filmu sama nie widzialam, bo Allena niecierpie ogolnie, ale co zabawne, ostatnio moi rodzice wybrali sie na ten film -zupelnym przypadkiem, bo chcieli zobaczyc jakas komedie. W polowie wyszli. I wrazenia mojej mamy sa bardzo zbiezne z recenzja, z ta chyba roznica, ze kometarz w tle, zdaniem autora na poziomie 15, jej zdaniem zas 12 latka. Film zreszta tez jakby 12 latek robil. Opierajac sie na jej opinii jestem pod wrazeniem, ze autor byl w stanie tak duzo o tym napisac. Podobno film kompletnie bez wlasciwosci. Kiedy pytalam dlaczego wyszli, czy cos ich np. oburzylo, zbrzydzilo to odpowiedzieli, ze nie - skadze, az tak dobrze to nie bylo. Podobno w rozpaczy czeka sie tam na cokolwiek- chocby oburzajacego, obrzydliwego, smiesznego, (tego erotyzmu tez podobno wcale- moze autorze masz slabosc do tej akurat aktorki i dlatego go dostrzegles :) ) ale straciwszy kompletnie nadzieje wyszli, zyskujac tym okolo godziny z zycia.
Bo to taki starczy, nudny erotyzm: fantazja jest nastolatka ale eroztyzm siedemdziesięciolatka :-) Posądzasz mnie o coś takiego, jak słabość do Penelope Cruz? ;-) Się zakrztusiłem, tak mnie to zaskoczyło ;-)
A tak w ogóle to się podpisuję - nawet ten "lepszy" Allen sprzedawał treści w stylu ja plus hollywoodzkie superlaski o totalnie płaskich charakterach - z jednym wyjątkiem. Cruz nie jest winna, że panowie - i jedna pani, ta od "Elegii" - niezależnie od orientacji sprowadzają ją do atrakcyjności fizycznej, erotyzmu jaki chcą widzieć mężczyźni itp. Winien jest rozpowszechniony w branży filmowej seksizm, który sprawia chociażby, że aktorki znikają w pewnym wieku z wizji, podczas gdy aktorzy straszą do późnej starości w rolach amantów.
We "Wszystko o mojej matce" Cruz zapowiada się na fajną aktorkę, bardzo ładną i charakterystyczną. W kilku innych hiszpańskich filmach grała bardzo plebejskie dziewczyny z własnymi aspiracjami i wychodziło jej to fajnie. W Volver widzimy już kamerę wędrująca po jej pośladkach, wdzięczenie się do widza. Różnica polega na sposobie filmowania, nie podejściu aktorki.
w dodatku na temat podobno słabych filmów. Mnie jeżeli coś się nie podoba, to nie podoba się i nie ma bata żebym zmienił zdanie. Nie muszę przy tym sto razy zastanawiać się co reżyser ze scenarzystą (czasem w jednej osobie) mieli na myśli ani też analizować każego dzieła pod kątem walki klas. Thank God, w przeciwieństwie do snobów z Wszawki czy Krakówka nigdy nie miałem za grosz szacunku do produkcji tzw. kultowych reżyserów (Allen, Lynch, von Trier, Kusturica, Almodovar, Tarantino, etc.) które mnie najczęściej po prostu usypiały. I tak do dziś zostało.
nie ma proletariackiej klasy robotniczej ani grup dyskryminowanych.
Powstaje pytanie: komu te filmy służą?
Filmy te obiektywnie służą imperializmowi i burżuazji.
czy kino zdeformowanego państwa robotniczego w Korei Północnej uczciło już wybór następcy towarzysza Kim Dżong Ila?
jeśli nawet Woody Allen jest reakcyjny, to po proletariackiej rewolucji robotniczej całe Hollywood będzie się nadawało tylko na Magadan. Obawiam sie, że miejsca w barakach zabraknie.
tym razem ironizuje na raty. Słabiutko z formą, szanowny Początku!
