jeszcze będzie głosił opinię o szalejącym terroryzmie i zagrożeniu faszystowskim? ;)
Dzisiaj atakuja SLD, a jutro moze zaczna budowac obozy koncentracyjne?
Po co mają budować obozy koncentracyjne?
Sprywatyzują Auschwitz-Birkenau i po kłopocie!
z humorem i przekorą, brawo:):)
Trzeba było ich koktajlami (wiadomo jakimi) obrzucać...
Problem w tym, ze jak spogladam np. na dyskusje pod newsem o Chavezie i mediach to zaczynam sie obawiac, ze to wcale nie prawica mialaby w Polsce chetke uruchomic obozy koncentracyjne.
Doprawdy? Czyżby też niepokoiło Cię to "zagrożenie dla wolności słowa" jakie stanowiłoby zamknięcie Gazety Wyborczej? :)
Z dwojga zlega wolalbym ulomny pluralizm w postaci Gazety Wyborczej i Trybunyu Robotniczje, niz zupelny jego brak w postaci samej jedynej Trybuny Robotniczej. A obawiam sie, ze coraz wiekszej liczbie polskich lewicowcow odpowiada ta druga opcja.
Jest pluralizm, jest wolność wyboru. Trybuna Robotnicza verso GW. Portal dla przykładu LBC verso Grupa ITI.
jestem przeciwko cenzurze, jednak za wspieraniem np. lokalnych mediów przeciwko koncernom, aby choć trochę wyrównywać siły. Michnikowi nie trzeb byłoby zakazywać robienia GW. Wystarczyłoby aby ograniczyć jego możliwości finansowe np. rozliczając z kasy którą swego czasu otrzymał na opozycyjną, demokratyczną i pluralistyczną gazetę m. in. od związków zawodowych, na które teraz tak pluje, czy stosując odpowiednie opodatkowanie koncernów medialnych.
To byla sytuacja PRZYKLADOWA, a nie REALNA, nawet tego nie jestes w stanie pojac?
Generlanie postulowalbym mniej-wiecej to, co pisze, ku memu zdumieniu, Cisza.
z Ciszą. Ale też i trochę z Burym. Wojtas, tego typu hipotezy modelowe są trochę jak z liberalnych czy libertariańskich czytanek (podatnik A, podatnik B, u podatnika A zostało w tym roku w kieszeni n + x, dodatkowo A jest sprytny i nie płaci "haraczu" na rtv, więc może kupić więcej batoników, kupuje więc najtańszy w hipermarkecie i resztę - bezrobocie wśród sąsiadów, nie mówiąc o wyzysku przy produkcji batonika - ma w nosie itp.), nie ma sensu abstrahowanie od realiów. Generalnie co do podstawowych spraw chyba się tu zgadzamy: na media najlepiej oddziaływać pozytywnymi boźdcami instytucjonalnymi czy organizacyjnymi i kombinacją pozytywnych i negatywnych bodźców finansowych a nie odgórną kontrolą treści.
w przypadku batonika miała być oczywiście praca pół-niewolnicza lub niewolnicza, także dzieci, a nie (tylko) wyzysk.
Nie miałbym nic przeciwko powstaniu specjalnego urzędu do spraw kontroli publikacji (wyjaśnienie dla wojtasa - nie cenzury, bo cenzura to instrument dopuszczający bądź niedopuszczający). Organ taki powinien mieć uprawnienia prokuratorskie i w przypadku podejrzenia o, delikatnie mówiąc, minięcie się z prawdą przez media kierować "z urzędu" rzecz do sądu.
Natomiast wykorzystywanie kodeksu karno-skarbowego (notabene typowej metody walki tzw. wolnej Polski z drobnymi polskimi przedsiębiorcami - owym Zenkiem z bazaru), być może zdałoby egzamin, ale w moim odczuciu aż za bardzo śmierdzi państwową opresją w swej najbardziej fundamentalnej postaci.
