowa lewicy to zadanie łatwe i że można będzie szybko odnieść sukces. Od 20 lat to się przecież nie udało, a nawet jest gorzej niż było...
A co do Partii Pracy w UK- mam na myśli rozwiązania socjalne w UK, oraz podatki progresywne- których tam nikt na lewicy nie kwetionuje! A u nas jest Miller, który jest zwolnnikiem podatku liniowego i cięć socjalnych (planu Hausnera), który dzisiaj wraca do SLD... Czyli- coraz gorzej u nas, a tam co najwyżej trochę gorzej i już teaz jak jest kryzys to wraca się do rozwiązań bardziej socjalnych...
To dobrze, że na łamach lewica.pl zaczęła się kolejna merytorytoryczna dyskusja, wszystkim bowiem znudziły się partyjniackie połajanki i przepychanki. Jak zawsze istotny jest jednak cel owej dyskusji. Przypomnijmy może pierwszy wpis Ewy Balcerek pod dyskutowanym tu tekstem Łukasza Foltyna, który nieprzypadkowo nie doczekał się odpowiedzi autora, mimo że zyskał niezwyczajne przecież poparcie Misia Bucharina ("Poprawną teorię przedstawiła Ci EB. Przeczytaj uważnie, dla pewności 5 razy. Po tygodniu, miesiącu i roku zrób powtórkę"):
"WYJŚĆ POZA HORYZONT WOKULSKIEGO
Nie jestem pewna, czy przypadkiem nie idealizujesz społeczeństw zachodnich. Szacunek przynależy się tam tym, którzy osiągają sukces finansowy, a nie tym, którzy stoją niżej (cokolwiek by to znaczyło) w hierarchii społecznej. Opisujesz sytuację, umownie nazwijmy to, Wokulskiego. Tzw. nieudaczników nie darzą sympatią ani poważaniem również i społeczeństwa zachodnie. Reprezentujesz aspiracje polskiej burżuazji, która czuje frustrację od ponad stu lat. Poza tym, nie ma chyba możliwości powtarzania drogi zachodniego mieszczaństwa i tą drogą tworzenie bazy dla lewicy tamtejszego pokroju. U nas lewicowość i wymuszanie poszanowania dla człowieka pracy (nie człowieka sukcesu) musi mieć siłą rzeczy inny, bardziej radykalny charakter, musi przekroczyć ograniczenia nakreślone niegdyś przez pokolenie Wokulskiego i odwołać się do ideałów nie zawężonych do horyzontów społeczeństwa burżuazyjnego, choćby i dziś było ono bardziej egalitarne niż postfeudalne stosunki społeczne w naszym kraju. Chodzi o postulowany przez Was wszystkich wymóg dopasowania zachowań politycznych i koncepcji do aktualnej sytuacji. Ale kiedy Was tak poskrobać, to okazuje się, że potraficie tylko kopiować, a nie analizować wymogów rzeczywistości w jej dynamicznym układzie, tzn. w oddziaływaniu z tym, co istnieje na świecie i co nie może być prosto przeniesione. Dla skutecznego zbudowania lewicy trzeba mierzyć dużo dalej niż burżuazja w czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej lub jej skarlali spadkobiercy. Inaczej, rzeczywiście, lewicy w Polsce nie będzie".
Okazuje się, że Łukasz Foltyn nie jest w stanie przekroczyć nie tylko "horyzontu Wokulskiego", ale co nie mniej istotne współczesnej socjaldemokracji, obojętne zresztą czy "prawdziwej" czy nieprawdziwej, skoro taką w jego mniemaniu jest nawet brytyjska Partia Pracy.
Możemy zatem sobie darować dalszą dyskusję z Łukaszem, skoro nie chce i nie potrafi odpowiedzieć nawet tak klarowną uwagę Ewy Balcerek. Postawmy zatem ten problem przed Pawłem Jaworskim, członkiem CWI/GPR. Ciekawe co on ma do powiedzenia w tej sprawie.
A tak przy okazji, skoro już się rzekło, że "jedną z głównych słabości polskiej lewicy są... lewicowcy. To są słabości nas samych. Szukanie przyczyn własnych porażek poza samymi sobą do niczego nas nie doprowadzi", to może doczekamy się wreszcie rachunku radykalnie lewicowego sumienia pomysłodawcy, może nie Pawła Jaworskiego, ale szerzej awangardy, np. GPR. Mamy jednak pewne wątpliwości - nie macie przecież ODWAGI LENINA. Mylimy się?
