2009-08-20 22:44:41
Dostąpiłem zaszczytu ujrzenia na żywo postaci wręcz kultowej -
wiceprezydenta Warszawy Andrzeja Jakubiaka.
Zacznę jednak od początku
Słynny Rzymski wódz i polityk Lukullus, znany także z zamiłowania do uczt pewnego razu poprosił kucharza o przygotowanie wystawnej kolacji. Ten, widząc, że arystokrata jest sam przygotował porcję na jedną osobę. Lukullus widząc to zdenerwował się i stwierdził "Jak to? Nie wiesz, że dzisiaj Lukullus ucztuje z Lukullusem?"
Podobną zasadę przyjął Jakubiak. To nieprawda, że organizowane przez niego konsultacje społeczne to fikcja, przecież on konsultuje się z wiceprezydentem miasta.
Ponieważ jednak nie zgodziliśmy się z takim rozumowaniem postanowiliśmy pana Jakubiaka odwiedzić.
Wizyta miała charakter edukacyjny - czyli wytłumaczenie znaczenia pojęć brutto i netto. Podczas ostatniej sesji Rady Warszawy pan prezydent pokazał, że encyklopediom się nie kłania i przy opisywaniu minimów dochodowych uprawniających do starania się o mieszkanie komunalne pomylił najprawdopodobniej kwoty brutto z kwotami netto, przez co mówił o sumach wyższych niż zapisane w projekcie.
Prezydent był zaskoczony wizytą edukacyjną przedstawicieli Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów i Komitetu Obrony Lokatorów. Sekretarka próbowała ratować swojego szefa, wołając, że "jest bardzo zajęty" o czym postanowiliśmy si przekonać wkraczając do jego gabinetu.
Okazało się, że pan Jakubiak nie chciał z nami rozmawiać, ponieważ był zajęty ważną prywatną rozmową telefoniczną.
Dopiero po naszym stwierdzeniu, obecności mediów, że dyżur wiceprezydenta miasta nie jest najlepszym czasem na "ważne prywatne rozmowy" zmienił front.
Otrzymał definicje kwot netto i brutto oraz dowiedział się o co chodzi. Po tym zdarzeniu z jego ust nie padło ani jedno słowo o kwotach brutto czy netto. Usłyszeliśmy natomiast, że teraz lokatorom jest lepiej i nie pomyliłem się.
Na miejsce przybyło dwóch ochroniarzy, którzy wyraźnie pokazywali, że bardzo poważają pana prezydenta. Poprosili nas o wyjście i stanęli z boku, przyglądając się akcji. Podobne podejście wykazali wezwani strażnicy miejscy, którzy nawet nikogo nie spisali (czyżby sami wcześniej doświadczali działań Jakubiaka?).
Akcję zakończyliśmy złożeniem oficjalnych pism do władz warszawy informując o "fachowości" ich przedstawiciela i postawiwszy ultimatum, że jeśli nie otrzymamy w terminie odpowiedzi przejdziemy do bardziej radykalnych działań.
Pozostaje nadzieja, że pan Jakubiak sięgnie w wyniku działań WSL i KOL do encyklopedii, a w przyszłości będzie sprawdzał przynajmniej definicje pojęć, którymi operuje. Być może, znając poziom większości stołecznych włodarzy, nadzieje te są naiwne, ale warto dawać ludziom drugą szansę.
W końcu odwiedziny u sympatycznego pana Andrzeja Jakubiaka zawsze można powtórzyć. Jeśli ktoś się nie uczy na błędach wyraźnie potrzebuje przecież dodatkowych korepetycji.