Nie -w żadnym wypadku! "Posądzam" Cię o słabość do tej drugiej. ;) Bo tam dwie są przecież w tym trójkącie. :)
Kasiu,
Oczywiście, że to nie jest wina samej Cruz, mam nadzieję, że to nie wyglądało z mojej strony, że mam coś takiego na myśli. I oczywiście chodziło o Volver, nie o Wszystko o mojej matce, dziękuję na zwrócenie uwagi na ten szczegół.
yono,
W tym trójkącie to nawet trzy są laski w pewnym momencie! Ha! taki trójkąt Allen wymyślił, co ma w sumie cztery kąty! ;-) Owa "ta druga" również jest jednak kobietą ;-)
szczupaku,
ja akurat większość wymienionych przez Ciebie reżyserów lubię a nie jestem ani z Wawy, ani z Kraka i nie sądze, bym był snobem ;-) Mogę jedynie przeprosić Cię za to, że moje zainteresowania tak bardzo rozmijają sie z Twoimi (również w kwestii analizowania filmów, które mi się nie podobają - nie przesadzajmy jednak może z tymi "rozprawami naukowymi") ;-)
Kochany ABCD,
Obiecaj mi, że jubileuszowy komentarz nr 10.000 będzie pod moim tekstem!
proszę bardzo, jeśli odpowiesz na moje zaległe pytanie: jaki związek ma rachunek różniczkowy z burżuazyjnym wyzyskiem i uciskiem?
Dobrze Autorze - Alles klar :) Chcialam tez odpowiedziec na to pytanie ABCD. Wprawdzie bylo do Autotra, ale darujesz Autorze?
Otóż ABCD polecam : Marian Gewert, Zbigniew Skoczylas, Równania różniczkowe zwyczajne. Teoria, przykłady, zadania, Wyd. IX, Oficyna Wydawnicza GiS, Wrocław 2004.
Na samym poczatku -pierwszy, lub drugi przyklad przy wprowadzeniu w zagadnienie -równania rózniczkowe i tricki z naliczaniem odsetek przez banki.
To co odpowiedz zaliczona? Bedzie ten 10.000 wpis pod tekstem red. Pietrzaka? ;)
Nie rozumiem jednego - dlaczego to, że "...jeśli bohaterki i bohaterowie wchodzą w jakiekolwiek interakcje z kimś, kto wykonuje jakąkolwiek pracę w materialnym, produkcyjnym sektorze gospodarki, to są to np. cukiernicy, ale nie tacy, którzy by w pocie czoła zasuwali w fabryce na jakąś grupę kapitałową - co to to nie! To artyści lepiący wszystko własnoręcznie i sprzedający w luksusowym butiku. Nawet lepienie słodyczy zostało tu więc stworzone na wzór i podobieństwo gospodarki symbolicznej..." itd., itp., bo Autor ma naprawdę gadane; dlaczego z tego wszystkiego czyni ów Autor zarzut Allenowi? Czy jedynym słusznym kierunkiem w sztuce filmowej jest socrealizm? Dlaczego Allen miałby robić nagle film o hiszpańskim bezrobotnym murarzu i problemach mieszkaniowych jego dorastających dzieci? To dopiero niesłychany pomysł, oglądać Allena myśląc o stosunkach społecznych, sektorach gospodarki i problemie alienacji (Marksowskiej, nie np. psychologicznej). Oczywiście wszystko wolno interpretatorom i konsumentom kultury - zawsze to jakaś innowacja, ale nie wiem, czy najtrafniejsza z możliwych.
Allenowi można zarzucić ostatnio wiele, choćby to, że gust do lasek stracił (kiedyś grały u niego naprawdę świetne aktorki, a i urodę miały delikatną, subtelną, klasyczną), ale to akurat chyba znak czasów i odzwierciedlenie gustów mas...
btw, wykurzony stąd m.in. na skutek polemiki z Autorem Przemysław Szubartowicz, nielewicowy dziennikarz cytuje w lewicowej prasie właśnie Allena i bardzo a propos głównej tezy Pietrzaka: ,,Krótko mówiąc najlepsza rzecz, jaką można zrobić, to zachowywać się tak, jak wypada w twoim wieku. Jeśli masz szesnaście lat lub mniej, lepiej nie próbuj wyłysieć. Jeśli natomiast przekroczyłeś już osiemdziesiątkę, nadzwyczaj dobrze jest wlec się główną ulicą ściskając papierową torbę i mamrocząc: »Kajzer zwędził mi sznurek«. Pamiętajcie – wszystko jest względne, albo powinno być. Jeśli nie jest, trzeba zaczynać od nowa''.