Nigdy nie przyszłoby nam do głowy, LO, aby zniechęcać kogokolwiek do czytania Rousseau, wręcz przeciwnie. Nie przeciwstawiamy też Marksa Rousseau, ale spadkobierców jednego spadkobiercom tego drugiego. Oraz temu, aby
spadkobiercy drugiego pretendowali do ustalania jedynie słusznej wykładni koncepcji tego pierwszego w oparciu o ulepszenia rodem z Rousseau. To zasadnicza różnica. To, co u Rousseau było spójne w jego ujęciu, jest eklektyczne w ujęciu socjaldemokracji.
Co do alienacji, to jesteśmy co najmniej sceptyczni wobec interpretacji tego pojęcia w marksizmie, gdyż kojarzy się zbytnio ze zwrotem w kierunku humanizmu ze wszelkimi tego konsekwencjami, które mieliśmy okazję zaobserwować w ciągu ostatnich 50 lat. Biorąc pod uwagę różnorodność czynników alienacji, można się obawiać, że tylnymi drzwiami wrócą
recepty typu poprawy warunków w miejscu pracy, nadanie sensu pracy przy taśmie przez zamianę jej na pracę tzw. gniazdową, czyli, że grupa robotników wykonuje produkt od początku do końca czy inicjatywy integrujące w środowisku pracy – tylko przystosowane do realiów XXI wieku.
Rozwiązania, które są niegłupie same w sobie nie mogą przecież stanowić alternatywy dla emancypacji politycznej klasy robotniczej. Bierzesz kwestię alienacji najszerzej, jak to tylko możliwe. Czasami szerokość spojrzenia może być
myląca, gdyż w konkretnym momencie historycznym może być tak, że zawężenie kwestii czy problemu na najistotniejszym elemencie okazuje się rozwiązaniem dającym szansę uchwycenia przyszłości w kształcie, który chcemy jej nadać.
To tak, jak z rzeźbą. Zawsze podobało mi się lakoniczne stwierdzenie Michała Anioła, że rzeźba jest sztuką odejmowania. Z czasem przekonywałam się, że bardzo wiele istotnych rzeczy na świecie polega na odejmowaniu. Ale
fakt, żeby można było trafnie odjąć, trzeba najpierw bardzo dużo dodać.
W jakimś sensie, nasza działalność "demaskatorska", jak raczysz to nazwać, jest właśnie podejmowana nie na ślepo, ale w reakcji na analizę, ale i na wyczucie, że uzbierało się w danym momencie na tyle dużo, że można zacząć
odejmować. Polityka jest wszak sztuką. Ale bez analizy ani rusz. A tej analizy przydatnej politycznie nie sposób prowadzić, jeżeli ciąży nad nią partyjniactwo. Ale akurat Tobie i paru innym osobom na tym portalu nie trzeba tego tłumaczyć. Gorzej z tymi, którzy konkretną analizę mylą z
analizą czysto zjawiskową, nie zdając sobie sprawy z dialektyki konkretu i abstraktu, a działanie mylą z "działactwem". Choć przecież można się całe
życie pracowicie krzątać osiągając jakieś wymierne w skali
partykularnej efekty. Ale nie o nie wszakże chodzi, nieprawdaż?
Atrakcyjność marksizmu dla drobnomieszczaństwa wynika z jego radykalizmu opartego na autorytecie naukowym. Zauważ, że socjaldemokracja zaczęła odchodzić od marksizmu ze względu na krytykę teorii wartości opartej na pracy ze strony autorytetów ekonomicznych. Renesans marksizmu w epoce New
Age wynika zapewne z upadku autorytetu nauki. Radykalizm intelektualnie podbudowany, a nie populistyczny, jest tu mile widziany. W dyskusjach choćby na tym forum wciąż powtarza się zarzut do nas, że tylko gadamy, a nic nie "robimy dla robotników", w przeciwieństwie zresztą do naszych oponentów. Drobnomieszczaństwo oswaja zresztą radykalizm marksizmu, dawkując go wedle własnych potrzeb. Ta podatność na oswajanie i dawkowanie też jest czymś, co je przyciąga.
Problem stosunków własności jest bardzo ciekawy. Szczególnie, jeśli uznać go za wyraz samoświadomości klasy panującej. Wtedy może wkroczyć do gry jako samodzielny czynnik sytuacji politycznej. Ciekawi jesteśmy rozwinięcia
Twoich rozważań na ten temat.