Jakie libertaranskie czytanki? Chyba napisalem bardzo prosta rzecz i to bynajmniej nie hipotetyczna, bo znamy bardzo dobrze z autopsji sytuacje, kiedy nie ma niezaleznych mediow. I dlatego tez stwierdzilem, ze lepiej jak mediow jest WIECEJ (jakichkowliek nawet), niz MNIEJ. A Ty mi wypisujesz o wyzyzku przy produkcji batonikow :-/ Nie wiem czy mam smiac sie czy plakac.
Bury: A niby do czego mialby byc ow urzad? Przeciez teraz, jak ktos sie czuje urazony (nawet Ty) jakas publikacje i uwaza ja za klamliwa, to moze zawsze pozwac gazete. Po co do tego jakis dodatkowy urzad? Zdajesz sobie sprawe jaki obszar ogromny mialby kontrolowac? Pisemka harcerskie albo gazetki szkolne tez?
Zgodzilbym sie natomiast na zupelnie inne skonstruowanie ustawy medialnej. Moznaby pomyslec o ograniczeniu udzialu kapitalu zagranicznego w spolkach medialnych (chociaz teraz jest na to grubo za pozno!), moznaby faktycznie wesprzec mniejsze media, itp itd. Ale nie mozna w tym wszystkim kierowac sie ocena ZAWARTOSCI mediow, jak to wlasnie zrobil tow. Chavez.
To co napisal Cisza_ jest wylacznie pytaniem o metode, a istota problemu w odniesieniu do zjawiska GW i jemu podonych nie polega na tym, ze jest ono pewnym przejawem wolnosci slowa, ktore nas drazni, lub jest uznawane za niedopuszczalne, ale na tym, ze jest ono wlasnie dla tej wolnosci slowa zasadnicza przeszkoda. Tzn. nie chodzi tyle o tresc pogladow gloszonych przez GW (choc jak sie troche poslucha tok fm mozna zgorzkniec ;) ) ale na wprowadzaniu pewnego dyktatu swiatopogladowego poza ktory, zadne niezalezne "wolne" slowo nie moze sie przebic.
To co zaproponowal _Cisza, jest pewnym sprytnym sposobem jak sobie z tym zjawiskiem poradzic nie naruszajac dogmatu o braku cenzury. To jest eleganckie rozwiazanie i pewnie lepsze od tych mniej elegenckich niz inne, ale w dalszym ciagu zasadniczy problempozostaje taki, ze to to koncerny jak GW a nie ich potencjalne zamkniecie sa zagrozeniem dla wolnosci slowa.
Proste pytanie: czy gdyby lewica udalo sie stworzyc ow "dyktat swiatopogladowy" (cokolwiek to znaczy), przez ktory nic innego nie mogloby sie przebic, to widzialabys w tym jakis problem?
GDYBY stworzyla mielibysmy pewnie do czynienia z z podobnym problemem, niezaleznie od mojej subiektywnej teogo zjawiska oceny. Bo moje postrzeganie zjawiska na jego istote jeszcze nie wplywa. (moze jakbym sie obudzila i wyzwolila z wiezienia materii, to by wplywalo- alem nie jest tak oswiecona)
Wiec nie rozumiem jakie to ma znaczenie rozstrzyganie czy ja bym widziala problem, czy nie. Moim zdaniem sensowna polemiką mogloby byc np. 1)"Myslisz sie - takie zjawisko, obecnie nie wystepuje, bo...", 2)GW nie jest przykladem opisanego przez ciebie zjawiska (przeszkoda dla wolnosci slowa), bo..
i ewnetualnie moze 3) zjawisko jest cecha mediow w ogole i dotyczy kazdego elementu,wiec nie ma sensu o nim mowic jako o wyrozniajacym dla GW..
wojtas: libertariańskie czytanki bazują na abstrakcjach i uciekają od realiów, wbrew pozorom Ty robisz (w tym wątku) niestety to samo. Oto przykłady.