Nie wiem, na jakiej podstawie można mi zarzucić postulat socrealizmu, ale być może humpa w ogóle ma problem z identyfikacją, czym był socrealizm. Bo w gruncie rzeczy mój zarzut nie polaga na tym, że oczekuję od Allena socrealizmu, którego nie uprawia. Mój zarzut polega na tym, że on właśnie uprawia socrealizm późnego kapitalizmu.
Socrealizm był nigdy do końca nie sprecyzowaną (ten brak precyzji był dla systemu stalinowskiego świetnym środkiem politycznym, bo pozwalał zawsze coś zredefiniować, by zarzucić komuś np. nadmierny formalizm) doktryną estetyczną stalinizmu, która położyła kres wielkiemu okresowi w radzieckiej sztuce w okresie po Rewolucji (aż do końca lat 30. XX wieku "Pancernik Potiomkin" Siergieja Eisensteina - żeby trzymać się kina - był na całym świecie uważany za największe osiągnięcie sztuki filmowej).
Socrealizm miał za zadanie zrobić w sztuce to, co Stalin zrobił w ideologii kontrolowanego przez siebie państwa, by przekształcić marksizm z krytycznej teorii społecznej w ideologię nowych stosunków władzy, która miała podtrzymywać i legitymizować stalinowską reakcję termidoriańską, a więc przenieść punkt ciężkości ze stosunków produkcji na rozwój sił wytwórczych. Socrealizm ekscytował się postępami stalinowskiej industrializacji, by w ten sposób wypierać ze sfery symbolicznej świadomość stosunków produkcji, na jakich się on opierał (biurokracja jako nowa klasa panująca, terror uskuteczniany przez nią w celu utrzymania pozycji klasy panującej czy wreszcie niewolnicza siła robocza jako warunek możliwości realizacji wielu stalinowskich frontów inwestycyjnych, np. Kanału Białomorsko-Bałtyckiego).
Otóż mój zarzut pod adresem filmu Allena jest taki, że jest on strukturalnie dokładnie tym samym w warunkach późnego kapitalizmu. Ideologiczna ekscytacja godpodarką opartą na wiedzy, przetwarzaniu i reprodukcji symboli, uzupełnioną jedynie sektrem usługowym, która stanowi od pewnego już czasu fetysz późnego kapitalizmu (vide Rifkin), służy ukrywaniu rzeczywistych stosunków produkcji, które umozliwiają istnienie i rozwój gospodarki symbolicznej. Fikcja ta bierze się z umiejętnego wyrugowania innych sektorów gospodarki z pola widzenia społeczeństw, w ktorych gospodarka symboliczna ma duży lub dominujący udział. Bo inny niż konsumencki udział w gospodarce symbolicznej ma tak naprawdę mniejsza część ludzkości.
Jak się ma gospodarka wiedzy do położenia i doświadczenia większej części ludzkości kapitalnie pokazuje genialny irański film młodziutkiej Samiry Mahkmalbaf pt "Czarne tablice". A mający stanowić doskonałe i przynoszące wszystkim szczęście uzupełnienie gospodarki symbolicznej sektor usługowy jest w centrach kapitalizmu sektorem najsilniejszej intensyfikacji wyzysku, ludzie pracują w nim na coraz gorszych warunkach, bo łatwo w nim o rekrutację imigrantów, któych coraz więcej przybywa w poszukiwaniu takiej właśnie pracy (wymagającej mniejszej kompetencji symbolicznej, możliwej przy dalekiej od iegłej znajomości języka itd.).
I tak dalej.
