Myślę, że wśród klasy urzędniczej (bo chyba tak można już powiedzieć), "niekłaniających się encyklopedii" jest sporo więcej.
Myślę, że wśród klasy urzędniczej (bo chyba tak można już powiedzieć), "niekłaniających się encyklopedii" jest sporo więcej.
--
Weź pod uwagę, że w dzisiejszych czasach a już na pewno w jutrzejszych czasach, stała praca, na umowę na czas nieokreślony, lekka, nie zobowiązująca, średnio płatna za to bez zaległości jest arystokratycznym przywilejem a właśnie taką pracą jest praca urzędnicza. Ja jako urzędnik wolę nie tykać się encyklopedii niż tykać się jakiejkolwiek pracy fizycznej u prywaciarza.
Wiceprezydent nie rozumiejący pojęć "netto" i "brutto" to normalka. Najnormalniejsza z normalnych. Taki urzędas jest rozebranym zerem - w robocie jest on pod krawatem, więc z tarą, w domu, mimo że w szlafmycy, jest brutto. Ćwokowi nie wytłumaczysz, trza fiuta posunąć. Nie dasz rady. Za krótki jesteś, cisza.
(*_*)
Myślę, że
i
weź pod uwagę, iż
"w dzisiejszych czasach a już na pewno w jutrzejszych czasach",
pełno mamy cudoków po urzędach, o czym pisał Cisza, a czym nie omiedzkał pochwalić się cudok...
Panie bosh, ty widzisz, i nie grzmisz, i nie dupniesz...
(*_*)
Jak widzę wpis bez personalnej wycieczki pod moim adresem
to wpis stracony.
Dzięki temu, że pracuje w urzędzie to znam jego specyfikę i wiem na jakich nieformalnych zasadach opiera się jego funkcjonowanie. Dla tego też zdaje sobie sprawę, że działania Ciszy to zwykła hucpa tj. jego wybryki np.: przyprawiania nosa zdjęciu opisanego w artykule urzędnika to zwykła guwniarzernia która nic nie zmienia a pokazuje urzędnikom ruch lokatorski od najgorszej strony. Możesz być pewna, że po takich wyskokach każdemu lokatorowi będzie o wiele ciężej coś załatwić w urzędzie. Postać i pokrzyczeć pod urzędem miasta to potrafi każdy baran gorzej jak już trzeba coś załatwić wtedy okazuje się, że wszystkie mosty są spalone. Cisza zamiast pisać o swoich wybrykach powinien lepiej zacząć szukać sojuszników w grupie urzędników i radnych bo bez ich wsparcia nic się nie da zrobić.
Zamiast przyprawiać nos Pinokio było poszukać kogoś kto by zorganizował nieformalne spotkanie na którym obie strony przedstawiły by swoje argumenty i chociaż spróbowały osiągnąć kompromis.