W kontekście wenezuelskim przyznałbym Ci całkowitą rację, gdyby zaszła koniunkcja 2 czynników:
1) wenezuelskie organa państwowe podjęły konkretne działania prawne lub administracyjne przeciwko części mediów,
2) kryterium znalezienia się na ich celowniku była sama ich polityczna zawartość NIEZALEŻNIE od czegokolwiek innego (wielkości, udziału kapitału obcego, długości koncesji itp.)
Tymczasem jest dokładnie NA ODWRÓT. Chavez w przemówieniu nie zaproponował żadnych konkretnych rozwiązań prawnych, tylko wyraził swoją (organów państwa, partii, zwolenników) opinię, a wcześniejsze boje administracji rządowej z mediami dotyczyły konkretnych stacji, ich poszczególnych umów koncesyjnych czy procesów o konkretne sprawy. To naprawdę nie wina Chaveza, że najgłośniej krytykują go media wielkich korporacji krajowych i międzynarodowych i KAŻDA próba ograniczenia ich pozycji gospodarczej czy nawet budowa i rozbudowa mediów publicznych są przedstawiane jako "autorytarny atak na wolne media".
Bury: rozumiem, ale uważam, że taki urząd byłby niepotrzebny, bo każdy zainteresowany mógłby i bez niego zgłosić się z jakąś publikacją do prokuratury lub - lepiej - sądu cywilnego. To, że skarbówka służy w obecnych realiach najczęściej nękaniu drobnego i średniego kapitału to tyle nie wina jej pracowników, ile układu sił społecznych. Tak jak policja może służyć nie tylko pacyfikacji protestów związkowych, ale i obronie zwykłych, zwł. biedniejszych ludzi przed bandytami, tak organa skarbowe i śledcze mogą odegrać pozytywną rolę w ujawnianiu i doprowadzaniu do ukarania grubych finansowych ryb - i nieraz to robiły np. przy głośniejszych przekrętach prywatyzacyjnych (patrz: Orlen).
Nie mam najmniejszego zamiaru bronienia ustroju PRL-owskiego i cenzury, ale gwoli uczciwości trzeba zaznaczyć, że poza okresem stalinowskim pewna ograniczona różnorodność i niezależność środków przekazu faktycznie istniała: z jednej strony koncesjonowana "krakowska" opozycja katolicka (w której publikowanie nobilitowało w wielu środowiskach bardziej niż w niejednym organie całkowicie prorządowym), z drugiej niskonakładowe publikacje naukowe (do bodajże 500 egz. de facto poza cenzurą), z trzeciej wydawnictwa kościelne przy diecezjach czy zakonach. Oczywiście nie zajmowały się one otwartym atakiem na władze, ale po 1956 r. nie musiały drukować laurek ku ich czci, nie były też pod żadną kontrolą ideologiczną. Z pewnymi zastrzeżeniami do tej grupy zaliczyłbym też prorządowych politycznie, ale niezależnych światopoglądowo katolików PAX-owskich. W pewnych okresach znacznie luzowano ograniczenia dla prasy bezdebitowej, zwł. tej pochodzącej z głównego (czytaj: coraz bardziej prozachodniego i proliberalnego) nurtu opozycji - tak, że miała ona więcej czytelników niż wiele publikacji oficjalnych. Zresztą także prasa prorządowa miała różne nurty: od "Polityki" - organu partyjnych liberałów-technokratów po pisma pro-PRL-owskich marksistów w rodzaju "Spraw i Ludzi". To wszystko oczywiście w maksymalnym skrócie. Powtarzam: nie bronię tego stanu rzeczy, tym bardziej, że najważniejsze informacyjne kanały opozycyjne dominowały często środowiska najbardziej dla opozycji i późniejszej historii Polski szkodliwe, ale wizja pejzażu medialnego PRL jako całkowicie jednostronnego i jednorodnego jest uproszczona.