Wcale nie chcę (zresztą tak naprawdę ja od Allena chcę już jedynie, żeby przestał wreszcie robić filmy), żeby Allen pokazywał koniecznie syna robotnika, którego nie stać na mieszkanie. Abstrahuję już od tego, że w Hiszpanii na mieszkanie nie stać nie tylko dzieci robotników, ale także i dzieci pochodzących z czegoś, co się kiedyś nazywało klasą średnią, a czego już niedługo nie będzie. Bo w Hiszpanii niewidzialna ręka rynky wolała budować mieszkania luksusowe, z których wiele stoi teraz pustych, bo się okazało, że nikogo na nie nie stać.
Allen kiedy w latach swojej świetności portretowal środowisko nowojorskiej inteligencji, z jej frustracjami, bzikami, itd., to portretował prawdziwych ludzi zajmujących jakieś miejsce w rzeczywistej strukturze stosunków produkcji. I wtedy był świetny. "Vicky Cristina Barcelona" to film konkretnie o niczym, takiej rzeczywistości i takich ludzi nie ma.
Właśnie obejrzałem parę dni temu "Barry'ego Lyndona" Kubricka. Lepiej późno niż wcale, a tym razem naprawdę lepiej, bo przynajmniej obejrzałem go w kinie (Riverside Studios - jedno z moich ulubionych miejsc w Londynie, polecam). Ten film w większości pokazuje życie klas uprzywilejowanych XVIII-wiecznej Europy. Główny bohater zaczyna co prawda jako człowiek stosunkowo biedny, ale niespecjalnie biedny jak na ówczesną Irlandię. Z ludźmi z najniższych segmentów społeczeństwa spotyka się w wojsku, zwłaszcza, gdy służy w pruskiej armii. Jednak zdecydowana większość tego filmu toczy się w środowiskach szlachty, arystokracji i burżuazji. Jednak widzimy tam rzeczywiste struktury władzy, nierowności, stosunki panowania i stosunki produkcji, ktore organizowały XVIII-wieczną Europę. Wyzysk jednych klas społecznych przez inne, wyzysk całych społeczeństw przez inne, resentymenty i zawiści spowodowane pochodzeniem, klasową pogardę i klasowe gry społeczne. W rzeczywistym społeczeństwie, nie w czymś takim, co Allen wymalował ostatnio swoimi polucjami.
I oczywiście dziękuję yonie za ten przykład z rachunkiem różniczkowym ;-) i przepraszam za zwłokę w odpowiedziach z mojej strony, skutek tego, że dopiero załatwiam sobie internet.
spojrzenie na Woodego Allena jak Autor . Nigdy nie rozumiałem co ludzie widzą w Allenie, moim zdaniem oglądanie Allena to taki pseudointelektualny snobizm
mi przykład, że burżuazja posługuje się zastosowaniami rachunku różniczkowego.
Oczekuję na dowód, że burzuazja wymyśliła ten rachunek, aby zniewalać nim klasy dyskryminowane.
Bo jeśli rachunek różniczkowy jest niezależny od burżuazji, to... strach pomyśleć. Cała teoria zależności ideologicznej nadbudowy od bazy się sypie.
czy na martwych naturach Chardina i Poussina też szukasz tematyki wyzysku?
Dawno niczego nie szukałem w martwych naturach - ani Chardina, ani Poussina - ale np. ten pierwszy ma też na sumieniu takie oto sceny:
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/b/b6/Jean-Baptiste_Sim%C3%A9on_Chardin_017.jpg
W zestawieniu z takimi z kolei:
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Retrato_de_Auguste_Gabriel_Godefroy.jpg
to kto wie, czy doszukanie się w jego twórczości tematu wyzysku nie okazałoby się zadaniem znacznie mniej karkołomnym niż Ci się wydaje...
Ale my tu o takich błahostkach, a mnie pod nieobecność tutaj umknął Twój jubileusz! Kto miał ten zaszczyt i gościł pod swoim tekstem komentarz numer jeden i cztery zera?
Zadales odpowiedzi na pytanie cytuje:
"jaki związek ma rachunek różniczkowy z burżuazyjnym wyzyskiem i uciskiem?"
Tzn. w pytaniu jest wykaz zwiazek pomiedzy rachunkiem rozniczkowym a burzuazyjnym wyzyskiem. Odpowiedz mogla byc byc niezaliczona gdybys wykazany zwiazek podważył.
A a ze: "Oczekujsz na dowód, że burzuazja wymyśliła ten rachunek, aby zniewalać nim klasy dyskryminowane."z tresci pytania nie wynikalo - skad ja mialam niby wiedziec czego oczekujesz, w myslach czytac nie umiem.
Pytanie przypominalo mi napisane kiedys karne wypracowanie pt. "Wplyw ksiezyca na dorożkarstwo w Chinach" i ze mnie takie rzeczy bawia - zwazek z przyjemnoscia ci wykazalam i moge dalej. Piszesz: "jeśli rachunek różniczkowy jest niezależny od burżuazji, to... strach pomyśleć. Cała teoria zależności ideologicznej nadbudowy od bazy się sypie." W jakim sensie "niezalezny"? tzn. "liniowo niezalezny" np? Jesli wektory/fukcje sa liniowo niezalezne i generuja (tzn. wyczerpuja wszelkie kombinacje) przestrzen liniowa, to tworza "baze" tej przestrzeni. Szczerze mowiac o teorii zaleznosci "nadbudowy" od "bazy" w zyciu nie slyszalam. I musze sie przyznac, ze nie znane mi jest pojecie "nadbudowy" (moze chodzi ci o cos w rodzaju jadra przeksztalcenia liniowego). Chyba, ze chodzi ci jednak o to, ze pod pojeciem "ideologicznej nadbudowy" rozumiesz sama matematyke jako nauke oparta na wydumanych niedyskutowalnych zalozeniach, ktora jeszcze bewstydnie to sama wykazala.
Chcesz dalej to jako ze zlapalem faze moge ci tak jeszcze przyklady mnozyc. np a propos fazy wykladnicza postac liczby zespolonej, a niewidzialna reka rynku, chcesz? (chociaz to jest akurat moze zbyt banalne)
traktowany jako hasło, skrót myślowy. trochę tak, jak 'gotyk' w kulturze młodzieżowej (czy nawet nie do końca młodzieżowej).
Skoro Autor domaga się w filmach Allena przedstawicieli ludzi pracy innych niż lubiący swoje zajęcie luksusowi cukiernicy, skoro krytykuje reżysera za landrynkowe, pocztówkowe przedstawienie Hiszpanii (gdzie na skutek kryzysu ludzie zmuszeni są nagle nosić kanapki do pracy!), to ja czytam to tak: Autor chciałby realizmu w ukazaniu kwestii społecznych. I w ogóle ukazania kwestii społecznych.
I nie rozumiem, po co.
Ludzie tacy jak w filmie Allena, wbrew tezie Autora, istnieją. Powiem więcej: istnieją głównie tacy ludzie. Niektórym oczywiście wiedzie się w życiu na tyle nieciekawie, że muszą kombinować, by związać koniec z końcem zamiast tworzyć namiętne wielokąty. Ale gdyby tylko jakaś rewolucja wyzwoliła ich od tej straszliwej codziennej harówki, z chęcią spędziliby resztę życia na pląsach i zajadaniu przysmaków od ekskluzywnych cukierników.
Tak, wiem, że Autor od Allena chce tylko jednego... Ciekawe, co na to ten ostatni.
Skrót to był myślowy na miarę Pospieszalskiego.
Większość ludzi jest taka jak w tym filmie Allena? Humpa widział(a) ten film???? Czy dyskutuje dla jakiejś zasady (np. z goryczy, że Przemysław Szubartowicz zwinął ogon i zwiał z tego portalu)?
Nie rozumiem, czemu humpę dziwi, że ja bym oczekiwał od Allena opisu rzeczywistego społeczeństwa.
To właśnie opis rzeczywistego społeczeństwa, pewnego jego wycinka, ale za to niegdyś wszechstronny i poważny, znaczy nowojorskiej inteligencji czy intelektualistów, jest właśnie podstawą marki jaką ma w kinie Allen. Kiedy to robił czas już jakiś temu, robił dobre filmy. I aktorki miały u niego co grać, zamiast biegać z pędzlem w ręku niemal w negliżu i się mitać z pistoletem.
To, że w ogóle Vicky Cristiny Barcelony nie spuszczono od razu do filmowego kibla, Allen zawdzięcza tylko temu, że kiedyś robił tamte filmy. Pokazujące coś, czego oczekiwanie od Allena jest zdaniem humpy oczekiwaniem... socrealizmu.
myślowy był z mojej strony nietaktem, błędem rzeczowym, to fakt. Ale oczekiwań Pietrzaka nie rozumiem, bo po prostu nie sądzę, żeby o jakości filmu świadczyć miała jego socjologiczna prawda czy wierność społecznego obrazka. I o tym wyłącznie dyskutuję z Pietrzakiem, ale jak widać nie ma o czym - różnica założeń wyklucza możliwość porozumienia.
I nie wiem, czemu Pietrzaka dziwi, że większość ludzi nie jest jak bohaterowie „Manhattanu”. „Vicky...” nie bronię, ale większość ludzi JEST taka, jak bohaterowie filmu - nijaka i bez pomysłu.
lata do domu samolotem i zastanawia się tylko, czy w życiu robić zdjęcia, pisać wiersze, przyłączyć się na trzeciego do jakiejś pary, na czwartego do trójkąta czy może wziąć ślub w Barcelonie? Większość ludzi jest również supersamczym supersamcem, który jednocześnie jest znanym i świetnie opłacanym malarzem i ma na raz Scarlett Johansson i biegającą wiecznie półnago Penelope Cruz. Które na dodatek bzykają się również między sobą.
Rozumiem... Chyba rzeczywiście porozumienie między nami nie jest możliwe. Niech humpie będzie, że to różnica założeń.
A teraz przeczytajcie to cudo:
http://www.kino.org.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=389&Itemid=297
Blimey!... :-/
na egzaminach czy testach sprawdza się czytanie ze zrozumieniem. Wiadomo chyba, że Pietrzaku przewyższasz chyba pod względem poziomu intelektualnego przeciętnego maturzystę. Złośliwie udajesz, że nie rozumiesz, co do ciebie piszę, ale cóż - to twój wybór.
Weźmy takie arcydzieło jak Pustelnia parmeńska.
Występują tam postacie mało reprezentatywne społecznie: opertetkowy książę, poeta i partyzant, który swojego najważniejszego zamachu dokonuje z platonicznej miłości, księżna, syn markiza, córka generała itd.
I co to komu przeszkadza? A cieszy "the happy few".
ale rzucanie bezpardonowych lewackich kłamstw w stylu cyt.:"Skoro neoliberalny kapitalizm się na naszych oczach składa jak domek z kart"" nawet w recenzji filmu to już jest programowanie podprogowe, bodajże zakazane... w tzw. UE nie ma żadngo kapitalizmu, a jeśli coś się wali (choć tzw.kryzys to też propaganda) to gospodarka sterowana centralnie a nie kapitalistyczna, bez przekłamań, proszę.>>>blog poza systemem oniryka.blog.onet.pl
by choć się o cień jakiej Muzy otrzeć, napiszę że miło mi spacerować po łące Pańskich myśli.
oniryko, a Słońce krąży wokół Ziemi.
Dziękuję nanie i nanę również pozdrawiam, ale bez "panowania" mi tu proszę! ;-)
Czytałam kilka amatorskich recenzji tego filmu, a więc z zainteresowaniem przeczytałam i tę. Ale mam bardzo mieszane uczucia. Trudno mi się wypowiedzieć w pełni kompetentnie, ponieważ filmu nie widziałam. Nie podoba mi się jednak samo podejście do oceny tego filmu, jak do produkcyjniaka. Na dobra sprawę to każdemu filmowi można by zarzucić, że nie pokazuje, jak ludzie chodzą do ubikacji itp. W przypadku filmu ważne jest, czy ogólnie czuje się w nim jakiś fałsz. Film przemawia do nas przecież poprzez postacie bohaterów, sytuacje, w jakich są postawieni. Pokazanie próżniaczej burżuazji (co świetnie udawało się Bunuelowi) też jest nie bez znaczenia. No, w każdym razie nie można podejść do filmu, że jak nie ma w nim robotników, to już jest do niczego.
Ta recenzja, że film jest byle jaki może być trafna, ale nie jest to trafnie uargumentowane.
Co do "Barry Lyndona" - ten film widziałam dawno, niemniej pozostało mi wrażenie, że tam tez została pokazana specjalnie odrealniona rzeczywistość przez Kubricka. To, co spotykało bohatera, nie było wcale jakieś typowe. No był tam ten Kubrickowski rozmach.
Cóż ma znaczyć ten przymitnik "amatorski" tutaj? ;-)
Moim zdaniem ten film właśnie *jest produkcyjniakiem późnego kapitalizmu* (ekscytacja rozwojem sił wytwórczych w stronę gospodarki symbolicznej przy wypieraniu społecznych warunków jej możliwości) - patrz wyżej post pt. "Allen jako socrealizm późnego kapitalizmu".
Akurat Bunuel bardziej moją argumentację podpiera niż jej przeczy. Portretował burżuazję, atakując ją i umieszczając jej pozycję w ramach społecznych stosunków władzy ekonomicznej i ukazywał jako ich konsekwencję, a nie ukazywał jako bytu samoistnego istniejącego w jakimś zawieszeniu poza realiami ekonomicznymi. Jest np taka kapitalna scena w "Dyskretnym uroku burżuazji", w której burżuje proszą robola bodajże na kieliszek wina - po to, żeby się wobec siebie utwierdzić, jacy to sami są kulturalni, a tamten jakim jest burakiem. Odmalowana w tym filmie burżuazja zawdzięcza swoją pozycję przemocy ekonomicznej i usuwaniu w cień świadomości tej przemocy, co się odbija rykoszetem w postaci przemocy kierowanej w benefijcentów przez pokrzywdzonych (terroryści z tej dziwnej Mirandy, zamachy bombowe, itd.). Przemoc ekonomiczna, na której oni jako klasa społeczna fundują swoją pozycję społeczną, powraca do nich w postaci przemocy terrorystycznej, rewolucyjnej itd.
Tu nie o to chodzi, czy się pokazuje robotników, czy nie, ale jak się pokazuje to, co się pokazuje. Jak Bunuel odmalował klasę społeczną, która wyparła przemoc ekonomiczną fundującą jej pozycję (świadom tego, że ona to właśnie uczyniła, i stąd się bierze z różnych stron uderzająca w nią przemoc), tak Allen tutaj jest samym aktem tego wypierania, nieświadomym stosunków społecznych, w których żyją trącące tu strasznym fałszem postaci rodem z fantazji nastolatka. Na dodatek jest aktem wypierania nudnym i irytującym.
Kubrick pokazał bohatera nieprezentatwynego (jego trajektoria społeczna sięgnęła bowiem z irlandzkiej prowincji najwyższych sfer arystokratycznych, a potem stamtąd go strąciła), ale po to, żeby pokazać panoramę stosunków władzy i gier społeczeństwa klasowego (pamiętasz napis na samym końcu filmu? "Było to za czasów króla Jerzego. Wszyscy ci ludzie, biedni i bogaci, piękni i brzydcy, są już dzisiaj martwi i wreszcie równi" - jakoś tak, cytuje z pamięci). Sztuczność w "Barrym Lyndonie" jest całkiem realistyczna, a przynajmniej funkcjonalna w stosunku do tematu - jest sztucznością gier społecznych w klasowym społeczeństwie. Ma ujawniać sztuczność właściwą rzeczywistym klasowym stosunkom społecznym.